KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

Z inicjatywą przedsięwzięcia wyszedł Społeczny Komitet Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego w Poznaniu. Krótko potem, we wrześniu ubiegłego…

Czytaj...
HARD ROCK HOTEL

HARD ROCK HOTEL

Jedna z najnowszych realizacji, za którą stoi firma stoneCIRCLE, zyskała wiele prestiżowych nagród. Bar hotelowy otrzymał nagrodę Best…

Czytaj...
LAGASCA 99 I COSENTINO

LAGASCA 99 I COSENTINO

Zlokalizowany w dzielnicy Salamanca w Madrycie budynek mieszkalny Lagasca 99 nawiązuje swym charakterem do obiektów architektury wokół niego,…

Czytaj...
BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

Taki apel do Ministerstwa Rozwoju wydało w połowie sierpnia br. dwanaście organizacji branży budowlanej, deweloperskiej, biznesowej i architektonicznej.

Czytaj...
Frontpage Slideshow | Copyright © 2006-2011 JoomlaWorks Ltd.

Piła łańcuchowa diamentowa w belgijskich kapalniach wapienia

Metody eksploatacji pokładów kamienia dekoracyjnego różnią się od tych stosowanych chociażby w kopalniach rud czy też kopalniach kruszyw. W przypadku tych ostatnich celem jest samo uwolnienie materiału, nie chodzi o uzyskanie materiału o pożądanym kształcie czy wymiarach. W kopalniach kamienia dekoracyjnego celem jest uzyskanie tzw. zdrowych bloków, czyli jednolitej bryły kamienia, pozbawionej pęknięć, o jak najbardziej regularnym kształcie. Wymiary są tutaj istotne, obecnie stosowane w obrocie handlowym bloki powinny charakteryzować ustandaryzowane parametry: 3m x 1,75m x 1,75m. Dlatego tak bardzo istotna jest zastosowana technologia wydobycia, dzięki której kopalnie mają możliwość (co warunkuje charakterystyka złoża) pozyskiwać bloki o dużych gabarytach. W przypadku powstałych nieregularności w wydobytym bloku ich dodatkowa redukcja powoduje utratę materiału, a zatem niższe profity związane z jego sprzedażą (tab. 1). Im mniejszy rozmiar bloku, tym w przypadku dodatkowych uszczerbków większa strata procentowa objętości. By móc sprostać wymaganiom rynku, szczególnie biorąc pod uwagę potrzebę wykonywania elementów budowlanych o dużym formacie, istotne jest dostarczenie materiału o jak najwyższej jakości, by w następnych cyklach produkcyjnych, jak na przykład cięcie bloków na płyty, uzyskać jak najwięcej materiału nadającego się do sprzedaży. Producenci, wśród których dominują Włosi, prześcigają się w coraz to nowszych i bardziej wydajnych maszynach umożliwiających pozyskiwanie wysokiej jakości bloków kamiennych. Wystarczy tutaj wymienić urządzenia oferowane przez takie firmy, jak chociażby Fantini, Dazzini, Garrone. Łańcuchowe piły linowe pojawiły się we Włoszech już na początku lat siedemdziesiątych i służą do pozyskiwania bloków w kopalniach marmuru, trawertynu, wapienia, czyli głównie materiałów miękkich. Nie są natomiast przydatne do pracy w kopalniach granitu. Stosowane są prawie wyłącznie do wykonywania początkowych nacięć w złożu (wcześniej odpowiednio przygotowanego) pod dowolnym kątem uzależnionym tylko od samego rodzaju kopalni.

Optymalne rezultaty uzyskuje się, kiedy skała jest tylko nieznacznie popękana. Preferowane jest wykonywanie długich nacięć.

Zalety stosowania:

- wysoka wydajność

- ekologiczna praca: bez kurzu/pyłu, wibracji, poziom hałasu jest względnie niski

- nie ma potrzeby wstępnego przygotowywania maszyny

- niezastąpiona przy otwieraniu złoża w kopalniach podziemnych

- uzyskiwanie bloków wysokiej jakości: bez defektów (termicznych lub mechanicznych uszkodzeń), dobre przygotowanie bloku pod obróbkę tarkami stąd większa produkcja płyt

Wady:

 - dostęp do wody

- długość cięcia ograniczona długością ramienia

- kapitał inwestycyjny oraz koszty użytkowania raczej wysokie

- przemieszczanie maszyny możliwe tylko stosując ciężki sprzęt

- geometria kopalni musi umożliwiać stosowanie maszyny (regularność powierzchni kopalni).

Międzynarodowy plener rzeźbiarski w Jesenniku

Dzięki staraniom Henryka Korbańskiego, prezesa ZPAP Okręg Opole Tadeusza Waloszczyka dwa lata temu powstała w Opolu przy Związku Polskich Artystów Plastyków sekcja rzeźby. Nie trzeba było długo czekać na efekty jej działalności, do skutku doszło już kilka plenerów z dużą liczbą rzeźbiarzy, pracujących w drewnie, ceramice czy kamieniu. W dniach od 1 do 31 lipca bieżącego roku przy granicy z Polską w czeskim Jeseniku odbył się kolejny plener rzeźbiarski, w którym wzięli udział artyści z Czech, Polski i Słowacji. Komisarzem pleneru była artystka malarz z Jesenika, Irina Hornikowa. Polskiej grupie przewodniczył prof. Molenda z instytutu sztuki w Nysie. Międzynarodowy plener był efektem wcześniejszej współpracy nyskiej grupy artystycznej z artystami z Jesenika, stąd wzięło się zaproszenie polskiej grupy przez właścicielkę kopalni Slezsky Kamen, panią Marię Hundakową, która zwróciła się bezpośrednio do prof. Molendy z zapytaniem, czy nie chciałby wziąć udziału w międzynarodowej imprezie rzeźbiarskiej razem ze swoimi studentami. “Oczywiście pochwyciłem temat i rok temu spotkaliśmy się na spotkaniu roboczym, które związane było z przygotowaniem projektów wstępnych, ewentualnego ich zatwierdzenia, by po wykonaniu mogły znaleźć miejsce w parkach wokół Jesenika, w samym Jeseniku oraz w pobliskich sanatoriach. Odbyły się w sumie dwa spotkania i dotyczyły również zapotrzebowania materiałowego oraz sprzętowego. Oczywiście część narzędzi przywieźliśmy ze sobą, natomiast część była kupiona specjalnie na to sympozjum”. Głównym organizatorem był Urząd Miejski w Jeseniku wraz z burmistrzem. Z pomocą więc włączyły się okoliczne zakłady kamieniarskie przekazując m.in. do dyspozycji uczestników kamień oraz pomagając w odkuciu pierwszych warstw. W przypadku jednego z kamieni był problem, najprawdopodobniej z powodu sztychu rozsypała się jedna z rzeźb, ale problem rozwiązano sklejając ją. Realizacja wizji artystycznej w kamieniu wymaga zastosowania środków technicznych, dlatego do przygotowania imprezy włączyły się ponadto różne służby techniczne i leśne. Poza tym każdy student miał “wikt i opierunek”, a po zrealizowaniu projektu dostał gratyfikację finansową, w wysokości czterech tysięcy koron. “Owszem, zdarzały się drobne potknięcia, ale istotniejszy jest fakt, że miasto zobaczy korzyść z działań artystów, że to jest atrakcja i urozmaicenie struktury miejskiej. Dzięki szerokiemu obiegowi informacji o naszych działaniach przychodzili ludzie, pytali, interesowali się wszystkim. Naprawdę jestem zaszokowany wielkim zainteresowaniem, że czasami przeszkadzało to w pracy. Wszyscy odczuliśmy wyraźnie przyjazne nastawienie do nas ze strony Czechów. To było bardzo sympatyczne. Plener w sensie organizacyjnym prowadzony był przez dwie osoby panią Irinę Hornikową i dr Honzo Hauka. Honzo Hauk jest doktorem geologii, pracuje w tutejszym muzeum geologicznym, to bardzo ciekawy człowiek. Pani Hornikowa wzięła na siebie odpowiedzialność za finanse” poinformował prof. Molenda i dodał - “Podczas pleneru korzystaliśmy z marmuru, który był w tonacjach jasnych, siwych, z plamami białymi, bardzo ciekawy kolorystycznie. Do rzeźby znakomity, miękki, poddaje się fajnie, można powiedzieć, plastyczny kamień. Naturę granitu z kolei koledzy odczuli na własnych mięśniach. Znaczny wkład jeśli chodzi o zapewnienie kamienia do realizacji rzeźbiarskich miały miejscowe kamieniołomy Slezsky Kamen a.s., reprezentowane przez panią Marie Hundakową”. Imprezie towarzyszyło zainteresowanie prasy, w Dzienniku Jesenickim i Nowinach Morawickich opublikowano relacje z bogatym serwisem zdjęciowym. Wśród studentów nyskiego Instytutu Sztuki Akademii Sztuk Pięknych, którzy udali się a plener do Czech, byli i tacy, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z materiałem kamiennym lub znali go dość pobieżnie. Była zatem okazja “posmakować” kamienia sprawdzając swoje umiejętności rzeźbiarskie. Końcowy wynik pokazał, że jest co najmniej dobrze, a rezultatem ich wysiłków były zrealizowane bardzo ambitne projekty. Początkową nerwowość i niepokój związane z nieznajomością końcowego efektu, zdolnością sprostania wyzwaniu, a może i miejsca rozładowywały kontakty z zagranicznymi kolegami, pozwalające na skracanie dystansu we wzajemnych rozmowach, a także duża dawka obserwacji tego, jak inni radzą sobie w konfrontacji z trudnym materiałem, jakim przecież jest kamień. Konfrontacji, która uczy wielkiego szacunku oraz stopniowego budowania formy, czyli odrzucania tego, co niepotrzebne i dochodzenia do końcowego rezultatu. Kiedy prace były już zaawansowane członkowie polskiej grupy byli już ukontentowani, ciesząc się swą przygodą artystyczną. Sprzyjała temu bardzo dobra organizacja imprezy, choć zdarzyły się jakieś zgrzyty dotyczące szczegółów, ale biorąc pod uwagę, że w plenerze wzięły udział reprezentacje aż sześciu uczelni, czyli dwóch akademii, trzech uniwersytetów i jednej szkoły wyższej, nie miały one większego znaczenia. Każda z uczelni wysłała po 2-3 studentów, którymi opiekowali się asystent i ewentualnie profesor. Ewentualnie, bo profesorowie przybyli z Polski, Czech, natomiast Słowacy nie mieli opiekuna w osobie profesora. W plenerze obok studentów wziął również udział Wit Pichulski, zdolny młody rzeźbiarz z pracowni rzeźby Instytutu Sztuki UO: “Wcześniej brałem udział w plenerze w Krnowie, ten plener jest w 80% finansowany przez władze miasta, a dobrze jest mieć świadomość, że Jesenik to miasto liczące zaledwie dziesięć tysięcy mieszkańców, jest więc ponad dziesięć razy mniejsze od Opola, w którym bardzo trudno rozmawia się z Urzędem Marszałkowskim, czy władzami w ratuszu i z jakimikolwiek dotacjami zawsze jest problem”. Łącznie powstało jedenaście prac. Prof. Molenda komentując plener powiedział: “Mam nadzieję, że te wzorce, które zobaczyliśmy w Jeseniku, będziemy mogli przeszczepić na nasz region i że u nas też będą organizowane podobne plenery. Myślimy o współpracy z centrum rzeźby w Orońsku. Porównując podobne plenery w Polsce i w Czechach trzeba powiedzieć, że zaangażowanie finansowe i medialne jest tu bardzo duże i może służyć naszym władzom za przykład. “Będąc ostatnio w Nysie odwiedziłem w Urząd Miejski. Władze miasta po obejrzeniu programu opolskiej telewizji z istniejącego pleneru w Jeseniku zaproponowały zorganizowanie podobnego pleneru jaki miał miejsce w Czechach przy współudziale Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie kierunku konserwacja detalu architektonicznego i rzemiosła artystycznego. A ponieważ blisko z Nysy do Sławniowic i Gierałcic, gdzie znajdują się kamieniołomy marmuru, to jest szansa, że włączą się do organizacji pleneru. Plener miałby charakter interdyscyplinarny obok rzeźby w kamieniu, drewnie, byłyby inne dyscypliny sztuki, jak malarstwo, rysunek itp. Szansa jest tym większa, że do idei zorganizowania pleneru została włączona Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Nysie, w osobie rektora prof. Ryszarda Knosali”.Poproszony o wypowiedź Maciek Kus, student, uczestnik pleneru rzeźbiarskiego w Jeseniku, powiedział: “Pracowałem po raz pierwszy w marmurze i okazało się, że w pewnym sensie jest łatwa, jednak przy tego typu realizacjach, a były to duże formy, trochę wysiłku musieliśmy w to włożyć. Ręce bolały, rany, różnie było. Ale dziś wiem, że to dość łatwy kamień w obróbce. Marmur z kamieniołomu suplikowickiego ma ciepłą barwę, co jest ważne w kameralnych realizacjach, ładnie wygląda w polerze, właśnie w kontekście faktury uzyskanej gradziną czy szpicem, bardzo wdzięczny kamień. Próbowaliśmy także w innych kamieniach pracować, między innymi w marmurze, którego nazwy w tej chwili nie pamiętam, i był on dużo trudniejszy w obróbce twardszy, ale z kolei piękny w kolorze, o ciemnej grafitowej strukturze, miał nacieki kalcytu, był bardzo trudny technicznie do okiełznania, bo to skała niejednorodna, krucha w obróbce, ale efekt kolorystyczny był przy polerowaniu fantastyczny, dał nową inspirację w rzeźbie”. Po zakończeniu imprezy wszystkie rzeźby zostały wyeksponowane w parkach, przed różnymi obiektami. “To była bardzo ciekawa i ucząca impreza, mogliśmy zobaczyć, jak inni pracują w kamieniu. Uważam, że to spotkanie cementuje przyjaźń między Słowianami z Czech, Słowacji i Polski” podsumował na zakończenie profesor Instytutu Sztuki Uniwersytetu Opolskiej oraz Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie.

U źródeł rozwoju kamieniarstwa

W ostatnim czasie ukazały się na łamach “Świata Kamienia” dwa interesujące artykuły o średniowiecznych kamieniarzach. Nawiązując do ich treści warto jeszcze wrócić raz do tzw. znaków kamieniarskich, zwanych także gmerkami, które najczęściej stanowiły potwierdzenie pracy kamieniarskiej i rzeźbiarskiej mistrza. Według Encyklopedii Wileńskiej, czyli “Słownika języka polskiego” z 1861 r., s. 461, kamieniarstwo to sztuka robienia czegoś z kamienia, to m. in. ociosywanie kamieni. W tej sytuacji jego obróbka wiąże się z początkami naszej cywilizacji. Jednak metody pozyskiwania materiału skalnego i jego obróbki do czasu wprowadzenia XIX -wiecznej mechanizacji, zmieniały się bardzo powoli. Postęp dotyczył najczęściej rodzaju materiału użytego do produkcji narzędzi, stosowanych do odspojenia, wydobycia, transportu i obróbki skał (drewno, miedź, żelazo, brąz itp.). Dopiero w XIX w. kamieniarstwo zdecydowanie rozdzieliło się na architektoniczne i drogowe. Drogownictwo stworzyło na swoje potrzeby nowe metody badań laboratoryjnych. Natomiast kamieniarstwo budowlano-architektoniczne zachowywało jeszcze do niedawna metody i interpretacje sprzed ponad 150 lat (Koziński 1959).Ostatnia dekada, szczególnie w Polsce, ukazuje nam w zakresie budownictwa, architektury wnętrz i rzeźby, a co za tym idzie także kamieniarstwa, daleko idące zmiany. Ta sfera wytwórczości człowieka przeobraziła się na naszych oczach (Skoczylas; Żyromski 2003). Ogromna moda na kamienne oblicowania zewnętrznych i wewnętrznych elementów budowli użytku publicznego, tak świeckich jak i sakralnych, stawia nas przed nowym spojrzeniem na kamieniarstwo, jako na nowoczesną, prężnie rozwijającą się gałąź przemysłu. Dystrybucja jego wyrobów, a także nadzwyczajne walory estetyczne, techniczne i symboliczne kamienia sprawiają, że zasięg jego oddziaływania jest ogólnoświatowy. Dzięki kosmopolityzmowi kamienia przemysł obróbki kamienia rozprzestrzenia swoje produkty na cały świat. W polskiej powojennej rzeczywistości, tak w budowlach świeckich, jak i sakralnych, początkowo pojawiały się nieśmiało skały z państw dawnego RWPG, potem, w latach dziewięćdziesiątych XX w. także z Włoch, Hiszpanii, Skandynawii, RPA i z Brazylii. Obecnie coraz większy udział w architektonicznym wystroju naszych budowli mają skały tureckie, ukraińskie, indyjskie i chińskie. Gwałtowny wzrost oferty handlowej wysoko wyspecjalizowanych dystrybutorów zagranicznych spowodował pojawienie się na rynku skał o dźwięcznych, egzotycznych nazwach handlowych oraz swojsko brzmiących określeniach, które jednak, po weryfikacji petrologicznej, nie bardzo przystają do oferowanej rzeczywistości. Oferty włoskie to przede wszystkim marmury, niezależnie od tego, czy jest to wapień, marmur, granit, gnejs, czy jeszcze inne skały. Także inni oferują różne skały krystaliczne, jako np. granity. Doszło nawet do tego, że kamień z tego samego złoża u różnych dostawców uzyskuje różne nazwy (Jaśko 2004). Z geologicznego, a konkretnie petrologicznego punktu widzenia, są to terminy i praktyki nie do przyjęcia. Powstaje pytanie, kto powinien badać i weryfikować tego rodzaju surowce skalne w Polsce oraz informować, jaka jest petrologiczna charakterystyka oferowanej na rynek polski skały o nadzwyczaj egzotycznej, ładnej, wpadającej w ucho, nazwie. Wydaje się, że polscy petrolodzy stają przed wyjątkową szansą, włączenia się w proces badawczy obejmujący ogólnoświatową eksploatację i dystrybucję surowców skalnych. Burzliwy rozwój kamieniarstwa nie tylko stwarza nowe wyzwania poznawcze i utylitarne, ale może doprowadzić także do momentu refleksji nad początkami kamieniarstwa na ziemiach polskich, nad jego związkami z naukami o ziemi.Kamieniarstwo architektoniczne rozwinęło się na naszych ziemiach w okresie tworzenia się państwowości polskiej i przyjęcia chrztu. Wówczas na południu powstawały obiekty sakralne zbudowane głównie z wapieni, rzadziej piaskowców, natomiast w Poznaniu, Gnieźnie, Ostrowie Legnickim, Gieczu, Łeknie, Trzemesznie, Mogilnie, Strzelnie, Kruszwicy, Inowrocławiu i Lubiniu koło Gostynia powstawała gnejsowo-kwarcytowo-granitowa architektura sakralno-pałacowa. Właśnie to regionalne zróżnicowanie architektury na region wyżynny (Małopolska, Śląsk) oraz nizinny (Wielkopolska, Mazowsze) mogło być przyczyną, że do XII wieku architektura rubieży południowych nawiązywała do Czech oraz południowej Francji. Natomiast w sercu początków państwa polskiego architektura nawiązywała stylistycznie i personalnie oraz materiałowo do północnej części lądowej Europy, głównie północnych Niemiec i obszarów dzisiejszej Belgii. Stamtąd też przybywały pierwsze zespoły budowlane, które określano nazwą strzechy.Pierwsze strzechy budowlane w Europie wywodziły się z klasztornych zespołów budowlanych, głównie cystersów i benedyktynów, zakonników znających rzemiosło budowlano-kamieniarskie. Cechą charakterystyczną tych zakonnych warsztatów była doraźność celów. Najczęściej po budowie danego klasztoru i opactwa działalność strzechy zamierała. Dopiero od XII w. wskutek swoistego boomu inwestycyjnego, szczególnie we Francji ale także na ziemiach polskich wzrosło zapotrzebowanie na kamieniarzy, rzeźbiarzy itp. Wówczas nie tylko strzechy klasztorne stały się mobilne ale także zaczęły powstawać pozaklasztorne zespoły specjalistów, które zawierały bezpośrednią umowę z fundatorem. Cechą tych strzech budowlanych była duża mobilność, określane one były jako strzechy wędrowne i przenosiły się z budowy na budowę.Z biegiem lat i doświadczeń strzechy oraz całe cechy budowlane uchwalały statuty, regulujące organizację, procedury i zasięg oddziaływania, kształcenia i podziały obowiązków i beneficjów (np. statut naczelnej niemieckiej strzechy w Strasburgu z 1459 r. lub Nowy statut kamieniarzy z Regensburga z 1514 r.).Na czele strzechy stał mistrz budowlany magister operis. Jego zastępcą był tzw. parler (dawne niemieckie parlieren, czyli gadanie, mówienie po francusku). Był to wysoko kwalifikowany fachowiec, najczęściej kamieniarz (lapicida) lub rzeźbiarz w kamieniu. (J. Maślaniec 2004). Oprócz nich w skład strzechy wchodził najczęściej ceglarz (tegelarius), cieśla (carpentarius), murarz (caementarius) i inni. Statut regulował także zasady nauki zawodu. Kamieniarz musiał terminować przy mistrzu przez pięć lat. Po zdaniu egzaminu, wyzwolony czeladnik otrzymywał swój znak rozpoznawczy tzw. gmerk, którym mógł podpisywać swoje prace. Przykładowy zestaw znaków kamieniarskich na budowach z XII i XIII w. pokazuje ryc. 1-9.Rozwój budownictwa ceglanego nie zatrzymał postępu prac strzech kamieniarskich. Wśród około 20 tysięcy opublikowanych znaków kamieniarskich nie stwierdzono, za wyjątkiem może kilku najprostszych, wypadku umieszczania tego samego znaku przez różnych, współczesnych sobie kamieniarzy. Znaki kamieniarskie nie tylko potwierdzały tożsamość wykonawcy, ale z dzisiejszego punktu widzenia są także reperem stratygraficznym, na podstawie którego można niekiedy określić dokładny wiek budowy elementu architektonicznego oraz względny wiek obiektów z nim sąsiadujących.Wdzięcznym przedmiotem badań znaków kamieniarskich jest wrocławski ratusz, gdzie zauważono, zaanalizowano i opublikowano 58 znaków kamieniarskich późnego średniowiecza (ryc.10). Dodać jeszcze można, że z innych obiektów Dolnego Śląska opublikowano kolejnych 17 znaków. (Bukowski; Z lat 1958; Korzeniowski 2001: ryc. 11).Znaki kamieniarskie pomagają nie tylko odtwarzać kolejność i czas budowy badanych budowli i jej elementów architektonicznych ale także pozwalają śledzić i odtwarzać dzieje życia i pracy mistrzów kamieniarskich zmieniających często miejsca swojego pobytu. Z kolei analiza tworzenia nowych znaków dla czeladnika pozwala także wyodrębnić różne regionalne, stylistyczne i rodzinne szkoły kamieniarstwa. Do niedawna wielu historyków sztuki było mocno przekonanych o stałej obsadzie strzech kamieniarsko-budowlanych. Badania E. Łuźynieckiej (2002) nad architekturą klasztorów cysterskich wskazują jednak, że w średniowieczu zespół na budowie ciągle się zmieniał. Nawet w każdym tygodniu skład personalny był zmienny. Zmieniała się nie tylko liczba osób, ale zmieniali się także mistrzowie. Prawdopodobnie zespół budowlany tworzył się na miejscu budowy i rozpadał po jej zakończeniu. Zagadnienia znaków kamieniarskich, a także stanu wiedzy kamieniarzy na temat rodzajów skał i ich własności użytkowych wymaga specjalnych badań. Warto jednak zasygnalizować, a może nawet uświadomić sobie, że starożytni i średniowieczni skalnicy, górnicy, budowniczowie, kamieniarze i rzeźbiarze stanowić mogą przykład dla współczesnych petrologicznych i utylitarnych dociekań nad geologicznym poznaniem, udokumentowaniem, wykorzystaniem i ochroną wybranych elementów bogactw mineralnych skorupy ziemskiej.W każdym razie już w średniowieczu na ziemiach polskich znak kamieniarski, zaświadczał o jakości i kwalifikacji mistrza strzechy, być może podobnie jak dzisiaj znak firmowy, czyli logo firmy kamieniarskiej gwarantuje jakość materiału, odpowiedni poziom wykonawstwa i usług.

Ryc. 1. Znaki kamieniarskie na budowach z XII i XIII w. (wg J. Gadomskiego, za J. Zachwatowiczem 1971 s. 183): 1 Czerwińsk, kościół kanoników regularnych pw. Zwiastowania P. Marii, portal; 2 Kruszwica, kolegiata pw. św. Piotra; 3 Skalbmierz, kolegiata pw. św. Jana Chrzciciela; 4 Kościelec Kaliski, kościół pw. św. Wojciecha; 5 Kazimierz Biskupi, kościół pw. św. Marcina; 6-7 Strzelno, kościół norbertanek pw. św. Trójcy; 8 Strzelno, rotunda pw. św. Prokopa; 9 Wąchock, opactwo cystersów pw. P. Marii i św. Floriana; 10 Jędrzejów, opactwo cystersów pw. P. Marii i św. Wojciecha; 11 Morsko Dolne, kościół pw. Wniebowzięcia P. Marii; 12 14 Sandomierz, klasztor dominikanów pw. św. Jakuba; 15 Kościele Proszowski, kościół pw. św. Wojciecha; 16 Mogiła, opactwo cystersów pw. P. Marii i św. Wacława.

 

Rynek kamieniarski z perspektywy spedytora (l)

Magemar to przedsiębiorca belgijski, który dzięki wieloletnim doświadczeniom osiągnął wysoki poziom specjalizacji działając m.in. w niszy transportu i logistyki bloków granitowych. Obecnie jest to główny spedytor kamienia do Polski z niemal całego świata, zajmuje się organizowaniem transportu i spedycją od kopalni aż do finalnego odbiorcy. Działa na zasadzie hurtowni. Istotne znaczenie Magemar dla polskiego rynku kamieniarskiego jest bezdyskusyjne, mimo że trudno mówić w tym o firmie kamieniarskiej. Nie sposób byłoby sobie wyobrazić współczesny rynek krajowy bez udziału tego potentata w dziedzinie transportu, przede wszystkim morskiego. Zasada działania firmy polega na obsłudze dużych tonaży towaru zgrupowanych od wielu małych, średnich i większych klientów. Posiadanie w gestii takich partii pozwala firmie na podpisywanie wieloletnich umów z różnymi przewoźnikami morskimi oraz pełnego lub częściowego czarterowania statków. Główną siedzibą firmy jest Liege w Belgii, zaś głównym portem Antwerpia drugi pod względem wielkości i wolumenu przeładunków port w Europie. To tam znajduje się największy w Europie Północnej, Zachodniej i Wschodniej skład bloków granitowych. Europa Południowa jest jak wiemy całkowicie zdominowana przez rynek włoski transport bloków na ten rynek odbywa się bezpośrednio od południa Europy przez Morze Śródziemne. Znane “208” (w ten sposób oznaczony jest skład bloków przyp. red.) ma dwie funkcje: po pierwsze to baza logistyczna firmy tam rozładowywane są duże statki oceaniczne, które przywożą bloki z Afryki Południowej (głównie RPA i Zimbabwe), Ameryki Południowej (głównie Brazylia) oraz Dalekiego Wschodu (głównie Indie). Następnie bloki po kilku dniach są ładowane na mniejsze statki dowozowe (jednorazowe partie 2-3 tys. ton), barki, wagony i samochody, po czym są wysyłane na cały teren Unii Europejskiej, gdzie bezwzględny prym wiedzie Polska, znany od kilku lat potentat w Europie w imporcie i przerobie granitu. Drugą funkcją, bardziej istotną z punktu widzenia klientów firmy, jest skład bloków dla różnych większych lub mniejszych firm, które handlują kamieniem w tej strukturze 208 jest ekspozycją i magazynem podręcznym służącym do sprzedaży bloków. Klienci odwiedzają skład na 208, wybierają bloki, kupują od poszczególnych właścicieli, a Magemar dowozi na wskazane przez kupujących miejsce. Dotychczasowa obsługa polskiego rynku kamieniarskiego, jej skala, pozwoliła zawrzeć stałe umowy z armatorami na dowozy bloków również do Polski. Dziś Magemar obsługuje nie tylko regularne linie transportu kamienia do Polski z Ameryki Południowej, Dalekiego Wschodu i Afryki Południowej, ale też regularną linię z Finlandii i nieregularny (czarterowy) transport z Hiszpanii, Norwegii i innych krajów, zgodnie z zapotrzebowaniem klientów. Spośród krajów zaopatrujących polski rynek, prym wiedzie Republika Południowa Afryki. Licząc w tonach transportowany z tego kraju materiał, RPA jest największym jego źródłem w kategoriach globalnych obsługi polskiego rynku sprowadzana jest stamtąd ponad połowa całego tonażu, jaki trafia nad Wisłę. To niebagatelnej wielkości tonaże, nic więc dziwnego, że stanowią łakomy kąsek dla firm spedycyjnych, które nieustannie zabiegają o ich przejęcie, choćby tylko w części. Z powodu dominującej wielkości, sprowadzanie kamiennego towaru z Afryki nie nastręcza takich trudności jak ma to miejsce w przypadku Indii i Brazylii. Na Czarnym Lądzie funkcjonują właściwie dwa porty załadunku: Richards Bay i Durban, statki czasami też zawijają po kamienne bloki do Beira (Mozambik), we wschodniej Afryce.Z perspektywy stopnia trudności, jakie musi pokonać firma Magemar usiłując przetransportować kamienie, Indie są w tej chwili najtrudniejszym kierunkiem spośród wszystkich przez nią obsługiwanych. Składa się na ten fakt konieczność wożenia dużej ilości małych partii towaru, po kilka bloków z wielu portów. W Indiach znajduje się pokaźna liczba portów, z których regularnie dla odbiorców obsługiwane są cztery: Visag, Chennai, Tuticorin i Mangalore, gdzie odbierane są bloki, choć statki zawijają także do mniejszych portów, do których dostarczane są zamówione bloki. W ten sposób z takiego niewielkiego portu statek przy okazji załadunku innych większych partii zabiera czasem nawet dwa, trzy bloki, co dla przewoźnika jest typowym detalem. W Ameryce Południowej strategicznym producentem bloków granitowych jest Brazylia. Ich eksport do naszego kraju odbywa się przez dwa główne porty, największy i najważniejszy Vitoria oraz Salvador, uzupełniane przez pomniejsze porty, skąd towar również jest zabierany. Odbywa się to na quasi-liniowych przewozach, czyli raz na trzy - cztery tygodnie towar jest odbierany z portów głównych, gdzie dostawcy dostarczają go na bieżąco. W każdym z trzech wcześniej wymienionych regionów świata Magemar ma swoich agentów, którzy utrzymują stały kontakt z dostawcami, koordynując pracę poszczególnych linii. Polega to na ustalaniu z dostawcami terminu, w którym statek zawinie do portu, gdzie czekać będzie na niego dowieziony na zapowiedziany czas towar ta ostatnia kwestia leży w gestii agentów, którzy zbierają informacje bezpośrednio u poszczególnych dostawców, kiedy każdy z nich będzie gotowy dowieźć towar do portu. Praca tych agentów oprócz koordynacji pracy danej linii zapewnia naszym klientom bezpieczeństwo, iż cały zabukowany (potwierdzony do załadunku przez dostawcę i potwierdzony do przewozu przez armatora) towar partia bloków dojedzie na czas do portu i będzie cała załadowana na dany statek. Agent sprawdza na bieżąco ile towaru jest w porcie, ile dojeżdża, ile i kiedy będzie wysłane z kopalni i w końcu ile towaru nie ma szans na dowiezienie na czas do portu lub też ile dany statek nie załaduje z powodu zwyczajnego braku miejsca. To wszystko jest głównie po to, by uniknąć kosztu tzw. martwego frachtu (ang. Dead Freight), czyli opłaty za fracht należny za zabukowaną partię której część bądź całość nie była przygotowana do załadunku (brak fizycznie bloków w porcie albo przeszkody formalne np. urząd celny itd.) do momentu zakończenia załadunku statku. Gdy taka sytuacja ma miejsce, wówczas armator statku domaga się zwykle zapłaty za puste miejsce na statku, czyli za transport powietrza. Gdy agent wie, że część bloków nie zdąży do portu, wtedy koryguje buking i aktualizuje go do rzeczywistej ilości zgromadzonego na czas towaru w porcie. Armator wtedy jest w stanie zabrać inny towar w miejsce bloków. To bardzo ważne, by taka współpraca układała się właściwie. To zabezpiecza Magemar a potem klientów przed płaceniem za wspomniane wyżej martwe frachty. Zdarza się że agenci wyjaśniają nieporozumienia na linii dostawca klient. Gdy ktoś kupił materiał a dostawca go na czas nie dostarczył, wtedy zwykle odbywa się przysłowiowe “polowanie na czarownice”, czyli dostawca zwala winę na wszystkich, zamiast się przyznać do swego niedopełenienia zobowiązań. Biorąc pod uwagę, że rzecz idzie o pieniądze nie tylko zapłacone za nie dostarczone na czas bloki, ale i tzw. straty alternatywne za niemożność sprzedaży na rynku np. polskim bloków w czasie tzw. sezonu, firma stara się pracą tychże agentów pomagać w sprawnym przepływie informacji i samego towaru na linii dostawca klient.Praktycznie nie zdarza się, żeby klienci kupowali na tzw. bazie Ex-works, co oznacza transakcję w samej kopalni i zorganizowanie transportu na własną rekę. Minimalnym warunkiem jest tzw. FOB (Free On Board), czyli “wolne na burcie statku”, teoretycznie oznacza to, że dostawca powinien ponieść wszelkie koszty dostawy wraz z załadunkiem na statek. W praktyce wygląda to tak, że dostawca organizuje transport kamienia do portu, ponosi koszty wszelkich operacji do złożenia go na placu przy lub bezpośrednio na nabrzeżu liniowym danej wskazanej przez Magemar linii, natomiast załadunek jest już płacony przez linie - w tym przypadku przez sam Magemar działający na zlecenie klientów z Polski bądź na zlecenie klientów zagranicznych. Drugą grupą są klienci, którzy dostarczają do naszego kraju towar na bazie CIF port polski (Koszt ubezpieczenie fracht płatne do portu w Polsce) - w tym przypadku dostawca bierze na siebie wszelkie koszty do momentu przyjścia statku do portu w Polsce i dopiero w wtedy klient sam organizuje sobie wyładunek ze statku. Trzecia grupa dostaw dotyczy sytuacji, kiedy klienci kupują kamień od firm reprezentujących kopalnie lub handlujących kamieniem, czyli pełniących rolę agenta danej kopalni bądź hurtowni bloków. One to sprzedają materiał z portu bardzo często wliczając w koszt bloku przeładunek w porcie. Czasami bloki są transportowane jeszcze do składów wewnętrznych na terytorium Polski, np. w okolice słynnego Strzegomia, a Magemar organizuje transport do tych składów czy klientów ostatecznych, samochodami albo wagonami. Zdarza się, że w całym łańcuchu transportowym, kiedy bloki idą z kopalni do finalnego klienta, stają się własnością nawet kilku firm, w procesie tym biorą bowiem udział różni pośrednicy, czasami są to biura poszczególnych kopalń. Nie jest tajemnicą, że w przypadku materiałów z Afryki Południowej od paru lat na polskim rynku dominują tamtejsze kopalnie, które otworzyły nad Wisłą swoje biura, co jest konsekwencją koncepcji zbliżenia się kopalni do klienta. Zjawisko to ma pewne konsekwencje: każdy towar ma swój własny rynek, a rynek to określona podaż i cena, za którą dostawca oferuje towar. Kiedy kopalnia daje towar firmie handlującej blokami, czyli np. sprzedaje jakąś dużą ich partię i firma handlowa sama rozprowadza je swoimi kanałami dystrybucji, to kopalnia jest całkowicie oderwana od rynku. Firma handlowa płaci za towar i kopalnia nie ma żadnego wpływu na to, w jaki sposób i w jakiej cenie jest on sprzedawany. Nie ma żadnego wpływu na kształtowanie ceny, dlatego nie ma też wpływu na kształtowanie popytu. A przecież to kopalnia jest zainteresowana promocją swojego towaru i sprzedażą jak największej jego ilości. Działając przez firmę handlową musi oddać materiał i w ten sposób odcina się od klientów i konkretnych rynków. To stwarza sytuację, w której każda z grup działa w zamkniętych kręgach: kopalnie wydobywają materiał, klienci stanowią zamkniętą enklawę w danym kraju, pośrednicy dowolnie kształtują ceny w zależności od potencjału rynku, który to oni tylko widzą. Kiedy całą sprawę biorze w swoje ręce firma reprezentująca kopalnię, wówczas pozwala to danej kopalni na doskonałą orientację, na przykład w ilościach, jakie wchłania dany rynek i pozwala na prowadzenie odpowiedniej polityki, by jej materiał zaczął się liczyć, operując wysokością ceny - obniżając ją lub podwyższając, gdy rośnie popyt. Posiada ona wówczas wiedzę o jakości i ilości, jakiej wymaga dany rynek. W Polsce klienci zaczęli być bardzo wymagający w stosunku do jakości materiału, bardzo często świetnie znają się na tym, co kupują, dlatego firmy oferujące towar kiepskiej jakości napotykają na olbrzymie kłopoty w jego zbycie. W tym przypadku jedyną drogą wejścia na rynek jest bardzo niska cena, co jest rozwiązaniem niewątpliwie skutecznym, ale tylko na krótki okres czasu. Najpierw klienci próbują towar, bo przyciąga niska cena a następnie wracają do wypróbowanych dostawców. W przypadku każdego kamienia ważny jest rynek lokalny. W kraju wydobycia granit jest starannie segregowany według zasady, niższa jakość bloków mowa tu o drugiej i trzeciej klasie jakości - klasyfikuje je na lokalny rynek, a najwyższa pierwsza na eksport, ponieważ im wyższą cenę można podyktować za dany kamień, tym bardziej opłacalny jest jego eksport. I ten fakt decyduje o tym, że kopalnia chce mieć wgląd w określone rynki, ponieważ w ten sposób oferuje towar jak najbliżej klienta. Ma też informację o tym, co na dany rynek można produkować i automatycznie jest w stanie dopasować swoją produkcję do określonego rynku. Warto w tym momencie stwierdzić, że biorąc pod uwagę potencjał polskiego rynku jest on ogromny. Kiedy do niedawna wszyscy kręcili nosem, gdy mówiło się o Polsce, to w tej chwili jest nią ogromne zainteresowanie, co polega na licznych zapytaniach o to, jakie kamienie cieszą się zainteresowaniem wśród Polaków i co w ogóle się w Polsce sprzedaje. Firma jest jednak obłożona embargiem informacyjnym, jej rolą jest przecież transport, a nie handel, w związku z czym klienci reprezentowani przez nią nie życzą sobie udzielania jakichkolwiek informacji, porad bądź koordynowania tego, co sprowadzają do Polski. Głównym obiektem zainteresowania spedytora jest tonaż, a nie kolory czy jakość towaru, to są dla niego obojętne kwestie. Tak więc firmy, które chciałyby uzyskać pewne informacje nie dotyczące głównego przedmiotu zainteresowania spedytora, odejdą z czym przyszły. Ale z pozycji spedytora to, co dzieje się na polskim rynku, nie sposób określić inaczej, jak potężne działania. Wiele firm angażuje się poważnie finansowo, żeby wejść na ten rynek i coraz więcej firm jest na nim obecnych, co oczywiście jest korzystne dla polskiego klienta. Nie ma żadnej dużej kopalni albo konsorcjum na świecie, która nie byłyby reprezentowane aktualnie w naszym kraju. Niektóre kopalnie są zgrupowane, mają podpisane wieloletnie umowy z różnymi firmami handlowymi albo właścicielami innych kopalni na dystrybucję swojego materiału i biura takich podmiotów funkcjonują dziś w Polsce, dzięki czemu można kupić u nas każdy kamień. Nie wszystkie bloki są dostępne na składach w Polsce czy Antwerpii, niektóre trzeba zamawiać. Dużo osób dzwoni do Magemaru z zapytaniem o jakiś konkretny kamień, bez problemu firma wskazuje wszystkich dostawców, a nawet podaje pełną listę tego, co jest w porcie, bez wskazywania jednak, który jest lepszy lub gorszy. Jak dotąd nie zdarzyło się, żeby klient nie uzyskał poszukiwanej przez siebie informacji o dostawcy. Rynek kamieniarski w Polsce jest doskonale spenetrowany przez dostawców i dostępność kolorów, faktur, rodzajów kamienia jest przebogata, obejmując również kamienie egzotyczne. Od paru lat daje się obserwować wzmożony import gotowych płyt granitowych o urozmaiconej kolorystyce, co wynika z aktualnych możliwości dostawców, którzy sprowadzając kontener płyt z jakiegoś miejsca na świecie są w stanie wziąć każdą płytę w innym kolorze z innego materiału. Import bloków gwarantuje po pocięciu określona ilość płyt o powtarzalnym wzorze i barwie, co trudniej uzyskać w przypadku sprowadzania gotowych płyt. Z reguły kupujący płyty chce mieć zagwarantowaną powtarzalność i to jest problem, z którym trzeba sobie radzić. Od kilku lat pojawiają się głosy na temat kończącego się rynku Impali w naszym kraju, czego nie potwierdzają statystyki Magemaru. Dodatkowym bodźcem do takich stwierdzeń były odnotowane na początku tego roku bardzo poważne wzrosty kosztów frachtów morskich chodzi tu głównie o frachty oceaniczne. Dla przykładu tylko w bieżącym roku wzrost frachtów morskich w przypadku Południowej Afryki tj. Impali sięgnęły ponad 30 procent. Niestety, koszty transportu biją bezpośrednio w ceny towarów. Są kamienie, których koszt transportu sięga 800 dolarów za kubik. Niekiedy klienci znający ceny na polskim rynku porównują je do ceny, za jaką można kupić je na danym lokalnym rynku producenta. Nietrudno stwierdzić, że w kopalni na miejscu można kupić materiał kamienny za śmiesznie małe ceny w porównaniu do cen obowiązujących na naszym rynku. Dokładając jednak wszystkie koszty transportu, ubezpieczenia przeładunków itd. uzyskuje się cenę zbliżoną do tej, za którą oferuje się ten towar w Polsce. Pomysł na import jednego czy dwóch bloków na własne potrzeby, co miałoby obniżyć koszt uzyskania materiału, pracownicy spedytora zdecydowanie odradzają, ponieważ taką liczbę bloków taniej jest kupić w porcie, gdzie jednocześnie zawsze można obejrzeć i wybrać bloki. Bezpośredni import bloków opłaca się dużym podmiotom, które stać na ryzyko w razie kłopotów z jakością. Z tego powodu zapewne tendencja mikro importu słabnie.

Kapitel koryncki a maszyna do jejek

Tytułem wstępu słów kilka Zacznę od wyrażenia opinii, że żadna gazeta nigdy nie będzie podręcznikiem, a najlepszy podręcznik nie nauczy zawodu. Pogląd ten w czasach, kiedy byłem pracownikiem naukowym na akademii w Warszawie , był przyczyną ogólnej niechęci wobec publikacji popularnonaukowych. Naukowiec podejmujący trud opisania określonego zagadnienia musi być rzetelny, precyzyjny, w wyniku czego lektura podawanej przez niego receptury staje się trudna i pełna niejasności dla człowieka odpowiednio niewykształconego w prezentowanej dziedzinie, w efekcie uniemożliwiając właściwe wykonanie prac. Stąd podanie receptury rekonstrukcji na przykład pomnika z piaskowca wiąże się z wieloma wątpliwościami i wynikającymi z nich pytaniami. Przecież konkretny grobowiec mógł być stworzony specjalną techniką. Ktoś, kto nie ma zmysłu obserwacji i nie potrafi jej rozpoznać, nie wie, w którym momencie pewne procesy przerwać, a kiedy je wznowić, czego rezultatem może być to że cała warstwa powierzchniowa, na której są określone faktury, po prostu zniknie. Dlatego pisanie na ten temat jest obarczone poważnym niebezpieczeństwem. Lepszego efektu można się spodziewać podając informację na przykład o rodzaju dłuta stosowanego w określonej obróbce. Inna rzecz, że z podanego opisu czytelnik nie wykona takiego dłuta i będzie miał spory kłopot ze znalezieniem w kraju kowala, który mu takie dłuto przygotuje. W całym kraju jest tylko kilka osób, które mają odpowiednie kompetencje w tej materii i dlatego z centralnej Polski na ogół jeździ się do Orońska, gdzie zamawia się dłuta u tamtejszego kowala. Reszta kupuje dłuta niemieckie, włoskie. Tekst nie nauczy obróbki, rozumienia samego materiału. W Polsce edukacja w dziedzinie szeroko pojętego kamieniarstwa to dziś problem podstawowy. W latach 1940, 50., 60. edukowano kamieniarzy, bo na fachowców w tej profesji było zapotrzebowanie, odbudowywała się przecież Warszawa, Kraków, Gdańsk i inne miasta. Ambicją rządzących była rewaloryzacja budynków, całych kompleksów, które uległy zniszczeniu w wyniku wojny, do czego potrzebna była armia ludzi. Bardzo dobrze funkcjonował cech, były egzaminy czeladnicze, mistrzowskie i inne formy doskonalenia zawodowego. Ale minęło czterdzieści lat i dziś ci specjaliści odeszli już z rynku. Efekty ich pracy pozostały, natomiast nie przetrwały ośrodki kształcenia i brakuje ciągłości kształcenia, a za żart można uznać fakt, że obróbki ręcznej, podstawowych umiejętności kamieniarskich naucza się na wydziale konserwacji uczelni wyższej, gdzie oczywiście nauczanie to jest na w miarę przyzwoitym poziomie. Na akademię przychodzą absolwenci, którzy wynieśli ze szkoły jakąś podstawową wiedzę, ale nie mają pojęcia o praktyce, a przecież rzemiosło wymaga hektarów przekutego kamienia, a nie tylko wiedzy i wrażliwości osobistej. Pracowałem na akademii dziesięć lat ucząc technik rzeźbiarskich, kopii i samej konserwacji; byłem zawsze bardzo blisko warsztatu kamieniarskiego i w związku z tym mam parę krytycznych uwag - jeżeli absolwent akademii nie potrafi wykuć ornamentu, nawet nie potrafi się do niego zabrać, to nie jest dobrze, ponieważ jest duże prawdopodobieństwo, że na swojej zawodowej drodze spotka jakiś defekt, np. wole oczka czy coś innego, co powinien umieć zrekonstruować bądź uzupełnić.

O architekturze nagrobka historycznie Cykl artykułów poświęconych rzemiosłu kamieniarskiemu, które ukażą się w “Świecie Kamienia”, będzie zawierał między innymi tematykę architektury nagrobków. Grobowce zostaną ujęte w aspekcie historycznym. Zależnie od okresu powstania, czy był to renesans, barok czy klasycyzm, architekci projektujący nagrobki sięgali do wzorów i typów, które miały bardzo dobry odbiór w społeczeństwie. Charakteryzowała je więc ogromna powtarzalność i w związku z tym powstały wzorniki najbardziej charakterystycznych i typowych rozwiązań. W XIX wieku silnie funkcjonowały one spełniając taką rolę, jaką współcześnie mają katalogi. Klient miał do wyboru szeroką gamę sarkofagów, które były w typie renesansowym, barokowym czy gotycyzującym, z baldachimami, ornamentem żabkowym, masmerkami itd., obeliski czy formy rzeźbiarskie na cokołach - wzięły się właśnie od stelli aż po ołtarz ofiarny. Gama jest ogromna. W pewnym momencie zmiany w zakresie architektury pomników nagrobnych doprowadziły do wykształcenia się tego, co dziś umownie nazywa się “tapczanem”, czyli leżącej na sztorcach jakiejś płyty kamiennej, tzw. klapy warszawskiej. I to jest tragedia, ponieważ maszyny zaczęły rządzić wzornictwem, co uczyniło obraz cmentarzy monotonnym i smutnym, czyli adekwatny do miejsca...

 Polski nagrobek współczesny Dla osoby wrażliwej plastycznie sytuacja przedstawiona powyżej jest dosyć przygnębiająca. A przecież ludzie szukają czegoś innego, oryginalnego, chcą się wyróżniać nawet w kwestii nagrobków. Dlatego na pomnikach widać udziwnienia, np. ścianki są w formie serca z dziurką lub wycinanych kwiatków, co jednak nie zmienia faktu, że nagrobki są sztampowe, nieciekawe, a zdobienia wielokrotnie powtarzane szkodzą wyrazowi artystycznemu. Do rzadkości należą pomniki, których fundator zwraca się do architekta czy rzeźbiarza, by uzyskać jakieś oryginalne rozwiązanie. Trzeba przy tym wiedzieć, że bardzo wielu znanych twórców projektuje nagrobki, tyle że nie chce ich autoryzować uznając, że taka twórczość obniża ich poziom. Uważam to za błąd, ponieważ dobra robota nie przynosi wstydu. Dzięki ich pomysłowości pojawiają się od czasu do czasu jakieś ciekawsze rzeczy. Związane jest to z nieco większymi kosztami choć nie jest to nieuchronna konieczność warto zaznaczyć ów fakt, bo przeciętny klient widząc nietypowe elementy albo się ich boi, albo z góry zakłada, że one kosztują majątek, co nie jest prawdą. Rzecz w tym, że często klient przepłaca fundując sobie pomnik z materiału niezbyt odpowiedniego do naszych warunków klimatycznych, zamiast za tę samą kwotę zrobić coś ciekawego z innego kamienia. Jemu trzeba to tylko umieć zaproponować.

 Skazani na granit?Czy kamieniarze mówią klientowi, proponując kamień, że jest bardzo dobry polski sjenit? Nie, bo łatwo sprawdzić, ile taka płyta kosztuje kamieniarza i nie da się naciągnąć klienta. O wiele łatwiej jest wziąć granit brazylijski, ukraiński albo chiński i sprzedać go z dużą marżą. Kamieniarze teraz handlują jak ludzie na bazarze. Zresztą ilu jest prawdziwych kamieniarzy... Dziś są przede wszystkim fabryki przerobu kamienia, ale to nie są kamieniarze, ten termin jest nadużywany. Wybór kamienia do wykonania nagrobków w naszej szerokości geograficznej nie musi zawężać się wcale do granitu. Przecież może to być piaskowiec albo wapień, czy nawet marmur, tylko trzeba wiedzieć, do czego go użyć i jaki rodzaj marmuru, by za trzy lata nie trzeba byłoby wymieniać pomnika na inny. Przecież stoją nagrobki po dwieście i więcej lat z marmuru, przy których owszem były wykonywane prace konserwatorskie, ale nawet gdyby ich nie przeprowadzono nie straszyłyby wcale. Nawet delikatne skrzydełka aniołków z marmuru trzymają się, tyle że ten marmur był w odpowiednim czasie wydobyty i obrabiany. Jeśli sprowadzimy na przykład marmur bianco carrarę nieznanej klasy i zrobimy coś co stoi w warunkach ekspozycji zewnętrznej na cmentarzu przez rok, po zimie może się okazać, że poler znikł albo płyta zaczyna się wyginać. Jasno więc widać, że użyty materiał nie był odpowiedni. Ludzie się boją wapienia, ale przecież on jest w naszej szerokości geograficznej i był stosowany od ponad tysiąca lat i do dziś dobrze spełnia swoje zadanie w formie licznych rzeźb Madonn, Chrystusów, piet - stoi i cieszy oko. Wszystkie figury przydrożne są wykonane z wapienia i nikt się tego materiału nie bał. Koszt wykonania z wapienia jest o wiele mniejszy niż np. z marmuru, ponadto niejednokrotnie trzeba klientom tłumaczyć, że nie da się jakichś ażurowych elementów wykonać z granitu. Klientom naprawdę należy powiedzieć, z jakich materiałów mogą korzystać.

Dyktat technologii maszynowej O dzisiejszym wykonaniu nagrobka decyduje jednak na ogół technologia maszynowa mimo że w zależności od sztorca płyta powinna mieć 10 czy 8 cm, to ona i tak ma 7 cm ponieważ takie płyty występują w hurcie, co jest rezultatem ustawienia pił w zakładzie obróbki kamienia. Materiał kamienny nie występuje w pełnej gamie, o czym decyduje moda albo fakt, iż w danym okresie opłaca się kupić bloki bądź płyty w określonym zakresie i w całej Polsce tylko one są dostępne. Zamawiając coś innego, trzeba czekać, nie mając pewności, że się doczeka. Wspomniana przeze mnie płyta grubości 10 cm niejednokrotnie jest traktowana jako zamówienie specjalne i trzeba za nie płacić ekstra pieniądze, ponieważ sprzedający w hurtowni człowiek mówi ze standard to 4, 6, 7 i koniec - on to ma i to on rządzi tym rynkiem. Na kształtowanie współczesnego polskiego pomnika ma wpływ jeszcze kolejna sprawa: jeśli funkcjonuje ograniczenie na cmentarzach, że wysokość nagrobka nie może przekraczać 160 cm, a jest to teraz częste ograniczenie i od wielu lat obowiązujące na przykład na Wólce, to pole manewru jest bardzo ograniczone. To ogranicza działania projektowe

. Żyj nam wiecznie, ignorancjo!Dzisiejszy klient jest przekonany, że został skazany na formy pomników nagrobnych, jakie obserwuje spacerując po współczesnych cmentarzach bądź ofertę z wystaw wokół nich, że nic innego nie ma, tylko to. Utwierdza go w tym przekonaniu właściciel zakładu oferującego nagrobki pokazując jedynie jako ciekawostkę katalog pomników z Włoch, w ten sposób tworząc pozorną alternatywę dla własnych rozwiązań. Klient słyszy rzeczowe argumenty w rodzaju: proszę bardzo, to są dwa pomniki importowane z Włoch, mają pozaginane łagodnie kanty, mają fazy lub wycięte kółka czy owale, do tego litery z bimetalu bądź plastiku, których zaletą jest, że ich nie ukradną; do tego wazon, też proponujemy plastikowy, bo kamienne kradną. Jeżeli to jest wyznacznik poziomu artystycznego współczesnego polskiego cmentarza to jest to grube nieporozumienie. Są opłaty za pochówek, za miejsce na cmentarzu, cmentarze normalnie zarabiają i w związku z tym powinna być jakaś forma ubezpieczenia, że jak się coś stanie, to cmentarz za to płaci. Nie wolno szantażować klienta. Tutaj naprawdę niewiele pozytywnego można powiedzieć, bo jeżeli estetyka i rozwiązania są wokół narożnika - jaki to jest owal, jaka jest fazka, czy jest poler bardziej błyszczący czy mniej - to tutaj trzeba to niewątpliwe ograniczenie przekroczyć i pokazać ludziom inne rozwiązania. Dzisiaj na rynku dominują nie kamieniarze a kupcy. Większość nagrobków, które są wystawiane w warsztatach, nie jest wytworem tych, od których się je bierze, przynajmniej w 60-70% są to tylko punkty handlowe i nic tam się nie robi, bo przycięcie płyty, skrócenie klapy czy sztolców to nie jest kamieniarstwo. Gdyby ich poprosić o pokazanie dłut, jakimi dysponują, to by się niejednokrotnie okazało, że oni czegoś takiego w ogóle nie mają. Są tylko wiertarki i wiertła do robienia dziur, jakiś młotek do zaklepania klamerek przy montażu, wiaderka, wózek kamieniarski, żuk i to jest kamieniarski zestaw, infrastruktura, którą dysponuje dzisiejszy zakład kamieniarski. Gdy klient zamawia pomnik z wystawy, to po jego wyjściu dzwoni się do hurtownika bądź producenta i ten nagrobek właściwie jedzie do warsztatu, gdzie jest tylko montowany. Na całej ulicy Powązkowskiej jest tylko dwóch mających jakiekolwiek papiery cechowe.

Liternicy, mistrzowie słowa pisanego Warszawskie cmentarze obsługuje kilku literników, którzy nie ukończyli żadnej szkoły, a jedynie uczyli się u starszych kolegów, również amatorów ignorantów, nie mających generalnie pojęcia o liternictwie, nierzadko bez zdolności plastycznych. Skąd więc mają wiedzieć, czy napis się komponuje, czy dobrze wypełnia płaszczyznę, nie mają pojęcia o świetle między literami. W większości przypadków nie mają za sobą edukacji w tym zakresie. A potrzebną w tym zakresie wiedzę zdobywa się na przykład w liceum plastycznym na przedmiocie o nazwie liternictwo, który wykładany jest przez dwa lata. Naukę przedmiotu, kiedy sam uczęszczałem do takiego liceum w Warszawie jeszcze jako uczeń, zaczynaliśmy od podstawowej litery, antykwy, potem studiowaliśmy kroje pism romantycznych aż do współczesnych - i z tego były i wykłady, i ćwiczenia. Potem doszła praktyka i zajęcia na akademii sztuk pięknych, na której też było liternictwo. Dlatego do dziś, kiedy projektuję jakiś napis, to się długo zastanawiam, czy to jest dobrze czy źle. To jest kwestia również ustawienia napisu na odpowiedniej płaszczyźnie. Czy treść jest jasna, klarowna, czy główna informacja jest odpowiednio wyodrębniona, a pozostała czy jest mniej widoczna. Informacja nie może być wyrwana z kontekstu. Taki człowiek, do którego jest adresowana, powinien ją usłyszeć. Ludzie, którzy mieliby się tym zajmować, muszą odznaczać się przede wszystkim wrażliwością plastyczną, bo bez tego nie można być przyzwoitym kamieniarzem.

Panaceum - edukacja Wymagania wobec przyszłego kamieniarza w procesie kształcenia można by podzielić na etapy, aż do dojścia do etapu mistrzowskiego. Powinien on umieć dokonać analizy materiałów kamiennych pod wieloma względami, na przykład struktury, barwy, twardości, cech plastycznych jak i cech fizykochemicznych. Kolejna kwestia dotyczy obróbki i doboru narzędzi do materiału oraz efektów, jakie dzięki nim można osiągnąć. Po zapoznaniu się z tymi podstawowymi informacjami jest czas na praktyczną realizację. Trzeba zacząć od nauki kucia dłutem, które to narzędzie dobrze jest bliżej poznać. Kiedy zaczyna się pracować dłutem, rozumie się jak ważny jest uchwyt, jego ma profil, że to niekoniecznie musi być stal zbrojeniowa, karbowana. Równie ważna jest waga pobijaka, czyli młotka, którym się uderza płytę. Przyszli kamieniarze powinni pracować różnymi dłutami i pobijakami na podstawowym etapie edukacji powinni zapoznać się z wszystkimi narzędziami i materiałami, a także przynajmniej spróbować zrobić elementy kamienne tradycyjnymi metodami. Dopiero po tym można iść dalej, tj. w formy plastyczne, czyli profile, kształtowanie budowy ornamentu. Kolejny etap to posługiwanie się takimi narzędziami, jak punktownica, cyrkle do zwiększania lub pomniejszania elementów. Uzyskując stopień mistrza właściwie jest się już rzeźbiarzem, przekucie modelu gipsowego na kamień nie stanowi problemu. Na tym stopniu znajomości fachu nie trzeba tworzyć. Takie osoby są teraz bardzo potrzebne, a nie ma ich gdzie znaleźć, ponieważ absolwenci akademii sztuk pięknych wydziału rzeźby nie mają takich umiejętności, bo o ich warsztacie decyduje postawa świętej pamięci prof. Xawerego Dunikowskiego, który stwierdził, że kucie w kamieniu to głupota i strata czasu, który można wykorzystać na zrobienie dziesięciu modeli do brązu. I ten pogląd ma swoje konsekwencje. Dlaczego tak mało pomników jest wykonywanych w kamieniu, a jeśli już są, to mają strasznie prostą formę? Dlatego że praca w kamieniu trwa całe miesiące, a nawet lata powodując, że albo inwestora nie stać na pokrycie kosztów związanych z powstawaniem takiego pomnika, albo - co jest coraz częstsze nie ma komu tego pomnika zrobić. Artysta rzeźbiarz zaprojektuje dzieło, zrobi model w skali 1:1, ale ktoś to musi później przekuć. Te prace powinni wykonać kamieniarze, ale jest ich coraz mniej. Kiedyś byli w Strzegomiu bardzo dobrzy specjaliści od obróbki ręcznej, miałem okazję współpracować z nimi niejednokrotnie. Wystarczyła nam krótka rozmowa, w czasie której powiedzieliśmy sobie co ma być i oni sami szukali tej formy, szukali rozwiązań, konsultowali się ze mną, byli twórczy w tym działaniu, ponieważ mieli świadomość swych umiejętności i efektu, który uzyskają. Bardzo pięknie realizowali te prace i wiele się od nich nauczyłem. Współpraca z fachowcem to jest frajda i przyjemność. Coraz mniej jest okazji na to. Weźmy na przykład taki kapitel, kto panu go dziś zrobi? Joński to jeszcze się ktoś znajdzie ale koryncki?! Najlepiej gdyby uczniowie liceum plastycznego mieli w programie elementy rzeźby, bo to wymaga pewnej wrażliwości, no i musi to trwać pięć lat, żeby wykształcić umiejętności kamieniarskie. Taki człowiek musi umieć zrobić odlew, podstawowe czynności związane z gipsem i formą też musi znać. Trzeba wykształcić także architektów, bo oni o kamieniu zbyt mało wiedzą, odkąd skasowano posługiwanie się tym materiałem na uczelniach. Efekty widać dziś gołym okiem. Mamy wszech obecne systemy montażowe, a awangardą w architekturze jest postawienie ściany i jej otynkowanie, bo normą jest szkło i rama stalowa. Niewiedza architektów jest skandaliczna. Nie wiedzą nawet, jaka jest podsypka pod kostkę brukową, albo ile trzeba zostawić od betonu do lica.

Cmentarz przekrojowe lustro estetyki Za wydarzenie kamieniarskie dziś uważa się prezentację nowej maszyny do robienia jajek z kamienia, ale tak nie musi być. Maszyna człowiekowi rzeczywiście pomaga, jednak nie możemy się projektowania ograniczać do tego, co jest w stanie zrobić maszyna. Jest pewna tendencja do infantylizacji sztuki wzornictwa czy liternictwa. Robi się to troszkę jak na odpust - mało poważnie. Nie jest to wpływ estetyki cygańskiej, bo oni mają zupełnie inną tradycję grzebania swoich przodków, u nich ma być wesoło, optymistyczne, oni się spotykają, by tańczyć i śpiewać. W naszej tradycji tego nie ma, jest smutek, wyciszenie, a niejednokrotnie sztuka nagrobkowa nie układa się w te same fałdy - jest zbyt odpustowa i radosna. Świecące lustrzane polery na granitach z załamanymi esami floresami, sinusoidy na płytach napisowych, czy faliste klapy 2-3 elementowe. Nie nastraja to do zadumy, często jest to zwykłe popisywanie się pieniędzmi, w bardzo złym guście. Kolor jest bardzo ważny w tym wszystkim i w związku z tym nie wszystkie kamienie się nadają. Często spotykam się z uwagami typu: 'a bo mama lubiła kolor zielony' więc na siłę szukamy zielony, który na cmentarzu ląduje w otoczeniu nagrobków lastrikowych szarych. Chodzi o pewien klimat, no więc nagle w rządku szarych pomników odznacza się jasnozielony granitowy nagrobek ze złoconymi plastikowymi literkami i zniczem w formie pulsującego czerwonego serduszka. Z doborem kamieni na cmentarz jest jak z zastosowaniem ich banku. Nie wszystko pasuje na posadzki w banku. Tam się zwraca uwagę na kolor, nie może być krzykliwy, musi być dostojny, stonowany, bo to świadczy o solidności, powadze. Wszystko, co uderza klienta na wejściu, musi go przekonywać, że wchodzi do absolutnie pewnej instytucji, która będzie o niego dbała w sposób jak najbardziej poważny. Z kolei w katedrach dominują kolory biały, czarny i czerwony. Są przypisane do całej ikonografii. Czerwień to kolor królewski, czerń śmierci, biel - nadziei czy niewinności. Jeśli błękit, to gdzieś na górze. Wszystko było przemyślane i utrzymane w pewnej symbolice. Dlatego największa uwagę do stosowności używania kolorów pilnują poważne, duże firmy czy instytucje. Dziś pracownicy działów marketingu i reklamy więcej o tym wiedzą niż księża. Kiedyś było odwrotnie. Preferowane z racji miejsca smutku i zadumy powinny być kamienie, które w naszą kulturę są w jakiś sposób wpisane, czyli w przypadku nagrobka będą to granity szare, czarne bądź piaskowce. Kamienienie z odcieniami ale spokojne, na przykład brązy. Nastrajające do zadumy, bo cmentarz to nie jest miejsce, gdzie należy ludzi szokować i zadziwiać. Nie chodzi też o to, by wszystkie nagrobki były z tego samego granitu. Wzorce francuskie czy włoskie z lat dwudziestych się u nas niestety nie przyjęły. Cmentarz jest taki, jak ludzie, którzy na ten cmentarz przychodzą. Stare rodziny przychodząc na cmentarz w dzień zaduszny są w harmonii z miejscem, wyglądają poważnie, godnie. W ten sposób podkreślają, że są kontynuatorami tradycji. Na prowincji - z całym szacunkiem dla niej sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Jak wygląda elegancja w ubiorze i w domu, tak wygląda cmentarz. Jak może wyglądać pomnik krewnego kogoś, kto przychodzi na cmentarz w sprutych dżinsach, zakłada błyszczące buty w czubach, ma na sobie jakieś cztery tysiące złotych i stoi nad nagrobkiem za piętnaście tysięcy? W zasadzie wszystko się zgadza, ale to nie jest adekwatne do miejsca. Nie trzeba zmienić czegoś w kamieniarstwie czy stylistyce nagrobka, raczej wszyscy powinniśmy pracować nad kulturą społeczeństwa i wrażliwością plastyczną. Nagrobki to przecież cała historia Kościoła, to sztuka, wszystko jest tu związane z sakrum.

Listopad:Targi Dóbr Ekskluzywnych PRESTIGE 2004

Tytułowa impreza ma już pewną, kilkuletnią tradycję. W tym roku przewidziano ją na dni 20 i 21 listopada i tradycyjnie miejscem jej przeprowadzenia będzie Pałac Prymasowski w Warszawie. Patronatem honorowym targi zostały objęte przez Polskie Stowarzyszenie Wytwórców Produktów Markowych Pro Marka. Powierzchnie wystawiennicze zapełnią luksusowe przedmioty: perły i minerały, biżuteria, zegarki, galanteria skórzana, odzież i szkło, antyki, dzieła sztuki, eleganckie pióra i artykuły piśmiennicze, a ponadto luksusowe samochody, motocykle i jachty. W programie targów przewidziano m.in. pokaz mody i układania ekskluzywnych kompozycji kwiatowych oraz spotkania ze znawcami cygar, win i kamieni szlachetnych. Na targach będzie działało m.in. kasyno z ruletką i black jackiem, a swoje podwoje dla zwiedzających otworzy Piwnica Win Świata. Z okazji targów Prestige 2004 jedna z ekskluzywnych warszawskich restauracji przygotuje bar sushi, w którym oprócz degustacji sushi, będzie można przyjrzeć się technice robienia tej wytwornej, japońskiej potrawy. Niewątpliwą atrakcją będą pokazy capoejra, brazylijskiej sztuki walki, która na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych przeżywa prawdziwy rozkwit, a także pokazy tańca towarzyskiego. Gościom targowym czas będą umilały koncerty fortepianowe. Przed wejściem do Pałacu Prymasowskiego zostanie zorganizowana ekspozycja luksusowych samochodów i motocykli.Położony w Sercu Starego Miasta, XVI-wieczny Pałac Prymasowski, to budynek o pięknej architekturze: z mansardami, wspaniałym portykiem i skrzydłami w formie ćwierćkolistych galerii, zakończonych dwupiętrowymi pawilonami. Targi odbywają się w nim w salach: Marmurowej, Żółtej, Niebieskiej, Malinowej oraz balowej, ozdobionej jońskimi kolumnami i klasycystycznymi sztukateriami Antoniego Graffa. Organizatorem imprezy jest firma Murator EXPO, należąca (obok Super Expressu, Radia Eska i Wydawnictwa Murator) do jednej z największych grup medialnych w Polsce - Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych SA.

Klient nasz pan?

Zadzwoniła do nas pani z Warszawy, klientka jednej ze znanych polskich firm kamieniarskich. Pani-inwestor zainteresowała się kamieniem i ofertą jego ułożenia przez tę firmę podczas lutowych targów budowlanych w Warszawie. Doszło do podpisania umowy i wykonania posadzki z Morawicy i Bolechowic. Po wykonaniu zlecenia jakość usługi wzbudziła niezadowolenie zainteresowanej, co w następstwie zdecydowało o skorzystaniu z opinii rzeczoznawcy, który usługę w części uznał za wręcz niezgodną ze sztuką budowlaną. Negatywne reakcje kamieniarski bubel wywołał również u pracowników firmy, która miała na budowę wejść po wykonawcy robót kamieniarskich. Choć sprawa wymagałaby szerszego opisu, podajemy tylko fragment rozmowy, jaka odbyła się w czasie prezentacji powykonawczej pracownikowi naszej redakcji. Trzeba zaznaczyć, że nieprzyjemnych wątków w całej sprawie jest znacznie więcej, jednak skupienie się tylko na wątku wykonawczym wystarczy, by zorientować się na stosunku firmy do swojego klienta. Oto zapis fragmentu wypowiedzi pani inwestor w miejscu wykonania robót: Skryby - nierowność między płytkami - są ewidentne. Polska norma tego nie dopuszcza, to jest dyskwalifikacja. Ułożone płytki są łaciate, kamieniarz powinien był je rozłożyć i dobrać kolorystycznie. Powinien był to albo ze mną uzgodnić, albo znając plan rozstawienia mebli schować je tam, gdzie nie będą widoczne. Następnie - rozmijanie się fug i poziomic. To zupełna dyskwalifikacja błąd w sztuce, jak zauważył rzeczoznawca, ja tego nie wiedziałam. Panowie wykonawcy udowadniali mi, że wylewka ma zły poziom, a ich praca jest bez zarzutu. A przecież był zostawiony centymetr po to, żeby całość wypoziomować. A argument dotyczący łazienki, że podłoga płynie, bo za gruba wylewka - dopiero rzeczoznawca pokazał, że są spadki w kierunku ściany, bo gdzieś był źle złapany poziom i od tego się to wszystko zaczęło. Rozmowa była długa i mięsista. Tą źle wykonaną pracę naprawdę bardzo mocno widać. Uważam, że to, co było najpiękniejsze zostało zmarnowane, bo np. w łazience, gdzie były piękne kryształy i ślimaki na kamiennych płytkach, zostały pokryte fugami. Panowie sugerowali przy którejś płytce, że, ktoś pewnie stanął nogą. To nie ja stanęłam nogą, tylko raczej pracownicy. A nawet jeśli ktoś stanął, to robotę się oddaje po prostu dobrze zrobioną. Nawet jeśliby ktoś stanął, to efektem nie będzie wybrzuszenie całej podłogi, jak to ma miejsce w szatni. Z tą szatnią to w piśmie od firmy jest wytłumaczone, że za gruba była wylewka i trzeba było więcej dać kleju, dlatego ona popłynęła. Najpierw była kuchnia robiona i ona jest najlepiej zrobiona, później sień a na końcu szatnia. Powiedzieli, że 'tam w tej szatni, nie będzie pani zachwycona', w momencie gdy podpisywałam protokół. Jak wchodzili, nie zgłosili żadnych uwag, co do wylewki. A w umowie jest taki punkt, że pracownicy wykonają inne roboty konieczne na miejscu. Ważne jest, czy ten defekt jest wynikiem świadomego niedbalstwa. Zawsze się może tak zdarzyć, że jakaś robota nie wyjdzie, ale zwykle się stara jakoś ją naprawić, a nie straszy, że w sądzie wygramy. Ktoś dbający o reputację zakładu, zapytałby się -kiedy może przyjechać naprawić? No cóż, po przeczytaniu tych słów nasuwa się pytanie, jak czuje się wykonawca? Czy tak rozumie zadowolenie swoich klientów? Czy z takim traktowaniem zobowiązań wobec zleceniodawców robót i kupujących kamienne wyroby mają się w kraju kojarzyć polscy kamieniarze? Pod nazwą firmy w naszej bazie nie zapiszemy “godna polecenia”, a poszukującym z nią kontaktu przekażemy zapis rozmowy “zadowolonej” klientki.

Sacrum i kamień, czyli nasze myślenie archetypiczne o świątyni

“Budownictwo chrześcijańskie nawiązuje do tradycji wcześniejszych budowli sakralnych, zarówno pod względem formy architektonicznej, jak i wystroju wewnętrznego. Oznacza to, że w tej dziedzinie twórczości człowieka mamy do czynienia z archetypami, zakorzenionymi głęboko w świadomości człowieka”. Jeremiasz Prawosławny Arcybiskup Wrocławski i Szczeciński

Bezsprzecznie jednym z takich archetypów, związanych z architekturą sakralną, jest obecność w świątyni kamienia, wszak św. Piotr został nazwany przez Chrystusa “opoką” Kościoła. Kamień nie tylko w formie najbardziej wyrafinowanej, jak marmur czy granit, ale także w swojej formie siermiężnej, jak kamień przydrożny czy rzeczny posiada niezwykłą szlachetność. Towarzyszy nam od zarania ludzkości i trudno sobie wyobrazić historię architektury, oglądaną na ulicach naszych miast, bez obecności tego materiału.Zwłaszcza budowa, renowacja i aranżacja obiektów sakralnych nie może się obyć bez kamienia. Dlatego podczas Seminariów SACRO, organizowanych przez Firmę VIRTUS z myślą o członkach komisji artystyczno-architektonicznych, gospodarzach parafii i wspólnot zakonnych, propozycje firm związanych z szeroko rozumianą branżą “kamieniarską” są witane z dużym zainteresowaniem. Pierwsze spotkanie, które odbyło się w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach, świadczyło o potrzebie tego typu konferencji, gdzie osoby odpowiedzialne za inwestycje kościelne mogą zapoznać się z najnowszymi rozwiązaniami materiałowymi oraz artystycznymi przy budowie i odnawianiu obiektów sakralnych.Kolejne Seminaria odbyły się w Dworze Bractwa Św. Jerzego w Gdańsku, w Domu Pielgrzyma “Arka” przy Bazylice Licheńskiej oraz w Zespole Zamkowo-Parkowym w Krasiczynie. Rzetelna informacja to podstawa sukcesu. Dlatego tak istotne jest uzyskanie i zweryfikowanie wiedzy potrzebnej w odpowiedzialnej działalności inwestora kościelnego. Zaglądając na stronę www.virtus.com.pl można znaleźć informacje o konferencjach SACRO, które odbędą się jesienią: w Krakowie 28 września, w Toruniu 16 listopada oraz w Licheniu 18 listopada. Zapraszamy! Anna Szczepańska

Pocztówka z Pragi Brukowane kamieniem, cz.Vll

Spacer po Pradze, stolicy naszych południowych sąsiadów, to niewątpliwie wyjątkowa atrakcja turystyczna, również w skali całej Europy. Położenie zabytkowej Pragi na wzgórzach w dolinie Wełtawy dodaje jej niezwykłego uroku. Przepiękne panoramy widokowe, górujące wieże kościołów, słynne bramy i mosty, monumentalne place i drobne uliczki, zacienione bulwary i tonące w kwiatach podwórza zabytkowych kamienic tworzą obraz pięknego i zadbanego miasta o bogatej przeszłości i szczególnym klimacie, przyciągającym rzesze turystów i zwiedzają-cych niezależnie od sezonu.Jest też inny aspekt praskiego fenomenu, który kolorowe przewodniki pomijają - jak sądzę, z braku miejsca w ograniczonych objętościowo wydawnictwach, który mnie z racji poruszanej problematyki interesuje najbardziej. To “podłoga” miasta, na obszarze rozległej historycznej zabudowy - w całości kamienna. Co więcej - na swój sposób niezwykle oryginalna.Jeżeli można tu się pokusić o wprowadzenie przynajmniej prowizorycznej systematyki ułatwiającej opis wystroju praskich ulic i placów, należy wyróżnić dwie wyraźnie odznaczające się kategorie. Pierwsza to tradycyjne nawierzchnie brukowane o klasycznych układach. Są to starobruki z kamienia polnego nieobrobionego i surowo łupanego oraz jezdnie z kostki regularnej układanej rzędowo lub kostki 9/11 układanej segmentowo. Drugą kategorię stanowią współcześnie datujące ozdobne nawierzchnie chodników o różnorodnej kolorystyce i geometrycznych wzorach. Wykonane są z kostki ciętej 5x5x3 cm oraz regularnych płyt kamiennych (tych ostatnich zdecydowanie mniej). Bruki z kamienia polnego nie są popularne i zachowały się w niewielu miejscach, prawdopodobnie ze względu na dyskomfort poruszania się po nich. Nie można ich jednak pominąć z uwagi na miejsca ich lokalizacji. Podziwiamy je spacerując po należącej do najbardziej malowniczych ulic - Złotej Uliczce na Hradczanach [fot.1.], oglądamy je z góry na jednym z dziedzińców Pałacu Królewskiego [fot.2.], widoczne są na starych podwórzach oraz często wokół zabytkowych elementów małej architektury jak studnie, czy fontanny [fot.3.] w roli świadka dawnego wystroju ulic. Jezdnie zarówno te przeznaczone dla ruchu kołowego, jak i ciągi wyłączone z ruchu, wykonane są klasycznie z kostki 18/20 porfirowej lub granitowej w układzie rzędowym, prostopadłym do osi jezdni. Podobnie duże powierzchnie placów większa część Rynku i monumentalny plac na Hradczanach wykonane są w ten sam sposób [fot.4,5]. Na wysokim lewym brzegu Wełtawy popularna jest również kostka 9/11 najczęściej bazaltowa - w układzie segmentowym [fot.6]. Wypolerowany bazalt pięknie lśni w słońcu, jednak ze względu na dużą śliskość stanowi utrudnienie dla ruchu w czasie deszczu. Na ulicach o znacznym nachyleniu podłużnym, na odcinkach przed skrzyżowaniami kostka jest obecnie groszkowana w pasy dla uzyskania szorstkości. Monochromatyczne powierzchnie ulic o nienagannym detalu kontrastują z ozdobnymi chodnikami. Są to niewątpliwie najciekawsze pod względem materiałowym fragmenty nawierzchni - jednak równie piękne co kontrowersyjne. Wykonane niemal na terenie całego centrum miasta (obejmującego Stare i Nowe Miasto, dzielnicę żydowską Josefov i Hradczany) - z kostki kamiennej (marmurowej ?) ciętej z płyt o grubości 3 cm na kwadraty 5/5 cm [fot.7]. Wykorzystano materiał w różnych kolorach i odcieniach całej gamy szarości od bieli, aż po czerń oraz barwne odcienie różu, czerwieni i żółte. Kostka ta wykonana z miękkiego materiału szybko się wypolerowała, co musi być uciążliwe zimą oraz w wielu miejscach nosi znamiona spękań, nie gwarantujących trwałości. Z tak regularnego materiału oczywiście nie da się wykonywać klasycznych wzorów brukarskich, takich jak układ segmentowy czy rybia łuska. W zasadzie jedyną możliwością jest wypełnianie powierzchni w sposób rzędowy. Przy wykorzystaniu różnych kolorów układy przypominają zabawę w tworzenie mozaik na papierze w kratkę. Pasy, szachownice, kwadraty i kratki pojawiają się wszędzie .Tam, gdzie wykorzystano elementy trójkątne (kostki przecięte wzdłuż jednej z przekątnych), wzory zyskały możliwość budowania skosów, co znacznie wzbogaciło je geometrycznie. Tworzą tam gwiazdy i rozety, czasami zdumiewające w swojej ozdobności i różnorodności. Nie sposób prześledzić wszystkich możliwości formalnych tak budowanych wzorów ani zrozumieć zasady doboru, która nie wynika, ani z rangi ulicy, czy też wystroju architektonicznego zabudowy. Napisy, symbole czy geometryczne mozaiki tworzone są zawsze z kostek układanych rzędowo i przycinanych w odpowiednie kształty co ujawnia zaangażowanie sprzętu technicznego nie tylko w produkcję kostki, ale również w proces wykonawczy [fot.17]. Tak osiągnięta precyzja niewątpliwie oddala wrażenie wyrobu rzemieślniczego (rękodzieła) towarzyszące tradycyjnym brukom. Prześledźmy pod tym kątem kompozycję wybudowaną przed słynnym zegarem astronomicznym umieszczonym na ścianie ratusza Staromiejskiego [fot. 18]. Wykonano tam wzór inspirowany podziałami tarczy zegara, na tle białych okręgów wycięto z chirurgiczną precyzją czarne koła. Nie po raz pierwszy w ciągu praskich spacerów nasuwa się pytanie: czy wobec bogactwa form i detalu zabytkowych budynków - nawierzchnia wymaga ornamentalnego dekorowania? Odpowiedź wcale nie jest oczywista. Przyglądając się bowiem przestronnym dziedzińcom Zamku Praskiego z gotycką katedrą św. Wita w centrum, wyłożonym równomiernie kwadratowymi, gładkimi płytami kamiennymi, pozbawionymi jakiegokolwiek detalu [fot.19, 20] odnosi się jednoznaczne wrażenie, że budowle zostały pozbawione swojej naturalnej podstawy, są jakby przeniesione z innego miejsca, jakby postawione w miejscu przeznaczonym na szklane centrum biznesu. Potężne ciężkie filary katedry i ozdobne portale spoczywają na gładkiej płaszczyźnie jak na cienkiej tafli lodu, przytoczę cytowanego w pierwszym artykule Hermana Weyl'a :... substancja ukształtowana do życia nigdy takiej regularności nie osiąga, życie wzdraga się przed ścisłą prawidłowością, odczuwa ją jako zabójczą, jako tajemnicę śmierci (...), dlatego budowniczowie świątyń w prawiekach umyślnie, a po kryjomu wprowadzali w swych porządkach architektonicznych drobne odchylenia od symetrii... . [Hermann Weyl Symetria, W-wa 1997, s. 66]Wyraźnie brakuje przed katedrą charakterystycznych głębokich kamiennych rynsztoków (opisanych w poprzednim artykule), pasów płyt akcentujących wejścia, tradycyjnego ukształtowania odwodnienia i krawężników czyli tych elementów nawierzchni, które nie tylko nadają jej trzeci wymiar, lecz pozwalają na zrozumienie ich lokalizacji w przestrzeni i funkcji.Mam wrażenie, że nie jestem osamotniony w powyższych przemyśleniach. Plac za prezbiterium katedry, przed klasztorem św. Jerzego został niedawno przebudowany, a płyty wymieniono na kostkę kamienną, łączoną z surowymi blokami bazaltowymi - dopasowanymi skalą, ciężarem i sposobem obróbki do gotyckiego detalu. Interesującą oprawę zyskał również jeden z najbardziej znanych współczesnych budynków w Pradze autorstwa Franka Owena Ghery'ego. Wykorzystano tam ten sam budulec charakterystyczny dla chodników kostkę 5/5, również w dwóch kolorach, lecz kompozycję potraktowano abstrakcyjnie, w formie desenia z równomiernie wymieszanych kostek ciemniejszych i jaśniejszych [fot.21].Niezależnie od rodzaju nawierzchni, jezdnie zawsze wydzielone są od chodników szerokimi granitowymi krawężnikami (30 cm), na ciągach pieszych często wtopionymi w nawierzchnię. Cechą charakterystyczną - oprócz znacznej ich szerokości oraz stosowania precyzyjnie wykonanych łuków, które tworzą miękką linię wijącą się wzdłuż nieregularnych uliczek starówki jest sposób ich łączenia [fot.22]. Płaszczyzny stykające się ze sobą zostały nacięte w kształcie spłaszczonej litery “V” (odpowiednio na zewnątrz i do środka), co umożliwia ich dopasowanie oraz zabezpiecza przed przesunięciem się elementów w płaszczyźnie (również nie wymaga fugowania spoin). Stosowanie tak charakterystycznego i powtarzalnego elementu w całym mieście sprawia, że staje się on rozpoznawalnym budulcem tożsamości miejsca, stałym - niezależnie od stosowania wzorów, kolorów i rozmiarów kostki. Na górnych płaszczyznach krawężników umieszczane są identyfikatory do oznakowania tras i kierunków zwiedzania [fot.23], które jak nić Ariadny pomagają wydostać się z labiryntu uliczek. Innym udogodnieniem jest wyróżnianie faktury nawierzchni na przejściach dla pieszych, przez zastosowanie kontynuacji wzoru z kostki sztucznej o tej samej kolorystyce [fot.24], lecz wyczuwalnie innym kształcie. Umożliwia to osobom niewidomym bezpieczne poruszanie się po mieście.aZ całą pewnością, mimo pewnych wątpliwości natury formalnoestetycznej, Praga jest ważną lekcją staranności i dbałości o detal, godną przyswojenia i naśladowania. Dowodem niech będą na przykład pokrywy studni, niezależnie od wielkości, pokryte kostką kamienną powtarzającą wzór z danego miejsca [fot.25]. Drobne studzienki i zawory żeliwne zawsze są obwiedzione obsadzką wykonaną z kostek łupanych w kliny [fot. 26]. Obsadzki prowadzone są również wzdłuż krawężników, składają się często z wielu rzędów kostki o zmiennej barwie tworzących równoległe pasy [fot.27]. Na chodnikach oprócz napisów i form geometrycznych z kamieni pojawiają się również “inkrustacje” rzeźbiarskie z metali. Na placu Wacława, przed Muzeum Narodowym dramatycznie zniekształcona nawierzchnia przechodzi w formę krzyża z brązu [fot.28], a w Rynku pas z kostki kończy tablica upamiętniająca [fot.29]. Są to niezwykle istotne w przestrzeni miejskiej elementy znaczeniowe, wzbogacające o dodatkowe wymiary i wartości miasto, tworząc niepowtarzalny jego koloryt.

Tysiąclecia cywilizacji zapisane w kamieniu cz.ll "Grecy, Rzymianie, początki chrześcijaństwa

Turcja jest bardzo popularnym celem turystycznych wojaży. Oferuje szereg rozmaitych atrakcji, od typowo rekreacyjnych  pięknego morza i niezawodnej w sezonie letnim pogody, przez urzekające krajobrazy i zakątki mało zmodyfikowanego środowiska naturalnego, do niezwykle bogatych śladów historii. Te ostatnie napotyka się niemal na każdym kroku, albo w postaci izolowanych obiektów archeologicznych, albo elementów naturalnie wplecionych w strukturę współczesnych miast i osiedli. Ważnym świadkiem tej historii są zabytki kamienne. W pierwszym odcinku naszej prezentacji przedstawiliśmy przykłady najstarszych, zachowanych na terenie Azji Mniejszej,zabytków cywilizacji. Drugi odcinek poświęcamy problematyce petroarcheologicznej ipetroarchitektonicznej czasów starożytnej Grecji, Rzymu i początków chrześcijaństwa.Opisane w poprzednim odcinku imperium Hetytów straciło na znaczeniu, gdy w XII w p.n.e. nastąpiła ekspansja z terenów dzisiejszej Grecji tzw. „ludów morza”  Frygów, Mizów i Achajów  którzy zasiedlili wybrzeża mórz Egejskiego i Śródziemnego. Rozpoczął się bardzo burzliwy okres w historii tych ziem  okres najazdów, wojen i ciągłych niepokojów.Według legendy, przyczyną najazdu Achajów na Troję była piękna Helena, żona króla Sparty Menelaosa, którą porwał mu Parys, syn króla Troi Priama. Zdaniem wielu badaczy jednak, prawdziwą przyczyną wojny trojańskiej było współzawodnictwo handlowe między Achajami i Trojanami. Dzięki filmowi pt. „Troja”, z Bradem Pittem, Diane Kruger i Orlando Bloomem w rolach głównych, który ukazał się ostatnio na naszych ekranach, mamy lepsze wyobrażenie o architekturze, sztuce i kamieniarstwie tamtych lat, czyli okresie pomiędzy 1250 a 1150 lat p.n.e. W 1871 r. niemiecki milioner, archeolog amator H. Schliemann, doprowadził do odkrycia na wzgórzu Hisarlik w pobliżu dzisiejszego miasta Canakkale, opodal zachodniego ujścia cieśniny Dardanele do Morza Egejskiego, miejsca, gdzie leżała starożytna Troja (Ryc. 1). Wykopaliska odsłoniły 9 poziomów archeologicznych  od osady założonej około 3000 lat przed Chrystusem, aż do roku 500 naszej ery. Opisana przez Homera w Iliadzie Troja króla Priama to zdaniem wielu archeologów, m.in. tureckich, poziom VI (solidne, ładne miasto zniszczone przez silne trzęsienie ziemi i pożar), według innych poziom VII (chaotyczne, budowane w pośpiechu miasto, noszące ślady oblężenia, zniszczone przez wojnę i pożar). Dzisiaj ruiny antycznej Troi udostępnione są zwiedzającym,  z daleka widać dużego drewnianego konia, symbol legendy o wojnie trojańskiej. Kamiennych pozostałości po starożytnej Troi zachowało się niewiele. Są to fragmenty murów, ścian, buleuterion (miejsce zgromadzeń parlamentu), świątynia Ateny. Różne obiekty były wielokrotnie przebudowywane, a te same elementy kamienne służyły do wznoszenia kolejnych budowli. W efekcie, różnej wielkości bloki kamienne, fragmenty marmurowych kolumn i in. znajdujemy dziś chaotycznie rozrzucone w obrębie odsłoniętego wykopaliskami miasta. Położony w południowej części wykopalisk amfiteatr jest wspaniale zachowanym fragmentem ostatniego i zarazem największego miasta, tzw. Troi IX, założonego przez Juliusza Cezara w I w. p.n.e. (Ryc. 2 i 3). Troja została ostatecznie opuszczona przez mieszkańców około 350 r. n.e.Plemiona greckie, zmuszone do ucieczki na skutek najazdu Dorów na Peloponez, osiedliły się, a później również Dorowie, na południowo-zachodnich wybrzeżach Azji Mniejszej, zakładając i przyczyniając się do rozwoju wielu pięknych miast, takich jak Efez, Milet, Afrodisias, Didymes, Side i in. (Ryc. 1).Side, leżące na wschód od Antalyi, w połowie drogi do Alanyi, w pobliżu wodospadów Manavgat, założone zostało około 600 p.n.e. przez Eolów  jedno z plemion greckich wypędzonych przez Dorów. Do dzisiaj zachowały się tu piękne hellenistyczne budowle  marmurowe kolumnady i rzeźby, kamienna ulica kolumnowa prowadząca ze starego miasta do agory, ruiny świątyni Apollina i Ateny (II w. p.n.e.), a także duży rzymski amfiteatr z II w. n.e., największy na terytorium Anatolii, który mógł pomieścić około 20 tysięcy widzów .Legenda głosi, że to właśnie tutaj miała miejsce schadzka Kleopatry i Marka Antoniusza. Systematyczne, dwudziestoletnie badania archeologów tureckich dowiodły, że w czasach starożytnych odbywał się tu handel niewolnikami, a mieszkańcy owocnie kolaborowali z piratami.Ruiny Efezu, najważniejszego i najbardziej znanego spośród 12 miast jońskich w Azji Mniejszej, leżą na obrzeżach dzisiejszego Selcuku (Ryc. 1). Założony w IX w. p.n.e. przy ujściu rzeki Kaystros, dzięki portowi morskiemu i dogodnemu położeniu geograficznemu, stał się najważniejszym ośrodkiem handlowym, religijnym, kulturalnym i naukowym Jonów. Około 600 p.n.e. to „greckie” miasto zostało zburzone przez króla Lidii  Krezusa, jednak już w połowie V w. p.n.e. związane było z Atenami, a w roku 333 p.n.e. zostało zajęte przez Aleksandra Wielkiego (po jego śmierci przeszło pod panowanie Lizymacha). Odtąd, aż do połowy III w. n.e. miasto bardzo pomyślnie funkcjonowało i w okresie szczytowego rozwoju było zamieszkiwane przez około 300 tys. mieszkańców. Od II w. n.e. Efez był również siedzibą rzymskiej prowincji Azji i ważnym ośrodkiem chrześcijaństwa. Okres świetności Efezu skończył się w drugiej połowie III w. n.e., gdy miasto zostało zniszczone przez Gotów, a postępujące zamulenie rzeki Kaystros doprowadziło do utraty jego znaczenia jako portu morskiego i punktu o znaczeniu strategicznym (gród oddalił się od brzegu morskiego o około 4 km). Efez znany był w starożytnym świecie przede wszystkim ze świątyni Artemidy, która była tak piękna, że uznano ją za jeden z siedmiu cudów świata. Miała ona wymiary 55 x 115 m i, wg relacji Pliniusza, składała się ze 127 marmurowych kolumn o wysokości 20 metrów każda. To właśnie ta świątynia, a właściwie wykonywane przez efeskich rzemieślników jej srebrne, miniaturowe kopie, z których sprzedaży rzemieślnicy czerpali niemałe zyski, stały się pretekstem do wzniecenia poważnych, społecznych rozruchów, prowokacyjnie skierowanych przeciw św. Pawłowi i głoszonej przez niego nowej religii. Zdarzenia te są szczegółowo opisane w Dziejach Apostolskich. Ze wspaniałej niegdyś świątyni greckiej bogini łowów Artemidy, czczonej w Efezie również jako bóstwo płodności i młodości, zachowała się do dzisiaj tylko jedna kolumna i zarys fundamentów.Antyczny Efez był pięknym miastem, zdobionym marmurowymi kolumnami, posągami, do dzisiaj zachowała się tzw. droga arkadyjska wyłożona marmurem, wspaniały amfiteatr zbudowany w III w. p.n.e., który odnowiony i powiększony w czasach rzymskich mógł pomieścić 25 tys. widzów, kilka ulic z zabudowaniami itp. Godna podziwu jest biblioteka Celsusa  imponujący gmach o pięknej marmurowej elewacji zdobionej ornamentami i posągami, który w II w. n.e. należał do władcy prowincji. W sąsiedztwie biblioteki znajduje się budynek, który pełnił prawdopodobnie funkcję domu publicznego. Godne obejrzenia są także zachowane fragmenty świątyni Hadriana z II w. n.e., termy Scholastyk, fontanna Trajana, a także świątynia Domicjana z I w. n.e. Minioną świetność Efezu podkreśla duża ilość marmurów stanowiących elementy budowlane, okładzinowe i dekoracyjne wystroju wielu budowli (Ryc. 7  11). Z badań archeologicznych wynika, że w czasach rzymskich w pobliżu Efezu czynne były 4 kamieniołomy marmuru. Dwa z nich znane są do czasów współczesnych:  jeden, zwany podziemnym, oglądać można w Kusmi Tepe, a drugi, zwany cesarskim, w Hasancavuslar. Witruwiusz, wybitny architekt rzymski, w swoim dziele „O architekturze ksiąg dziesięć”, przytacza anegdotę, że kiedy obywatele Efezu dyskutowali, czy marmur na budowę świątyni Artemidy (w czasach rzymskich Diany) sprowadzić z wyspy Paros, Proconessos, z Heraklei czy Tassos, przybiegł do nich pasterz Piksodarus z odłamkiem skały o nadzwyczajnej bieli. Piksodarus pasł w pobliskich górach barany. Dwa z nich, walcząc ze sobą minęły się i jeden uderzył rogiem w skałę, z której odłupał się biały fragment. Piksodarus zostawił owce i z tym odłamkiem przybiegł do Efezu w czasie najgorętszej debaty nad tą sprawą. Efezyjczycy w nagrodę przyznali mu zaszczytne wyróżnienie i zmienili imię na Euangelos, czyli przynoszący dobrą nowinę.Upadek kultury greckiej rozpoczął się od najazdu Persów pod wodzą Cyrusa II Starszego (VI w. p.n.e.). Miasta jońskie na wybrzeżu egejskim zostały podporządkowane Persji, ale właściwie nigdy się nie poddały. Persowie rządzili Azją Mniejszą do najazdu wojsk Aleksandra Wielkiego, który w 334 r p.n.e. wyruszył z Macedonii i w ciągu kilku lat podbił cały Bliski Wschód.W III w. przed Chrystusem zachodnia Azja Mniejsza dostała się pod panowanie Celtów, którzy utworzyli państwo zwane Galacją ze stolicą w Ankyrze (dzisiejsza Ankara). Pozostałością galackiej Ankyry są dzisiejsze fundamenty cytadeli w Ankarze. W tym samym czasie powstało na południu państwo pergameńskie (około 280 r. p.n.e.) ze stolicą w Pergamonie (Ryc. 12  14). Swój szybki rozwój zawdzięcza Pergamon mądrej polityce rządzących Attalidów, którzy zawarli przymierze z Rzymianami, patronowali nauce i sztuce. Do dzisiaj ze starożytnego miasta zachowały się marmurowe ruiny Asklepiejonu  zakładu leczniczego, Akropolu z biblioteką, teatrem i świątyniami Ateny, Demeter i Zeusa. Wielki ołtarz ze świątyni Zeusa, którego fryz o długości ponad 120 m, zdobiony płaskorzeźbami przedstawiającymi sceny z gigantomachii, stanowi jedno z najpiękniejszych dzieł okresu hellenizmu, a boczny fryz Telefosa jest uważany za prototyp rzymskiego stylu w rzeźbie (tzw. ołtarz pergameński ze świątyni Zeusa oglądać można w Pergamon Museum w Berlinie). W III w. p.n.e. powstała słynna Biblioteka, która przez długi czas rywalizowała z Biblioteką Aleksandryjską. Jej powstanie w Pergamonie przyczyniło się do wynalezienia nowego materiału piśmiennego, zwanego odtąd pergaminem.W 133 r. p.n.e. król Pergamonu Attalos III oddał testamentem własne państwo Rzymianom, którzy utworzyli tu, wraz z podbitymi obszarami Anatolii, prowincję nazwaną Azja, ze stolicą w Efezie. Na około 300 lat zapanował spokój i dobrobyt, sprzyjając rozwojowi miast i rozprzestrzenianiu się chrześcijaństwa, którego podwaliny na tym terenie położył m.in. wspomniany wyżej św. Paweł, zakładając w Azji Mniejszej 7 kościołów  w Efezie, Smyrnie (dzisiejszy Izmir), Pergamonie, Sardes, Filadelfii, Laodycei i Tiatyrze. Jak podaje Biblia, św. Paweł gościł w Efezie przez 3 lata i przemawiał w zachowanych do dzisiaj ruinach wielkiego teatru (Ryc. 7). W Efezie również mieszkał św. Jan Ewangelista, którego grób znajduje się w pobliskim Selcuku, w bazylice św. Jana (obecnie ruiny, Ryc. 15), zbudowanej w tym miejscu przez Justyniana w VI w. n.e. Św. Jan przybył do Efezu wraz z Marią  Matką Jezusa, która zamieszkała w małym domku na wzgórzu Bulbul Dagi  5,5 km od Górnej (południowej) Bramy Efezu (Ryc. 16).W rzymskiej prowincji Azji swoją rolę odegrali również inni obecni święci. Jednym z nich był biskup Myry  Mikołaj (ten od paczek i prezentów), którego grobowiec z 343 r. znajduje się w kościele w centrum Kale dawniej Demre; (Ryc. 17 i 18). Szczątki św. Mikołaja zostały jednak z grobowca wykradzione przez najeźdźców z włoskiego Bari w 1087 r. (kilka pozostawionych kości znajduje się w muzeum w Antalyi). 2 km od kościoła św. Mikołaja leżą ruiny wczesnochrześcijańskiej Myry, w której był on biskupem. Szczególną uwagę zwracają wykute w pionowej skale likijskie grobowce (Likia  państwo w płd. części Azji Mniejszej, od 43 r. n.e. część rzymskiej prowincji Pamfylii) oraz dobrze zachowany teatr rzymski z fragmentami marmurowych rzeźb (Ryc. 19 i 20).Rzymianie nie byli przychylni rozwojowi chrześcijaństwa ale ich imperium już chyliło się ku upadkowi. Ciągłe najazdy Gotów na miasta egejskie i nieustające zagrożenie ze strony Persów doprowadziły do ostatecznego rozpadu imperium rzymskiego (395 r. n.e.) na część zachodnią ze stolicą w Rzymie i część wschodnią (cesarstwo bizantyjskie) ze stolicą w Konstantynopolu, wybudowanym na miejscu greckiego Bizancjum przez cesarza Konstantyna Wielkiego. O kolejnych stuleciach burzliwej historii Azji Mniejszej i śladach, jakie zostawiła ona w kamiennych zabytkach  w następnym odcinku.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.">

Cmentarz Rakowicki w Krakowie

Postępując w myśl prawa kanonicznego przez długie wieki większość zmarłych chowano na cmentarzach w obrębie miasta. Tylko nieliczni mieszkańcy miasta - żebracy, aktorzy, samobójcy, wielcy grzesznicy, znajdowali swe wieczyste schronienie poza murami miasta. Było to zgodne z ówczesną tradycją. I może zwyczaj ten istniałby po dzień dzisiejszy, gdyby nie rozsądek niektórych światłych umysłów, a zwłaszcza tych z epoki Oświecenia, kiedy to uświadomiono sobie, jak niebezpieczne dla żywych jest bliskie sąsiedztwo umarłych, jak często nieestetyczne. Mimo głosów przeciwnych i wielowiekowej tradycji krytyczne wobec istniejącego stanu rzeczy stanowisko zyskało aplauz. 18 lutego 1792 Komisja Policji Obojga Narodów wydała “Uniwersał do Miast Wolnych” względem cmentarzy i szlachtuzów, w którym polecono magistratom wolnych miast i władzom kościelnym wyznaczenie nowych terenów na pozamiejskie cmentarze i niezbędnych na ten cel środków. Konserwatyzm społeczeństwa, sytuacja ekonomiczna i polityczna uniemożliwiały realizację tych zamiarów. Ukazywanie się kolejnych dekretów nie pozostawało jednak bez echa. Efektem była likwidacja śródmiejskich cmentarzy przykościelnych. Wreszcie w 1797 roku magistrat polecił radnym miejskim Benedyktowi Kubackiemu i Walentemu Bartschowi, by wyszukali odpowiednie miejsce na nową nekropolię, a jej mapę miał opracować budowniczy miejski Józef Lebrun. Ostatecznie wybrano część folwarku należącego do klasztoru Karmelitów Bosych, zwanego bosackie lub Frezerowskie, położonego na terenach wsi Prądnik Czerwony. Karmelici odstąpili te grunta w zamian za obligację na 1150 zł oprocentowaną na 2 % . Transakcja miała miejsce prawdopodobnie przed 1800 rokiem. Zaraz potem przystąpiono do urządzania cmentarza. Koszt zgodnie z ówczesnym ustawodawstwem austriackim mieli ponosić parafianie-obywatele miasta. Od właścicieli domów i gruntów w Krakowie i na przedmieściach zebrano kwotę 22 359 zł i 22 gr. Koszt utrzymania cmentarza: pensje gospodarza i grabarza oraz jego dwóch pomocników, reparacje, utrzymywanie murów i budynków zamierzano pokrywać z opłaty pokładnego, która wynosiła w latach 1805-1810 średnio 921 zł i 15 gr. Zdaniem Anny Król przypuszczalnym autorem pierwszego planu cmentarza był architekt austriacki, Karl Schmaurs von Livonegg. Według jego projektu z 1802 roku cmentarz miał mieć formę kwadratu o układzie szachownicowym złożonym z 25 niemal jednakowych pól-kwater. Miejsce centralne o kształcie koła przeznaczono na kaplicę cmentarną. Trudno dziś stwierdzić w jakim stopniu zrealizowano ten projekt. Z pewnością jego autorstwa jest dom mieszkalny z kostnicą. Nazwę Rakowicki cmentarz zawdzięcza drodze z nim graniczącej, która prowadziła przez Prądnik do wsi Rakowice. Pierwszą osobą, którą pochowano na nowym cmentarzu, była Apolonia z Lubowieckich Bursikowa, która umarła 15 stycznia 1803 roku. Początkowo nowe miejsce pochówku było wystarczająco duże, by sprostać potrzebom miasta. Z czasem jednak zaistniała konieczność jego powiększenia. W sierpniu 1835 Wydział Spraw Wewnętrznych i Policji Senatu WMK zwrócił się do przeora klasztoru w Czernej z prośbą o sprzedaż przyległej do cmentarza części folwarku Bosackie. Za sumę 5000 zł miasto zakupiło od karmelitów 10 morgów chełmińskich gruntu leżącego na południowy zachód od nowej nekropolii. Wypełnienie wszystkich formalności trwało kilka lat. Ostatecznie 10 kwietnia 1844 roku założono odrębną księgę hipoteczną dla cmentarza generalnego z zapisem treści umów zakupu. Nabytek ogrodzono murem i poświęcono w Dzień Zaduszny, 2 listopada 1840 roku. Następnie rozpoczęto porządkowanie i upiększanie. Autorem planu tych prac był znany architekt Karol Kremer. Założenie wyznaczają dwie krzyżujące się aleje: część wschodnią tworzą kwatery regularne-kwadraty lub regularne pasy, część zachodnią półkoliste alejki. Całość może przywodzić swym kształtem bramę - jeden z ważniejszych symboli religijnych, związanych z rytem pogrzebowym. Zwraca na to uwagę Karolina Grodziska-Ożóg. Założenie zmieniło się, gdy z końcem lat trzydziestych podzielono duże kwatery na mniejsze przecinając je na krzyżdwoma alejkami, aby ułatwić dojście do grobów. W ten sposób przecięto kwatery: A, B, C, F, G, J, natomiast kwaterę R podzielono tylko na dwie części, zaś H - na sześć. W trosce o estetykę kreowano szatę roślinną cmentarza, która również miała swe niepoślednie znaczenie ideowe. Cmentarz przypominał wówczas ogród. Drogę doń wiodącą obsadzono nastrojowymi topolami. Przy alejkach wewnątrz cmentarza sadzono przez cały rok świerki, modrzewie, modne wówczas tuje, które miały swym smutnym wyglądem harmonizować z otoczeniem, cyprysy kojarzone z żałobą, palmy symbolizujące nieśmiertelność, akacje będące znakiem zmartwychwstania. Alejki wysadzano przeważnie jednym gatunkiem drzewa, natomiast wokół grobów dopuszczano większe zróżnicowanie. Względy utylitarne nakazały poszerzyć drogi, ścieżki wysypać gruzem i drobnym kamieniem.Konieczność dalszego poszerzenia cmentarza dostrzeżono w początkach lat sześćdziesiątych. Ponownie zakupiono ziemię od karmelitów, a dodatkowo sąsiadujące grunta od Rzewuskiego. Razem 5 morgów 1743 sążni ziemi położonej w kierunku traktu warszawskiego. Nową ziemię poświęcono 26 września 1866 roku i zaraz zaczęto grzebać tam zmarłych - ofiary szalejącej w mieście cholery. Nową część cmentarza podzielono na kwatery w stylu angielskiego ogrodu, ogrodzono, zrobiono bramę, by można było wozić zmarłych z Kleparza. Kolejnego rozszerzenia powierzchni użytkowej cmentarza dokonano na przełomie XIX i XX wieku. Zakupione grunta nie były własnością jednego właściciela, toteż wypełnianie wszystkich formalności zajęło sporoczasu i zostało zakończone 23 lipca 1903 roku. Nowy teren trzeba było ogrodzić i podzielić na kwatery, wskutek czego zniszczono półkoliste zwieńczenie starej części cmentarza i zastosowano układ szachownicowy.Dalsze problemy spowodowane niedoborem powierzchni użytkowej cmentarza pojawiły się w czasie I wojny światowej, kiedy to na cmentarzu zaczęto chować zmarłych żołnierzy. Władze miejskie obliczyły, że do listopada 1918 roku pod groby wojskowe zajęto 10 350 m2 i 1000 m2 na ścieżki z powierzchni cmentarza. Z czasem groby pojedyncze dawano już tylko oficerom, prostym żołnierzom pozostawiono mogiły zbiorowe w kwaterach przy murze cmentarnym. Postulowano więc utworzenie cmentarza wojskowego, na co nie chciało się zgodzić dowództwo wojskowe. 20 czerwca 1918 roku cofnięto zezwolenie na grzebanie żołnierzy na cmentarzach cywilnych. Postanowiono utworzyć odrębny cmentarz wojskowy, jak też rozszerzyć Rakowicki ku północy o teren między cmentarzem, ulicą Modrzewiową a ulicą Prandoty. W oczekiwaniu na realizację projektów i by nie dopuścić do zaprzestania pochówków z powodu braku miejsca, skrócono okres przekopywania grobów do 10 lat. Cmentarz uzyskał od miasta grunta państwowe 18 grudnia 1933 roku. Nabyta powierzchnia mierzyła 6 h 49 arów 66,7 m. Nekropolia uzyskała swój dzisiejszy kształt. Wraz z rozwojem powstawała wokół swoista infrastruktura , którą tworzyły przede wszystkim zakłady kamieniarskie, ślusarskie, pogrzebowe, firmy ogrodnicze. Niegdyś odległy, założony na wiejskich terenach, cmentarz Rakowicki stawał się bliski - rozwijające się miasto powoli zaczęło go ogarniać. Dzisiaj jest on również bliski sercom Polaków. Tutaj bowiem pochowanych jest wielu wybitnych rodaków, których życie i śmierć świadczą o przeszłości kraju. Jest to więc zabytek dziejowy o dużej wartości historycznej, ale też i artystycznej. Mała architektura i rzeźba cmentarna reprezentują znaczne walory artystyczne. Dominują tendencje estetyczne XIX i XX wieku, ale nie brak nawiązań do epok wcześniejszych. Kształt grobowców i nagrobków wyrażał filozofię epoki, jej dążenia polityczne, społeczne, wrażliwość twórców, obyczaje, zamiłowania i mody, którym ulegali zwykli mieszkańcy miasta. Istotną rolę odgrywała także dostępność i cena materiałów czy też prawo. Ustawodawstwo józefińskie implikowało skromność, stąd przewaga grobów ziemnych z krzyżami, których jedyną ozdobą była balustrada. Wybudowanie w owym czasie niedużego grobowca lub pomnika wymagało zgody władz. Ograniczano się więc do wstawiania tablicy w mur cmentarny. Pierwsza tablica poświęcona była Apolonii Bursikowej. Ani miejsca, gdzie została pochowana, ani samej tablicy nie można już dzisiaj odnaleźć, ale treść epitafium, które było na niej wyryte jest znana. Ubogą raczej dekorację tablic stanowiły: ozdobne ramki, wić roślinna, czaszka, kości szkieletu, klepsydra, symbole religijne związane przede wszystkim z tradycją chrześcijańską: róża (np. tablica Anny Zerin z 1805 roku), ryba, nożyce oraz scenki figuralne (np. płacząca nad grobem kobieta z tablicy Rozalii Estreicherowej). Najstarszym zachowanym epitafium, a jednocześnie wyróżniającym się na tle innych dekoracyjnością jest epitafium Szymona Hellmonda. Pochodzi ono z 1804 roku. Artysta posłużył się motywem sarkofagu i szkieletu. Tablice przeważnie nie były sygnowane, gdzieniegdzie tylko widnieje podpis artysty. Najwięcej powstało w latach dwudziestych oraz w czasie epidemii cholery (1830-1831). Po rozszerzeniu cmentarza i wejściu w życie nowych przepisów zaczęto budować duże grobowce rodzinne, dla których przeznaczono miejsce przy murze cmentarnym, wąskie prostokątne kwatery oraz obrzeża kwater. Pierwsze pojawiły się przy murze cmentarnym w kwaterze L - Romerów, Hahnów, Bieczyńskich (1841) Westwalewiczów (1843), Wodzickich i Zubrzyckich (1847), Meciszewskich i Pokutyńkich (1848). Na uwagę zasługuje pomnik Nikodema Łodzia-Bieczyńskiego w stylu neoklasycznym, uformowany w kształcie mastaby z akroterionami, na której spoczywa ścięty obelisk z medalionem portretowym na frontowej ścianie. Kaplica Westwalewiczów wzniesiona w tym samym stylu ma formę antycznej świątyni o dwuspadowym dachu, z dwiema doryckimi kolumnami w portyku, z tympanonem, nad którym widnieje napis: D.O.M., a nad nimkrzyż. Neoklasycyzm jest reprezentowany na cmentarzu Rakowickim w postaci realizmu akademickiego (ostatnia ćwierć XIX wieku) i "drugiego klasycyzmu " (dwudziestolecie międzywojenne). Materiałem, z którego wykonywano pomniki był piaskowiec. W latach czterdziestych XIX wieku w małej architekturze i rzeźbie cmentarnej zaczyna dominować styl neogotycki. Wyrażał się on w zamiłowaniu do kaplic grobowych, konstrukcji ażurowych, w charakterystycznym zdobieniu kwiatonami, pinaklami, laskowaniami, maswerkami. Ogrodzenia, kraty, ekspresyjne krzyże, girlandy, wazony, latarnie to często spotykane motywy. Grobowce wykonywano z cegły, stosowano kute żelazo i odlewy żeliwne. Świetnym przykładem budowli w tym stylu jest anonimowy grobowiec rodziny Hallerów w kształcie sarkofagu z bogatą dekoracją.Duże wieczyste groby zaczęły być wypierane przez inne formy, a zwłaszcza nagrobek. Spowodowało to wzrost usług kamieniarsko-rzeźbiarskich, nastawionych głównie na produkcję nagrobków. Pierwszą firmą, która miała znaczenie dla cmentarza Rakowickiego był warsztat Jana Nepomucena Gallego, syna włoskiego rzeźbiarza Leonarda, sprowadzonego z Livorno do fabryki marmurów w Dębniku przez Stanisława Augusta Poniatowskiego. Galli był uczniem Reidlingera. Jego dziełem są między innymi groby: Hahnów i Wodzickich (1841), Floriana Straszewskiego (1847) , ks. Antoniego Bystrzonowskiego (1848), ks. Wincentego Łańcuckiego (1848), Jerzego Samuela Bandtkiego (1835).Warto poświęcić kilka słów nagrobkowi Floriana Straszewskiego o formie sarkofagu i dekoracji bogatej w symbolikę: stylizowane, pięciolistne róże, krzyż z kotwicą oraz herb zmarłego. Znanym był również zakład Ferdynanda Kuhna, ale ogromną popularność zyskał Edward Stehlik, uczeń wybitnego rzeźbiarza, Karola Ceptowskiego. Ten wszechstronny i wybitny artysta jest autorem dużych kaplic np. neogotyckiej kaplicy rodu Heraszczenewskich, wybudowanej na planie prostokąta z półkolistą absydą, skarpami i pięknym ołtarzem w środku, utrzymanej w tym samym stylu kaplicy Jurjewiczów, eklektyczne kaplice rodzin Delaveaux i Rzewuskich z 1884. Tworzył także nagrobki, z których na szczególną uwagę zasługują: nagrobek Stanisława Płońskiego z 1876 roku, wykorzystujący formę latarni zmarłych, klasycyzujący pomnik Edmunda Wasilewskiego z urną umieszczoną na czworobocznym słupie, z wieńcem laurowym i lirą, neogotyckie nagrobki Ambrożego Grabowskiego i Bnińskich w kształcie czworobocznego słupa, pomnik nagrobny rodziny Czosnowskich z neogotycką kapliczką i rzeźbą, przedstawiającą Madonnę z Dzieciątkiem, która depcze węża, pomnik Zygmunta Szczęśniewskiego z 1878 roku z postacią młodej kobiety w szatach powłóczystych, która w lewej ręce trzyma bukiet róż, prawą rzuca kwiat, a stoi na postumencie, na którymwyrzeźbiony jest wieniec z nieśmiertelników i wawrzynu, lira, gęsie pióro oraz kartki papieru. Na osobną uwagę zasługuje grobowiec weteranów powstań narodowych 1830/1831 i 1863/1864 - potężny trójstopniowy masyw z fasadą, nad którą umieszczono herby Polski i Litwy nakryte hełmem, wejście pokrywa płyta z krzyżem. Obelisk - "wykuty w kamieniu promień słońca " - ku czci powstańców wyraża treści symboliczne znakami: palma, krzyż, orzeł. Na postumencie wyrzeźbiono herby Polski, Litwy i Rusi. Nie można przemilczeć faktu, jak wielkie znaczenie miał ten pomnik jeszcze w XIX stuleciu. Przypominał Polakom, że paradoksalnie śmierćbyła jedyną drogą do nieśmiertelności, ocaleniem, nadzieją na nowe życie, ostrzegała przed czymś gorszym unicestwieniem ducha. Już sam grób oznaczał zniewoloną ojczyznę; grób, w którym złożono szczątki powstańca działacza konspiracyjnego, sybiraka mógł stać się miejscem, w którym rodził się, dojrzewał, zyskiwał nową tożsamość i rozpoczynał działanie patriotyzm. To na cmentarzu Rakowickim kwatera R, w której spoczywają bohaterowie walczący o sprawę polską, zyskała miano "Polonia". Wspomniane mogiły powstańców, Anioł Zemsty nad grobem ofiar bombardowania Krakowa w 1848 roku oraz liczne pomniki z dwudziestolecia międzywojennego zbudowano dzięki ofiarności społeczeństwa.Pod koniec stulecia sławą cieszyły się zakłady: Józefa Kuleszy, Franciszka Fischera, Fabiana Hochstina. Wiele pięknych nagrobków zawdzięcza cmentarz Rakowicki pracowniom rzeźbiarskim spoza Krakowa, a nawet Polski. Do nich należy czarny marmurowy nagrobek Emeryka Hutten-Czapskiego (sygnowany: W. Lovreli, Wien), monumentalny grobowiec w formie sarkofagu zakupiony w Wiedniu przez rodzinę Englischów (sygnowany Ed . Hauser), a także neoklasycystyczną płaskorzeźbę wyobrażająca kobietę klęczącą, zapewne przy grobie i trzymającą w ręku wianek z kwiatów, której autorem jest włoski rzeźbiarz Antonio Bosa, uczeńCanovy. Ufundował ją prawdopodobnie Teofil Seifert po śmierci swej żony Teresy.Większą część nagrobków wykonali jednak właściciele zakładów kamieniarskich. Wśród grobów murowanych można wyróżnić: grobowce mające formę budowli z dostępnym wnętrzem, nagrobki będące kompozycjami architektoniczno-rzeźbiarskimi, zbliżonym w swej konstrukcji do pomników i formy rzeźbiarskie bliskie w wyglądzie sarkofagom (np. Tomasza Wysockiego) lub trumnom. Grobowce na cmentarzu Rakowickim są reprezentowane przez: katakumby p.Pawle ZDJECIE katakumb np. groby rodzinne Wężyków i Walterów (czyli spore budowle mające najczęściej od frontu kilka lub kilkanaście wnęk, w których składano trumny, a następnie zamurowywano i umocowywano tablicę z epitafium, kapliczka - miniaturowa budowla z dostępnym wejściem, oknami i właściwą komorą grobową pod posadzką, piramidka i kamienna grota, np. potężny grobowiec Mączyńskich, Pokutyńskich i Czechów. Grobowce zdobiono w zależności od panujących w danym czasie tendencji w sztuce: w stylu neoromańskim, neogotyckim, neorenesansowym, neobarokowym, klasycyzującym, romantycznym lub eklektycznym. Z końcem stulecia uwidacznia się impresjonizm i secesja z jej typowymi motywami dekoracyjnymi, liternictwem, symboliką, częstym sięganiem do wizerunku Chrystusa, Marii lub osoby zmarłej. Nowa sztuka wymagała także odejścia od dawnych technik i surowców. Autorami grobowców, poza rzeźbiarzami i kamieniarzami, byli architekci, tacy jak Teofil Żebrawski (grobowiec klarysek z 1863 w stylu neormańskim o wyglądzie przypominającym bazylikę trójnawową z kostkowymi kapitelami w zwieńczeniu kolumienek głównego portalu i ornamentem wyrzeźbionym w piaskowcu, neogotycki grobowiec Kochanowskich i obelisk nagrobny Stanisława Koszarskiego), Feliks Księżarski (nagrobek Edmunda Wasilewskiego) , Sławomir Odrzywolski (grób rodziny Pieniążków i własny), Jan Raszka (grób Starowiejskich), Franciszek Mączyński (grób jezuitów przy alei głównej) , Jan Szczepkowski (grób Jana Hickla i rodziny Schillerów). Oryginalnością zaskakuje grób Talkowskich Paszkowskich ze sfinksem, dzieło Teodora Talowskiego. Ciekawy jest grób rodziny Prlińskich, zaprojektowany jako miniaturowa świątynia grecka. Odrębny typ grobu stanowi nagrobek. Zazwyczaj składa się z marmurowego cokołu, który zastępowano także kopczykiem kamiennym i nastawy o zróżnicowanej formie przykładowo w formie krzyża, kolumny, popiersia zmarłego, obelisku, figury - najczęściej Chrystusa, Madonny, anioła lub patrona zmarłej osoby, latarni zmarłych, ażurowej konstrukcji neogotyckiej itp. Częstokroć tworzy go pozioma lub lekko pochylona płyta. Autorami licznych nagrobków byli wybitni rzeźbiarze związani ze Szkołą Sztuk Pięknych. Wśród nich wyróżnia się grób Antoniego Kurzawy, na którym stoi wierna kopia jego dzieła Geniusz zrywający pęta, wykonana przez innego artystę, Mikołaja Szlifierza. Kurzawa jest też autorem rzeźby Polonia znajdującej się na grobie Zygmunta Huskowskiego, żołnierza powstania styczniowego, która przedstawia rozpaczającą kobietę w pozycji półleżącej na mogile-kopcu usypanym z głazów, trzymającą w prawej ręce pęknięte kajdany. Pierwsza wersja została zrealizowana na cmentarzu Łyczakowskim, druga na cmentarzu Starym w Tarnowie. Kolejna rzeźba Kurzawy znajduje się na grobie Śliwińskich - pełen ekspresji anioł wyprowadza umarłą z grobu. Tadeusz Błotnicki jest autorem rzeźby na grobie Marcelego Guyskiego (zm. w 1893) - nauczyciela i mistrza Błotnickiego, którego uczeń przedstawił w formie pełnoplastycznej, realistycznej rzeźby jako twórcę w fartuchu, w pozycji siedzącej, odpoczywającego po pracy , rozmyślającego. Błotnicki jest także twórcą medalionu z popiersiem rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Ludwika Teichmana i medalionu z głową Chrystusa w koronie cierniowej, w lewym profilu, który posłużył za wzorzec krakowskim kamieniarzom. Artysta wyrzeźbił również popiersie Oskara Kolberga (1893), które dzięki mieszkańcom Krakowa zostało później usytuowane na grobie uczonego. Zaprojektował również nagrobek Mikołaja Zyblikiewicza, Walerii Soleckiej, Tarczałowiczów.Ciekawą kompozycję stworzył Wacław Szymanowski dla grobu małżonków Jerzmanowskich. Tworzą ją postaci dwóch nagich nadnaturalnej wielkości atlasów dźwigających trumnę, z której wyrasta płaskorzeźba z brązu przedstawiająca parę ludzi i ginącą w oddali drogę. Do komory grobowej prowadzą drzwi znajdujące się pośrodku i opatrzone znakiem krzyża. Istotna jest wymowa ideowa tego jednego z bardziej znanych nagrobków, związana z losami osoby zmarłego - powstańca, zesłańca i emigranta, która nie pozostała bez echa wśród potomnych. Po śmierci swych dwóch synów Szymanowski zaprojektował własny grobowiec rodzinny, który został wykonany w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku, w piaskowcu, przez Józefa Potępę. Przejmująca w swym wyrazie artystycznym jest postać kobiety spoczywającej na grobie rodziny Falterów autorstwa Karola Hukana. Na grobie Jana Nowaka stoi jego autorstwa posąg Madonny. On sam zaprojektował też grób rodziny Łosiów w stylu modernistycznym o wyraźnych cechach kubizmu (prostota, geometryczność form i układu, który wyznaczają osie: pozioma i pionowa) z charakterystycznymi płaczkami tworzącymi jakby bramę okalającą bryłę w formie sarkofagu. Postacie pod kapturami nie mają twarzy. Całość pełna sensu, w formie syntetycznej wyraża prawdy podstawowe dla ludzkiej egzystencji. Podobny motyw występuje także w nagrobku, jaki wykonał Nowak około roku 1908 dla Stanisława Trembeckiego. Zakapturzona postać wyłania się z prostej skrzyni-sarkofagu. Płaszcz skrywa figurkę kobiety. Różni się od tych dzieł medalion Nowaka, element dekoracyjny skrzyniowego grobowca Zamorskich. Przedstawia on ekspresjonistyczne ujęcie głowy maski Chrystusa Boleściwego. Inną tragiczną maskę Chrystusa wyrzeźbił w marmurze karraryjskim Leon Zawiejski. Znajduje się ona na grobowcu jego rodziny. Na uwagę zasługuje głowa Chrystusa,dłuta Antoniego Popiela z grobowca Henryka Rodakowskiego. Płaskorzeźbione medaliony z portretami osób zmarłych tworzą wspaniałą galerię na cmentarzu Rakowickim. "Polaków portret własny" tworzą np: portret Heleny Modrzejewskiej - dzieło rąk Stanisława Romana Lewandowskiego, wizerunek Stanisława Chlebowskiego wykonany przez Antoninę Różniatowską, a Pius Weloński uwiecznił rysy satyryka Artura Bartelsa. Poza dziełami wybitnych twórców obraz cmentarza Rakowickiego kreuje w znacznej większości seryjna produkcja kamieniarska: figury Chrystusa i Marii, postacie aniołów, krzyże wyrzeźbione w miękkim kamieniu. Materiałem najczęściej używanym w XIX wieku był piaskowiec, który został wyparty w końcu stulecia przez granit. Wpłynęło to w sposób znamienny na formę nagrobków, która jest już bardzo bliska współczesnej: proste obeliski i krzyże, pochylone lub płaskie płyty. Żelazo - symbol śmierci, które towarzyszyło piaskowcowi, zostało zastąpione przez brąz - symbol nieśmiertelności. Zamiast rytych inskrypcji lub ornamentów coraz częściej pojawiają się nasadzane na bolcach brązowe litery, krzyże, gałązki lauru itp. Symbolika stosowana w sztuce nagrobnej XIX wieku jest w dużej mierze dziedzictwem minionych epok.Tworzą ją znaki którymi wyrażano śmierć - czaszka, piszczele, szkielet, sarkofag, urna, klepsydra, nożyce, bóg śmierci Thanatos, bóg snu Hypnos itd., zmartwychwstanie - krzyż, kotwica, motyl, zegar, waga, brama, porta augusta, ryby, delfin, lew, orzeł, paw itd., znikomość i nietrwałość życia - złamane lub strzaskane kolumny i obeliski, uschnięte drzewo, złamane lub zerwane kwiaty, wiotkie tkaniny fantazyjnie udrapowane itd., żałoby motyw kobiety płaczki, procesja pogrzebowa, anioły śmierci i wiecznego snu, znaki cechujące zmarłego.Na uwagę zasługują również liczne epitafia umieszczane na tablicach nagrobnych, które tworzą swoistą poezję cmentarną. Ustalenie ich autorstwa nie jest dzisiaj łatwe. Pisane były na zamówienie, ale też płynęły z serca bliskich. Na cześć swej zmarłej żony Józefy wiersz napisał Ambroży Grabowski, a pod tekstem umieścił swoje inicjały.Osobną grupę stanowią dzieła związane z wydarzeniami pierwszej i drugiej wojny śwatowej, wojny polsko-radzieckiej i ruchów robotniczych w Krakowie w latach dwudziestych. Wyraźnie zaznacza się w nich wpływ romantycznego etosu bohatera narodowego. Monumentalne, patetyczne, w formach surowych, prawie zawsze z militarnymi atrybutami, ukazują ból, cierpienie, ale też waleczność, ofiarność i zawziętość. Należą do nich takie pomniki, jak: ułanów poległych pod Rokitną 13 czerwca 1915 roku, których pogrzeb odbył się w 1925 roku, a pomnik nagrobny zaprojektował Józef Gałęzowski, legionistów poległych 4 listpada 1927 roku projektu Wacława Boratyńskiego ,Pomnik Chwały ufundowany żołnierzom poległym w wojnie polsko-radzieckiej, ułanów, którzy zginęli na ulicach Krakowa 6 listopada 1923 roku, żołnierzom "wielkiej wojny" i jej ofiarom poświęcono monumentalne założenie architektoniczne naśladujące egipskie pylony, pomnik osobny ufundowano żołnierzom podziemia II wojny światowej, jego autorem jest Józef Szczypczyński. Należałoby też zwrócić uwagę na pomnik poświęcony prochom ofiar hitlerowskiego ludobójstwa 1939-1945. Reminiscencje tragicznych wydarzeń II wojny światowej są zauważalne również w grobach indywidualnych, choćby w tym Bolesława Wallek-Walewskiego - kompozytora, zmarłego w 1944 roku, gdzie w miejscu płyty nagrobnej jest szara ściana-dziś już symbol. Współczesność też dociera już na cmentarz: lastrikowe nagrobki, pozbawione stylu i wyrazu artystycznego. Tylko gdzieniegdzie przykuwa uwagę jakiś grób inny od wszystkich: smukła i wyniosła jak strzelista katedra gotycka lub kariatyda postać kobiety w powłóczystej sukni z włosami okalającymi twarz niczym aureola stoi nad grobem Barbary Lass-Kwiatkowskiej czy ławka na grobie Tadeusza Kantora, w której uczeń "Umarłej klasy" ciągle odgrywa swą rolę przed swym mistrzem już niewidocznym, ale ciągle jeszcze obecnym. Jest też grób zbiorowy, który poświęcono ofiarom komunizmu, skromniejszy i mniej podniosły, ale jakże sugestywny w wymowie rąk splatających się wokół krzyża. W samym sercu cmentarza Rakowickiego znajduje się kaplica. Ufundowali ją małżonkowie Ludwik Sternsztyn i Anna Helclowie. Zgodę na jej budowę otrzymali 6 VI 1865. Projekt wykonał austriacki podpułkownk i architekt Józef Czeszko. Uroczyste położenie kamienia węgielnego, który poświęcił Franciszek Serafin Piątkowski odbyło się 27 VII 1861 roku. Kamień ten zawierał puszkę zapieczętowaną i oblaną żywicą,a w niej akt fundacji i kilka pamiątek w tym egzemplarz "Czasu". 28 X 1862 biskup Ludwik Łętkowski poświęcił gotowy kościółek, który otrzymał wezwanie Zmartwychwstania Chrystusa Pana. Budynek bazylikowy ma trzy nawy. Jego fasadę dzielą na trzy części pary jońskich pilastrów, nad częścią środkową spoczywa tympanon z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Ze względów strategicznych dach nad nawą główną jest siodłowy, a nad bocznymi - płaski. Dach pokryto dodatkowo blachą (1867). Fundatorzy zadbali również o wnętrze, które wypełnia dębowy neobarokowy ołtarz i ambona, marmurowe kropielnice, ruchoma ambona do odprawiania mszy przed kaplicą dla dużej liczby wiernych, obrazy namalowane przez Józefa Planka (ok. 1861) przedstawiają Chrystusa Zmartwychwstałego, śmierć św. Józefa - patrona "dobrej śmierci, któremu towarzyszy Chrystus i Matka Boska oraz Matkę Boską z Dzieciątkiem, u której stóp klęczy św. Stanisław i św. Barbara, jako patronka "dobrej śmierci". Kaplicę wyposażono oczywiście w odpowiednie ubiory i sprzęt liturgiczny. 29 VII 1863 dokonano aktu uroczystej darowizny kaplicy na rzecz społeczeństwa krakowskiego. Spod darowizny wyłączony został jedynie grobowiec rodzinny Helclów, znajdujący się w kryptach pod nawami bocznymi. 9 XII 1876 roku spisano akt fundacyjny ustanawiający kapelanię cmentarza Rakowickiego.Cmentarz Rakowicki - Panteon Wybitnych Polaków - to kolejne, obok Skałki i Wawelu, centrum polskości, pamięci narodowej, świadectwo historycznej przeszłości narodu, miejsce stale odwiedzane przez wielu. Ciągle świeże kwiaty i płonące przy grobach znicze są dowodem żywych uczuć i szacunku, jakim obdarzają przychodzący tych, których prochy tu spoczywają. Najsłynniejszym Pielgrzymem, który nawiedza to miejsce jest papież Jan Paweł II; modli się na grobie swych rodziców. Cmentarz Rakowicki wpisany został 7 VI 1976 roku do rejestru zabytków i jest częścią narodowego dziedzictwa kulturowego.

Szkolenie w zakresie BHP

Od 1996 roku sprawy związane ze szkoleniem BHP były wymienione jedynie w kodeksie pracy, jednak przepisy nie określały jakie rodzaje szkoleń powinny przechodzić poszczególne grupy pracowników i pracodawcy oraz nie określały częstotliwości szkoleń. Nowelizacja kodeksu pracy w 1996 roku w rozdziale VIII wprowadziła zapis obligujący właściwego ministra od spraw pracy do wydania rozporządzenia regulującego szczegółowe zasady szkolenia w dziedzinie BHP. A ponadto do określenia zakresu szkolenia, wymagań dotyczących treści, programów szkolenia i ich realizacji, sposobu dokumentowania szkoleń oraz przypadki, kiedy można być zwolnionym ze szkolenia. Szczegółowe zasady szkolenia w dziedzinie bezpieczeństwa i higieny pracy reguluje rozporządzenie ministra pracy i polityki socjalnej z dnia 28 maja 1996 roku (Dz. U. Nr 62. poz. 285). Szkolenie w tej dziedzinie może prowadzić pracodawca lub jednostki organizacyjne posiadające uprawnienia do prowadzenia takiej działalności, przy czym szkolenie pracodawców, pracowników służb BHP oraz wykładowców mogą prowadzić wyłącznie jednostki uprawnione. Prowadzący szkolenie BHP powinni zapewnić: programy szkolenia dla poszczególnych grup pracowników, wykładowców o odpowiednich kwalifikacjach, prowadzenie dokumentacji tj. programów szkolenia, dzienników zajęć, protokołów z przeprowadzonych egzaminów oraz rejestr wydanych zaświadczeń. W miarę możliwości zapewnić wyposażenie dydaktyczne i odpowiednie lokale. Szkolenie może być prowadzone w formie instruktażu i kursu dla pracowników bezpośrednio produkcyjnych. Natomiast dla niżej wymienionych grup w formie kursu, seminarium lub samokształcenia kierowanego. Dotyczy to pracodawców, osób kierujących pracownikami (od kierownika do brygadzisty), pracowników służb BHP, technologów i organizatorów produkcji oraz projektantów i konstruktorów. Szkolenie zgodnie z kodeksem pracy obejmuje szkolenie wstępne i szkolenie okresowe. I tu u wielu pracodawców rodzą się wątpliwości wynikające z nieznajomości zapisu ww. rozporządzenia. Prawidłowe szkolenie wstępne przebiega w trzech etapach. Pracownik przed dopuszczeniem do pracy przechodzi szkolenie wstępne ogólne. Szkolenie takie przeprowadza pracownik służb BHP w wymiarze minimum trzech godzin. Po odbyciu szkolenia ogólnego pracownik jest skierowany na stanowisko pracy, gdzie podlega szkoleniu wstępnemu na stanowisku pracy - tzw. instruktażowi stanowiskowemu. Instruktaż stanowiskowy przeprowadza się dla wszystkich nowo przyjętych pracowników bez względu na to, czy pracował w poprzedniej firmie na podobnym stanowisku pracy. Instruktażowi temu podlegają również pracownicy przy przenoszeniu każdorazowo na inne stanowisko pracy, a także ponownie na tym stanowisku, jeżeli nastąpiły zmiany procesów technologicznych, zmiany organizacji stanowiska pracy, wprowadzenia nowych maszyn, urządzeń, narzędzi. W przypadku zatrudnienia pracownika na kilku stanowiskach pracy instruktaż taki należy przeprowadzić na każdym z tych stanowisk. Instruktażowi podlegają także pracownicy zatrudnieni dorywczo, studenci i uczniowie odbywający praktykę. Czas trwania instruktażu stanowiskowego nie może być krótszy niż osiem godzin. W czasie instruktażu, który odbywa się na stanowisku pracy, należy w pierwszym etapie pokazać pracownikowi wszystkie czynności, jakie powinien zrobić przed rozpoczęciem pracy, następnie czynności w czasie wykonywania pracy, czynności po zakończeniu pracy oraz zachowanie się w sytuacjach awaryjnych. Program instruktażu szczegółowego najczęściej zbliżony jest do instrukcji stanowiskowej, która zgodnie z przepisami powinna zawierać ww. elementy. Instruktaż stanowiskowy może przeprowadzić tylko osoba kierująca pracownikami, którą wyznaczył pracodawca, posiadająca doświadczenie zawodowe i odpowiednie kwalifikacje oraz przeszła przeszkolenie w zakresie metod prowadzenia instruktażu. Uprawnienia te są jednorazowe, bez terminu ważności. Instruktaż stanowiskowy kończy się sprawdzeniem wiadomości teoretycznych i umiejętności praktycznych na konkretnym stanowisku pracy. Z doświadczenia inspektorskiego pragnę podkreślić, że w zakładach pracy, w których przeprowadzone jest prawidłowe szkolenie stanowiskowe zmniejszyła się wyraźnie liczba wypadków. A jest to grupa najbardziej wypadkogenna. Czas przeznaczony na instruktaż stanowiskowy jest nierozerwalnie związany ze szkoleniem technologicznym, przez co dobrze przeprowadzone szkolenie prowadzi nie tylko do poprawy BHP, ale daje również wymierny efekt w postaci dobrego produktu finalnego oraz zmniejsza ryzyko zepsucia maszyny, urządzenia, narzędzia przez pracownika. Szkolenie wstępne kończy się szkoleniem podstawowym, na którym osoby szkolone zapoznają się z przepisami prawa pracy i BHP. Szkolenie takie należy przeprowadzić nie później niż w ciągu sześciu miesięcy od podjęcia pracy, a w przypadku stanowisk robotniczych o szczególnie dużym zagrożeniu, a takie są w przemyśle kamieniarskim i wydobywczy, przed rozpoczęciem pracy na tych stanowiskach. Wykaz takich stanowisk określa pracodawca. Ze szkolenia podstawowego zwolnieni są: posiadający zawód technik BHP, absolwent studiów wyższych lub podyplomowych o specjalności bezpieczeństwo higiena pracy oraz byli inspektorzy pracy. Po zakończeniu cyklu szkolenia wstępnego pracownicy bezpośrednio produkcyjni podlegają szkoleniu okresowemu nierzadziej niż co trzy lata, a na stanowisku o szczególnym zagrożeniu nie- rzadziej niż co rok. Natomiast pozostałe grupy pracowników wymienione wyżej do pracodawcy włącznie nie rzadziej niż co sześć lat. Zaświadczenie o przebytym szkoleniu pracodawca przechowuje w aktach pracownika.

Odbudować tradycje "Radkowa"

Przejęcie kopalni piaskowca w Radkowie zgodnie z zapisami umowy odbyło się 9 czerwca 2004 roku, podpisano akt notarialny zakupu, przeprowadzono inwentaryzację obiektu, po czym w niedługim czasie ruszyły prace o charakterze porządkowym na jej terenie. Początek opiniowania przez urzędyw procesie koncesyjnym datuje się na wrzesień 2003, kiedy to powstała spółka w celu przejęcia kopalni piaskowca „Radków”. Rozpoczęły się wówczas rozmowy na temat zakupu kopalni i współpracy pod warunkiem, że władze gminne, Urząd Marszałkowski we Wrocławiu oraz urząd górniczy nie będą sprawiać kłopotów w uzyskaniu koncesji, jeżeli oczywiście firma spełni wymagania określone ustawą. Negocjacje prowadzone były dość długo, cykl zakupu został opóźniony o trzy miesiące. 21 czerwca br. do firmy wszedł nowy zarząd spółki, reprezentowanej przez prezesa Zdzisława Ludziejewskiego: „Uruchomiliśmy linię technologiczną pod produkcję kamienia murowego. Koniec etapu przygotowawczego założyliśmy na koniec września, w tym czasie odbędzie się przegląd maszyn i urządzeń, które w pierwszej kolejności będą niezbędne do produkcji. Podjąłem decyzję, że z jednej strony pracuje grupa osób w porządkowaniu zakładu, z drugiej strony grupa serwisowa dokonuje przeglądu maszyn i urządzeń, które w pierwszej kolejności będą przydatne do produkcji, a trzecia grupa w tym czasie uruchomiła linię technologiczną do produkcji kamienia murowego. Jest to linia pneumatyczna, z zaworami, przyłączami do młotów pneumatycznych produkcji polskiej „Archimedesa” we Wrocławiu. Zamówiłem obecnie 20 sztuk nowych młotów. Do tego zatrudnionych jest 40 osób, bo kamieniarze pracują w parach”. Liczba ta podyktowana jest faktem, że kontrahent zagraniczny zamówił dostawę około 1000 ton kamienia murowego, dając krótki czas na jego realizację. Spełnione muszą być wymogi jakościowe, które w stosunku do kamienia są bardzo wysokie, a trzeba pamiętać, że piaskowiec jest trudniejszy w obróbce niż granit i utrzymanie tolerancji technologicznej jest trudniejsze, wymaga więcej nakładu pracy. Stąd wyrób z piaskowca jest droższy niż z granitu. Na dziś spółka nie ma koncesji na wydobycie, w związku z tym może jedynie w granicach praw własności porządkować złoże, na co urząd górniczy wyraził zgodę bez żadnych uwag. Prace koncesyjne, jak przewiduje zarządca, będą trwały do końca października w przypadku złoża „Radków”, natomiast w przypadku złoża „Szczytna” - które również stało się własnością spółki - trochę dłużej, ponieważ gmina Szczytna nie ma jeszcze gotowych planów zagospodarowania przestrzennego, choć w projekcie planu uwzględniono istnienie kopalni. Dopóki obu koncesji nie będzie, wykorzystywane będą zapasy po poprzednim użytkowniku kopalni i taka sytuacja potrwa do marca przyszłego roku. Złoża w poprzednim okresie były eksploatowane przy zastosowaniu metody wybuchowej słupów skalnych. W planach jest zmiana technologii na bardziej efektywną ponieważ przy wybuchach bloczność kształtuje się na poziomie od 6 do 15% maksymalnie. Zmiana technologii wydobycia na tarasową bądź wycinanie liną diamentową pozwala uzyskać wzrost bloczności do 60% i dlatego ten ekonomiczny aspekt narzuca kierunek, w którym powinny pójść inwestycje. Dla zminimalizowania nakładów finansowych na uruchomienie przedsiębiorstwa spółka skorzysta z pomocy firm dysponujących profesjonalnym sprzętem w ramach wzajemnych umów o użyczeniu bądź wynajmie.

Zakład w momencie przejęcia
Mimo poważnej degradacji zakład trzeba widzieć przez pryzmat jego możliwości.Zasoby złoża „Radków” wystarczą na eksploatację przez okres od 150 do 200 lat. Po poprzednim właścicielu zakład został przejęty w stanie dewastacji, z powodu rozkradzenia i wyeksploatowania technicznego, co zmusiło nowego właściciela do zakupu urządzeń nowych bądź używanych. Spółka ma kapitał założycielski 500.000 złotych wniesiony w gotówce. Jej biznesplan obejmuje najbliższe piętnaście lat, w czasie których zarząd uzyska obraz sytuacji i doprowadzi do zmian, które powinny następować cyklicznie. Warunki kredytowe zapewnił Bank Zachodni WBK, podejmując ryzyko wspólnej pracy, w czym znaczący był fakt, że „Radków” od lat jest zakładem znanym z produktu o ustalonej renomie. Istotne było również stworzenie w tym miejscu w przyszłości miejsc pracy dla nawet 80 osób, przy niemal pewności, że produkt z „Radkowa” znajdzie nabywcę. Zresztą nie tylko produkt, kamienny odpad poprodukcyjny również. Ponadto firma pod względem ekologicznym sprzyja środowisku, nie ma problemu ani z kamieniem, ani z wodą wykorzystywaną w procesie technologicznym - przy cięciu spływa do odstojników i filtrów a następnie do potoku, który jest pod stałą kontrolą sanepidu.Poprzednio stosowana wybuchowa technologia eksploatacji złoża ma swoje odzwierciedlenie w złożu. Skała, która pęka naturalnie, została dodatkowo rozdrobniona w niektórych miejscach przez wybuchy, bloki są przez to mniejszego formatu. Uzyskane z materiału po zastosowaniu metody wybuchowej bloki, stanowiące zapasy firmy, są formatu od jednego kubika do dwóch i pół. Jest też jeden blok, którego wagę szacuje się na 100 ton. Poprzedni właściciel wdrażał jednak nowy sposób wydobycia, ale nie zdołał dokończyć swoich planów. Prezes Ludziejewski uznając słuszność obranego kierunku działań swego poprzednika, postanowił wybudować drogę dojazdową, by było możliwe zdejmowanie bloków od góry. Zbierany jest więc nadkład z góry, po czym nastąpi zdejmowanie bloków po naturalnych pęknięciach.Ponieważ złoże jest dosyć rozległe przygotowanie go do eksploatacji nie będzie trudne, chociaż wymaga określenia całej strategii wykorzystania wszystkich tarasów i uporządkowania w ciągu dwóch, trzech lat tak, aby był jeszcze dostęp do złóż, które idą w dół. Złoże jest ciekawie położone, ma występy, pozwalające wjechać koparką u góry, a samochodem samozaładowczym od dołu i ładowarką czy dźwigiem po naturalnych pęknięciach można zdjąć bloki i załadować na samochód. Aktualnie w złożu jest tyle różnego kamienia, że można go wykorzystać do różnych celów. „W związku z tym nie będzie wydobycia, tylko zdejmowanie z hałd kamieni, które były składowane w postaci bloków zbliżonych do wymaganego formatu. To będziemy likwidować powoli i przewozić do zakładu, przerabiać i sprzedawać klientom jako kamień do przeróbki. Sondaż rynku pozwala stwierdzić, że kryzys budowlany powoli się kończy i rusza budownictwo, drogownictwo, no i sprzyja nam moda na kamień. Ruszyły budowy autostrad oraz dróg wojewódzkich. Mamy kontakt z firmą Poldrog, która obsługuje jedną czwartą kraju w zakresie robót drogowych od zachodu po północ. Ma już w umowach zapisane remonty dróg, co będzie wymagało użycia kamienia i to dużej ilości. Dużą szansą jest Unia Europejska i dostęp do jej funduszy. Dzięki temu nie tylko takie firmy, jak nasza, ale i miasta, i gminy liczą, że dzięki nim zrealizują swoje inwestycje. W tych inwestycjach jest segment, gdzie występuje kamień naturalny. Mamy więc o czym rozmawiać z gminami, naszą i ościennymi. Środki z SAPARD-u będą wykorzystywane na remonty dróg, jazów, potoków czy budynków. Burmistrz Radkowa chce pokazać w centrum miasta, że gmina jest zagłębiem piaskowca”  roztacza swą wizję prezes.

Tradycja - przyszłość
Prezes chce odzyskać sztandar zakładu radkowskiego. Nie pozwolił zniszczyć insygniów po Kłodzkich Zakładach Kamienia Budowlanego, granitową tablicę pamiątkową kazał zakonserwować i schować. Ważne dla niego jest, by nie utracić ciągłości historycznej firmy: „Ostatni sztandar zakładu miałem przyjemność widzieć parę lat temu. Wiem, jaki był i chciałbym go odszukać, bo na pewno ktoś zabrał go na przechowanie, a nie zniszczył. Chciałbym, aby wrócił do zakładu, nawet jeśli trzeba byłoby go odkupić, dlatego że warto pamiętać, kiedy zakład powstał, dlaczego i jaką miał historię”. Prezes planuje też założenie księgi pamiątkowej zakładu. Obecnie rejestrowane są ważne zdarzenia, jak np. moment przejęcia kopalni przez nowego właściciela w kancelarii notarialnej w Świdnicy, co ilustruje również zdjęcie. Widać wyraźnie, że aktualnie zarządzający prezes ma szacunek dla tradycji a także ludzi, którzy dziś wspólnie z nim tworzą podwaliny przyszłej pozycji firmy: „Zespół ludzi, który jest twórcą zakładu od podstaw, będzie miał największe przywileje w przyszłości, jeśli chodzi o zarobkowanie czy stanowiska, po uzyskaniu właściwej struktury organizacyjnej. A póki co prowadzę politykę restrykcyjną co do kosztów. Wszyscy zatrudnieni są na umowach cywilno-prawnych, łącznie ze mną. Koszty osobowe może nie są tak wysokie, ale koszty podatkowe nie dają wyjścia, obecnie pracuje dziesięciu kamieniarzy, dwie osoby w serwisie technicznym, kierownik produkcji i dyrektor ds. organizacji administracji prawnej, prezes - razem piętnaście osób. Ile osób znajdzie pracę w zakładzie zweryfikuje rynek. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w zakładzie były dwie zmiany pracy. Dzisiaj jesteśmy umocowani w zakładzie obróbki, nie ma jeszcze zakładu wydobywczego. Moim marzeniem jest trakownia z sześcioma bądź siedmioma trakami, gdzie dwa są diamentowe”. Cięcie na płyty bloków planowane jest w zakładach ościennych, jak choćby znanej nie tylko w okolicy firmie Gran Marco, wyposażonej w nowoczesne maszyny, piły diamentowe dużego formatu. Analizując przyczyny upadku poprzedniego właściciela kopalni prezes Ludziejewski stwierdza: „Dokładnie wiem, co było tak kosztochłonne, że poprzedni zakład upadł. Problem był z układem zbiorowym. Pracowało tu od 120 do 160 osób na etatach, każda z uprawnieniami górniczymi, w związku z tym koszty pracy były bardzo wysokie. Nałożył się na to kryzys na rynku budowlanym i drogowym, dodatkowo rynek niemiecki osłabł, firma nie wytrzymała i upadła. Myślę, że ta przerwa w okresie i stagnacji i zmian wyjdzie zakładowi na korzyść. Uważam, że w firmie jest miejsce dla ludzi, którzy chcą pracować. Marzy mi się, że pracownicy powiedzą, że warto tu przychodzić, tak jak w znanych mi firmach Volvo i Siemensie. Nie interesują mnie ludzie, którzy jedynie chcą tu być. Wiek nie ma tu nic do rzeczy, a jedynie zaangażowanie. Jeżeli potrzebny jest mi  specjalista, to potrzebne jest tutaj doświadczenie, a te mają ci starsi. Region cierpi na bezrobocie, które sięga tu 30%. Stawiam wysokie wymagania pracownikom, bo wychodzę z założenia, że taki, którego trzeba pilnować, nie jest warty miejsca pracy i angażowanych pieniędzy”. Planowane jest także oddanie w dzierżawę biurowca, w którym mieści się aktualnie siedziba administratora złoża w Radkowie. Mówi się o co najmniej dziesięcioletnim odstąpieniu budynku wraz z posesją o powierzchni parędziesiąt arów. W tej sytuacji biuro zarządcy ma być przeniesione do przygotowywanych już pomieszczeń administracyjno-technicznych w zakładzie. Prezes Ludziejewski martwi się słabą promocją piaskowca w kraju, brakuje przykładów jego zastosowania. Zaprezentowanie klientowi na zdjęciu zastosowania tego materiału jest dobrym sposobem wpłynięcia na decyzję o jego zakupie. Może to być chodnik, schody, fontanna, sztukateria albo kamień murowy lub bloki. Można też zrobić piękne figury, ornamentykę w obiektach sakralnych i różnych innych. Pomysłem może być też plener dla rzeźbiarzy. „Liczymy, że ci klienci, którzy w Radkowie byli cztery lata temu, wrócą i będziemy kontynuować współpracę. Są też nowi klienci, którzy czekają na produkcję z Radkowa. Kopalnia i zakład w Radkowie powinny być elementem rozwoju mniejszych firm ponieważ to, co jest opłacalne dla firmy, robimy u siebie, a to, co jest opłacalne w kosztach, przekażemy podwykonawcom albo sprzedamy w postaci surowcowej. Tradycja tutejszą jest, że dookoła kopalni w Radkowie działały zakłady kamieniarskie o różnym profilu wyspecjalizowane w obróbce piaskowca Radków bądź Szczytna”  mówi prezes Ludziejewski. W okolicy jest jeszcze złoże czerwonego piaskowca Słupiec. Piaskowiec ze złóż Radków oraz Szczytna ma dobre właściwości, jeśli idzie o wytrzymałość, mrozoodporność i przepuszczalność wody. Stosuje się go na obrzeża rzek i potoków. Aktualnie trwają negocjacje w sprawie kamienia łamanego ze złoża Radków na zastosowanie go w dorzeczach Renu. Mowa o kontrakcie, który opiewa na 35 tys. ton w ciągu trzech lat. Materiał znany jest w kraju i w Europie. Wykorzystywany był w tak znanych obiektach, jak: Wawel, Jasna Góra, Zamek Królewski w Warszawie, Uniwersytet Wrocławski, bazylika w Wambierzycach oraz wielu bankach czy obiektach sakralnych. Stosowany jest głównie w postaci płyt elewacyjnych, wewnętrznych oraz posadzkowych. Pomniejsze wyroby są widoczne w okolicy Radkowa, w postaci boniówki na fasadach zabudowy jednorodzinnej, cokołów, płotów, ogrodzenia. Są też obiekty konstrukcyjne, na przykład mosty kolejowe, wiadukty, które mają elewację zewnętrzną z płytą licową boniową. Za granicą radkowski piaskowiec można zobaczyć m.in. na berlińskiej Bibliotece Miejskiej (Stadt Bibliothek) czy ostatniej realizacji z roku 1999: salonie Mercedesa w Moskwie.

Kopalnia Strzelin pod zarządem Granitex Sp. z o.o.

W numerze 30/4/2004 zaprezentowali-śmy Czytelnikom w ogromnym skrócie zarys dziejów jednej z najważniejszych kopalni w kraju, w Strzelinie, opisując jej dzieje od początków wydobycia do czasów, kiedy nastały rządy III Rzeczpospolitej. Kolejny odcinek wypełni opis czasów pod zarządem nowego właściciela. W następstwie zmian politycznych na przełomie lat 1989 - 90, szeregi polskich przedsiębiorstw zasilił nowy podmiot gospodarczy o nazwie Granitex Sp. z o.o. Firma ta powstała w związku z likwidacją przedsiębiorstwa państwowego Kopalnie Surowców Skalnych w Strzelinie. Umowa spółki została zawarta zgodnie z aktem notarialnym w dniu 29 kwietnia 1992 r. pod firmą Granitex Sp. z o.o. z siedzibą w Strzelinie z udziałem Skarbu Państwa, który posiadał 36,8 procent udziałów spółki, Minexu C.E.I. w Warszawie z udziałem 31,6 procent i Banku Zachodniego S.A. we Wrocławiu z 31,6 procenta udziałów w spółce. Trzy dni później spółka rozpoczęła swoją statutową działalność z dniem 1 maja 1992 r. przejmując po zlikwidowanym przedsiębiorstwie państwowym w formie aportu rzeczowego skarbu państwa składniki majątkowe: kopalnie granitu w Strzelinie i w Górce, kopalnię gnejsu Doboszowice-Pomianów, zakładowe zasoby mieszkaniowe oraz ośrodek wypoczynkowy w Pogorzelicy, gmina Rewal. Sąd Rejonowy dla Wrocławia  Fabrycznej IV Wydział Gospodarczy wpisał Granitex Sp. z o.o. do rejestru handlowego. Po tych wszystkich proceduralnych przejściach firma ruszyła do wykonywania swoich działań statutowych i uruchomiła produkcję granitowych bloków handlowych z przeznaczeniem na krajowy rynek kamieniarski, oporników, słupków granicznych, kostki drogowej 15/17 wykonywanej ręcznie z przeznaczeniem na eksport, kostki drogowej wykonywanej maszynowo z przeznaczeniem na eksport i na rynek krajowy, kruszywa - przede wszystkim klińca i tłucznia na rynek krajowy, a także wyrobów płytowych oraz budowlanych elementów ciętych w różnych obróbkach (surowe, polerowa-ne, płomieniowane, groszkowane), zgodnie z indywidualnymi zamówieniami klientów. Konieczne okazało się sprzeda-nie kopalni gnejsu Doboszowice-Pomianów wraz z wyposażeniem oraz niezabudowanych nieruchomości położo-nych w Pomianowie Górnym oraz Mrokocimiu. Na powyższą część majątku znalazł się nabywca i w dniu 16 kwietnia 1993 roku dokonano transakcji. Pozbywając się zbędnych obciążeń kolejnym ruchem było zbycie wiosną następnego roku nieruchomości położonej we wsi Pogorzelica na terenie gminy Rewal, a jesienią budynków wchodzących w skład kopalni granitu w Górce w gminie Kondratowice wraz z przynależnym wyposażeniem i zapasami. Pozbywając się z firmy niepotrzebnych kosztów pozbywano się, sprzedając sukcesywnie, również zakładowych zaso-bów mieszkaniowych. Jednocześnie uchwałą wspólników kapitał zakładowy został podwyższony do 5650 tys. zł i dzielił się na 5650 równych niepodziel-nych udziałów o wartości po 1000 zł każdy. Dnia 22 li-stopada 1999 r. upłynął termin nieodpłatnego udostępnienia udziałów pracownikom spółki. Zgodnie z przysługującym prawem rozdzielono 181 i 1/3 udziałów dla 284 pracowników. Sierpień roku następnego przyniósł zmi-any w posiada-nych wpływach na losy spółki przez  poszczególnych udziało-wców. Firma Minex CEI S.A. kupiła od Banku Zachodniego S.A. w Warszawie udziały stając się większościowym udzia-łowcem spółki, a co za tym idzie uzysku-jąc decydujący głos rozstrzygający o jej losach. Po tej operacji Skarb Państwa posiadał 21,6  procenta udziałów, Minex CEI S.A - 75,2 procenta, a pracownicy firmy 3,2 procenta.Był to krok ku rozwiązaniu spółki, co zresztą nastapiło w dniu 11 stycznia 2002 r. na podstawie Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników Granitex Sp. z o.o., które podjęło uchwałę o rozwiązaniu spółki i postawieniu jej w stan likwidacji. Postanowieniem Sądu Rejonowego dla Wrocławia  Fabrycznej z dnia 3 czerwca 2003 roku ogłoszono upadłość spółki Granitex. W ten sposób zakończył się kolejny etap działalności tej zasłuzonej dla kraju kopalni. 

Francja: "Gdzie dobre wino , tam dobry kamień" cz.l

Tytułowe popularne stwierdzenie pasuje jak ulał do Burgundii, o której już było na łamach Świata Kamienia - i to nie tak dawno - przy okazji prezentacji związku kamieniarzy o nazwie Pierre de Bourgogne, działającego na jej terenie (ŚK nr 28/3, 2004, s. 46). Burgundia to najważniejszy region wydobycia wapienia we Francji i niewątpliwie jeden z najważniejszych producentów wina na świecie. Przegląd kamiennych materiałów z Burgundii rozpoczną wapienie pochodzące ze złóż położonych w jej południowej części zwanej le Mâconnais. Wzgórza Mâconnais ciągną się wzdłuż Alp, a wspomniane wapienie wydobywa się z ich północnej strony. Stronę południową pokrywają natomiast winnice dostarczające surowiec do produkcji wina według tutejszych starych receptur. Najbardziej znanym kamieniem z tej części jest St Martin. Nazwa tego wapienia pochodzi od nazwy wioski St Martin de Belleroche, położonej kilka kilometrów na północ od Mâconnais. Jest on od lat znany i wysoko ceniony za swą wysoką jakość. Złoże, z którego się go wydobywa, jest popękane i nachylone, najlepszym miejscem obejrzenia odkrywki jest tzw. skała Solutre, miejsce wycieczek byłego prezydenta Francji François Mitterrand. Skała jest bardzo twarda, zwinięta w cienkie warstwy od 3 do 8 cm, umożliwiających w przeszłości łatwe pozyskiwanie małych bloczków kamiennych, z których niestety nie można było uzyskiwać dużych bloków. Sztandarowym przykładem wykorzystania St Martin jako kamienia budowlanego jest piękne opactwo de Tournus. Za dawnych czasów działały trzy kopalnie w rejonie Maconnais. W trzydziestu okolicznych wioskach mieszkali specjaliści kamieniarze, których zadaniem było dobieranie kamienia do budowy domów i kościołów. Znani byli z tego, iż podczas pracy pochłaniali do siedmiu (!) litrów wina na dzień. O swojej pracy zwykli mówić: “To robota, która szczególnie wzmaga pragnienie”. Większość z tych małych kopalń od dawna jest nieczynnych, część z nich zamieniono na wysypiska komunalne lub też przeznaczono na małe dziedzińce. Jedyne pozostałe czynne kopalnie znajdują się w St Martin, gdzie warstwy są grubsze i pozwalają na uzyskiwanie dużych płyt. Pochodzący z nich kamień jest twardy, wyróżnia się brunatno- żółtą barwą stąd też duża jego popularność na słonecznym południu Francji oraz Monako. Kamień zyskał uznanie również na rynkach międzynarodowych, szczególnie zaraz po II wojnie światowej, kiedy eksport kamienia z regionu Mâconnais osiągnął najwyższy poziom. Współczesne przykłady wykorzystania tego kamienia możemy oglądać między innymi w Grimaldi Forum w Monako, gdzie wykonano wewnętrzne posadzki oraz zewnętrzną fasadę, w prywatnych willach na zewnętrzne tarasy oraz posadzki wewnątrz budynków, w niektórych francuskich hotelach, a także w Polsce w nowo wybudowanym hotelu Hyatt Regency w Warszawie, gdzie wykorzystano go do wykonania posadzki.Poruszając się na północ wzdłuż rzeki Saône, można dotrzeć do Beaune, gdzie w rejonie Côte de Beaune oraz Côte de Nuits rozlokowały się niezwykle cenione winnice Aloxe-Corton, Vosnes-Romanée, Clos-Vougeot, Gevrey oraz wiele innych. Wymienione nazwy jednocześnie oznaczają wielkiej urody miejscowości znanych z kamieniarstwa. I tak pomiędzy winnicami znajduje się wioska Comblanchien, od której pochodzi nazwa znanego francuskiego wapienia. Rozwinęły się tutaj sporej wielkości kopalnie kamienia, które można zobaczyć podróżując wzdłuż autostrady na południe Francji. Nazwa Comblanchien oznacza twardy wapień stosowany w budownictwie, który w obiegu komercyjnym zasłynął jako marmur. Z geologicznego punktu widzenia wymieszanie się kilku związków organicznych, gromadzonych w ciepłym morzu, wykształciło bardzo zbity i twardy kamień. Wapień z Comblanchien ma wiele odcieni kolorystycznych, od szarego, przez szarobeżowy, po różowobeżowy, ze śladami muszelek mięczaków, które w zależności od rozmiarów oraz gęstości nadają kamieniowi gładką, wzorzystą, ukwieconą, kropkowaną fakturę. Złoże znajduje się na czterdziestokilometrowym zboczu składającym się ze wzgórz Beaune oraz Nuits Saint Georges, które zaliczane jest do najbardziej eksploatowanych złóż wapienia w Burgundii. Miąższość pokładów wynosi od 5 do 7 metrów, przedzielone są trzema warstwami. Obecnie czynne są cztery kopalnie, wszystkie zlokalizowane wokół winnic Comblanchien i wielu małych kopalni użytkowanych od wieków. Kamień jest obecny we wszystkich wioskach i miastach wokół kopalni, takich jak Dijon czy Beaune. Pierwsze poważne zamówienie na kamień z Comblanchien datuje się na pierwszą połowę XIX wieku, gdy zaczęto budowę najważniejszej linii kolejowej Paris-Lyon-Marseille i wznoszonych przy okazji mostów oraz budowanych tuneli. Szczyt zapotrzebowania na ten kamień przypada na okres po I oraz po II wojnie światowej, kiedy konieczna była rekonstrukcja wielu budowli. Spadek zamówień odnotowano od roku 1970, był spowodowany nie tylko czynnikami ekonomicznymi, ale również technicznymi, związanymi z rosnącymi trudnościami w dostępie do złoża. Wapień z Comblanchien nadaje się do rozwiązań konstrukcyjnych jako materiał budowlany. Nie stosuje się go tylko w klimacie alpejskim oraz jako element konstrukcyjny, nośny w akwenach. Choć nie stosuje się go już w dużych ilościach do budowy pomników nagrobnych, jak dawniej, to na burgundzkich cmentarzach nadal istnieje wiele wspaniałych pomników. Kamień ten dobrze sprawdza się jako materiał na gzymsy lub rzeźbę, choć głównie stosuje się go na elewacjach i posadzkach, szczególnie w miejscach o silnym natężeniu ruchu. Po zakończeniu prac związanych z budową linii kolejowej, wapień z Comblanchien zaczęto stosować na szerszą skalę w zabudowie miast w Burgundii a później w samym Paryżu oraz podparyskich miejscowościach, w czym pomogła działająca już kolej. Przykłady jego stosowania możemy obserwować w XIX i XX-wiecznych budowlach Paryża, takich jak Gare d'Austerlitz, Sorbona, Hotel de Ville, Banque de France, lotnisko Orly, piedestał Statui Wolności. Współczesne realizacje (po 1998 roku) to między innymi posadzki na lotniskach Pointe-a-Pitre oraz Saint Denis de la Réunion, gdzie zastosowano 5000 metrów kwadratowych kamienia z Comblanchien, renowacja paryskiego mostu Tolbiac oraz posadzki w kilku największych supermarketach (2x6800 mkw.). Również poza Francją znajdziemy przykłady jego zastosowania między innymi w Belgii (muzeum Anvers), drukarnia Coran w Medinie, kilka obiektów w USA (m.in. hotel Owing Mills w Baltimore) oraz w Azji (wieża TFC w Taipei, około 20.000 mkw., hotel Hiroshima Prince oraz Sannomya Grand w Kobe).

ISO 9001:2000 w ZOKB Rogala

Dbałość o stały i stabilny rozwój firmy poprzez kreowanie nowoczesnego zarządzania, budowanie silnej i stabilnej marki, dynamiczne wejście na rynki zagraniczne oraz zdecydowana orientacja na klienta, były głównymi powodami wprowadzenia Systemu Zarządzania Jakością ISO 9001:2000 w ZOKB Rogala. Jest to pierwszy z tak dużych zakładów kamieniarskich w Polsce, który zdecydował się na wprowadzenie tego systemu.Już dawno oczywistym stało się, że postrzeganie jakości w zakładzie nie może ograniczać się tylko do bezpośredniej kontroli produkowanych wyrobów. Aby klient miał przekonanie, że firma oferuje mu kompleksową obsługę najwyższej jakości, potrzebne jest stworzenie systemu, który swoim zasięgiem obejmował będzie ogół działań prowadzonych w zakładzie, a pośrednio lub bezpośrednio mających wpływ na sprzedaż wyrobów. Według takiego schematu właśnie zbudowany jest System Zarządzania Jakością zgodny z ISO 9001:2000 w ZOKB Rogala. Jedną z istotniejszych cech tej normy jest właśnie to, że określa ona tylko podstawowe warunki wytyczające kierunek działań, które w oparciu o zdobyte doświadczenia mają doprowadzić do powstania spójnego systemu dostosowanego do potrzeb i profilu firmy. Aby właściwie rozpocząć budowę systemu należy sformułować, zatwierdzić i konsekwen-tnie realizować “Politykę Jakości”. Warto podkreślić, że w ZOKB Rogala szczególną uwagę zwrócono na to, by cele ujęte w “Polityce Jakości” nie pozostawały tylko pustymi sloganami. Niebagatelną rolę odegrał tu właściciel zakładu pan Kazimierz Rogala, który, ze szczególną determinacją motywował kierowników poszczególnych komórek organizacyjnych do konsekwentnego działania w zakresie wdrażania procedur systemowych. To niezmiernie ważne zadanie dla najwyższego kierownictwa, aby w tym szczególnym okresie dla firmy, jakim jest dostosowywanie procedur zakładowych do wymagań normy, przykład dla pracowników szedł z samej “góry”. Jednym z podstawowych zaleceń normy jest procesowe ujęcie działań prowadzonych w zakładzie, a więc takie działanie wykorzystujące zasoby i zarządzane, aby umożliwić przekształcenie danych wejściowych na dane wyjściowe. Wszystkie procesy są ze sobą powiązane, a ich identyfikację, określenie wzajemnych powiązań i zarządzanie można określić jako podejście procesowe. Podczas tworzenia planów przebiegu procesów niezwykle istotne jest określenie zakresu kompetencji, obowiązków i związanej z nimi odpowiedzialności w odniesieniu do poszczególnych pracowników. Umożliwia to stworzenie jasnego i klarownego systemu działania, co szczególne znaczenie ma zarówno z punktu widzenia klienta, jak i przełożonych (do każdego działania przypisany jest odpowiedzialny za nie pracownik, którego można rozliczać z jego wykonania).Kolejnym ważnym punktem jest nadzór nad dokumentacją i zapisami prowadzonymi podczas działania w systemie. Rzetelne prowadzenie zapisów i stały nadzór nad nimi oddaje nieocenione usługi dla zakładu w ramach analizy zgromadzonych danych, rozstrzygania wszelkich niejasności dotyczących realizacji procesu czy też prawidłowej komunikacji między odrębnymi komórkami organizacyjnymi w zakładzie (wyeliminowanie nieomal do zera zagubień dokumentów, czy też opóźnienie terminów realizacji zadań).Wykorzystując zapisy, o których mowa była wcześniej, przechodzimy do kolejnego istotnego punktu systemu, a mianowicie analizy zgromadzonych danych. Analizę taką prowadzimy we wszystkich możliwych kierunkach, im więcej zagadnień, pod kątem których przeprowadzimy badania, tym dokładniejsze będziemy mieli dane odnośnie działalności naszego zakładu. Podstawowymi kierunkami badań są badanie zadowolena klienta w oparciu o ankietę oraz ilość i zasadność składanych reklamacji, a także badanie solidności dostawców w oparciu reklamację dostaw. Innymi działaniami, których badanie może zapewnić uzyskanie istotnych danych, to analiza wyrobów niezgodnych lub braków pod kątem ich ilości, miejsca i powodu powstania. Wszystkie te dane są pomocne podczas przeglądu “Systemu Zarządzania Jakością” w firmie, który umożliwia ocenę zasadności i skuteczności jego wprowadzenia oraz określenia niezbędnych zmian do jego ciągłego doskonalenia. Po wprowadzeniu systemu, który obejmował będzie wszystkie istotne działania w firmie dla jego prawidłowego funkcjonowania, istotne, jest wychwytywanie wszystkich nieprawidłowości, ustalanie ich przyczyny i wprowadzanie działań korekcyjnych lub zapobiegawczych. Aby umożliwić wychwyty-wanie tychże nieprawidłowości powołuje się audytorów wewnętrznych, którzy sprawdzają poprawność działania systemu w oddzielnych komórkach. Tym samym zapewnia to nam możliwość oceny, jak komórki realizują powierzone im obowiązki, zarówno te związane z działaniem systemu, jak i zwyczajną działalnością firmy. Ponieważ certyfikat systemu nie jest dany raz na zawsze, może to uchronić firmę od przykrej niespodzianki na audicie nadzorczym lub ponownym audicie certyfikującym.Zgodnie ze starym porzekadłem, które mówi: “Kto nie idzie do przodu, ten się cofa”, prawidłowa realizacja zaleceń normy wymaga od firmy ciągłego doskonalenia, ciągłego wyznaczania nowych celów. Dlatego też oprócz celów strategicznych dla całej firmy, zawartych w “Polityce Jakości” i przyjętych przez najwyższy szczebel zarządzania nią, każda komórka zobowiązana jest do wyznaczenia sobie celów na najbliższy rok. Wymaga to stawiania pytań o ciągłe doskonalenie organizacji i realizacji działań stawianych przed kierującymi tymiż komórkami.“Mamy silne przekonanie, że wprowadzenie tego systemu przełoży się na zwiększenie zadowolenia naszych klientów, ponieważ efekt finalny ogółu tych działań ukierunkowany jest właśnie na nich” - stwierdzają po zakończonymsukcesem procesie przyznania certyfikatu zarządzania jakością przedstawiciele kierownictwa zakładu z Przyłęku. Ich radość podzielają pracownicy zakładu, których z okazji tego bezprecedensowego wydarzenia w historii firmy zaproszono na uroczystość przekazania certyfikatu i zorganizowaną na tę okoliczność imprezę na terenie firmy. Wśród świętujących byli zresztą nie tylko sami pracownicy ale też zaproszeni przedstawiciele władz lokalnych oraz różni oficjele, w gronie których nie zabrakło nawet posła na Sejm RP.Nawet po tak stosunkowo niedługim czasie prawidłowego funkcjonowania Systemu Zarządzania Jakością zgodnego z normą ISO 9001:2000 w ZOKB Rogala opierając się na kilku wyżej wymienionych podstawowych zaleceniach oczywistymi stają się wymierne korzyści z jego wprowadzenia. Prawdziwą siłę tego systemu poznać nam przyjdzie za parę lat, kiedy stały rozwój firmy, jaki on wymusza, przełoży się na zwiększenie wydajności i jakości wykonywanej pracy, umocnienia siły marki, a tym samym konkurowanie z najlepszymi na otwartym już rynku europejskim oraz podlegającemu ciągłej globalizacji rynku światowym.

ISO 9001:2000 dla firmy Granit Strzegom SA

Przedsiębiorstwo Górniczo-Obróbcze Granit-Strzegom S.A.w Strzegomiu to znany w kraju producent wyrobów z granitu, pozyskiwanego z własnego wyrobiska. Na rynek trafiają z tej zasłużonej dla polskiego kamieniarstwa firmy: bloki, krawężniki drogowe, mostowe, uliczne, proste, łukowe, płyty okładzinowe, fasadowe, w fakturze polerowanej, płomieniowanej, szlifowanej, piaskowanej, elementy małej architektury, pachołki, gazony, kule, kostka, kamień murowy i inne. Zarząd spółki stanowią: prezes Jacek Grabowski, oraz dwaj wiceprezesi, Włodzimierz Łosiak i Zbigniew Hernik. Strategicznym inwestorem PGO Granit-Strzegom S.A. w Strzegomiu jest Przedsiębiorstwo Wielobranżowe “Inprod” z siedzibą w Gliwicach, któremu prezesuje Janusz Wójcik. O wprowadzeniu procedury wdrożenia systemu zarządzania jakością wg norm ISO 9001:2000 zarząd zdecydował w połowie ubiegłego roku. Zawarto umowę z TŰV Consulting Sp. z o.o., pełnomocnikiem zarządu ds. systemu zarządzania jakością została Jadwiga Hernik. Certyfikacja miała miejsce w dniach 19 - 20 kwietnia 2004 roku i zakończyła się wynikiem pozytywnym. W ten sposób Granit-Strzegom S.A. został pierwszą firmą wśród polskich zakładów wydobywających granit i produkujących wyroby granitowe legitymującą się międzynarodowym certyfikatem jakości ISO. W przekazanym firmie dokumencie napisano:Placówka certyfikacyjna TŰV cert zaświadcza zgodnie z procedurą TŰV cert, że Przedsiębiorstwo Górniczo-Obróbcze Granit-Strzegom S.A. ul. Górnicza 6, 58-150 Strzegom wprowadziło i stosuje system zarządzania jakością w zakresie: wydobywanie granitu, produkcja wyrobów ze skał i kamienia naturalnego, sprzedaż materiałów oraz usług budowlanych i innych. Na podstawie audytów protokół nr 30 071 potwierdza się spełnienie wymagań norm EN ISO 9001:2000. Certyfikat jest ważny do dnia 4 maja 2007 roku. Odbierając certyfikat z rąk dyrektora Grzegorza Grabki prezes Granitu-Strzegom, Jacek Grabowski powiedział:Szanowni Państwo! Na początku chciałbym powiedzieć, że czuję się niezmiernie zaszczycony mogąc odebrać dla firmy Granit Strzegom certyfikat z rąk pana dyrektora Grzegorza Grabki, reprezentującego jedną z najbardziej uznanych i renomowanych firm w Polsce, jednostek zajmujących się certyfikacją. Przy okazji tej uroczystej chwili chciałbym powiedzieć, że żeby przejść przez opracowanie i wdrożenie tego systemu kosztowało nas to bardzo dużo wysiłku i tutaj chciałbym złożyć szczególnie podziękowania firmie TŰV Consulting Sp. z o.o. , która opiekowała się nami od początku, organizując szkolenia, pomagając nam merytorycznie w opracowaniu wszelkich materiałów, zwłaszcza panu Piotrowi Nowakowskiemu, który reprezentował tę firmę. Następnie chciałbym podziękować zespołowi w Granicie Strzegom, który nadzorował cały proces wdrażania, opracowywania systemu zarządzania jakością, pełnomocnikowi ds. systemu zarządzania jakością, pani Jadwidze Hernik oraz współpracującemu z nią panu Janowi Karczowi. A także całej kadrze kierowniczej i wszystkim pracownikom Granit Strzegom za to, że dzięki ich wysiłkowi osiągnęliśmy ten sukces. Na koniec chciałbym powiedzieć coś osobistego. Nie ukrywam, że zadanie było bardzo trudne, zwłaszcza ze względu na bardzo krótki termin, w którym chcieliśmy osiągnąć ten cel. I muszę powiedzieć, że były momenty, kiedy ogarniało mnie zwątpienie. W tych chwilach była osoba, która niezachwianą wiarą w sukces dodawała mi sił. Tą osobą był prezes Janusz Wójcik, przewodniczący rady nadzorczej Granit Strzegom S.A. i jemu składam szczególne podziękowania.

Tempus Polska : Wytrwałość się opłaca

“Tempus Polska”, taką nazwę nadali prowadzonemu przez siebie zakładowi kamieniarskiemu dwaj jego właściciele, Tomasz Żółkiewicz i Krzysztof Piaseczny. Niedawno świętowali trzylecie działalności firmy, które zbiegło się z przenosinami do nowego biura przy ul. Mickiewicza w Tuplicach, położonych kilka kilometrów od granicy z Niemcami. Od początku korzystali z obiektów należących do PKP, które na przestrzeni ostatnich kilku lat na terenie gminy i gmin ościennych zawieszały działalność linii kolejowych, w efekcie pozostawiając wolną całą infrastrukturę, jak się okazuje, idealnie nadającą się do wykorzystania przez zakład kamieniarski. Biuro mieści się w pomieszczeniach przejętych od agencji celnej, obok jest duży plac parkingowy, na którym wcześniej tiry oczekiwały na odprawę. Budynek pozwolił na wydzielenie pomieszczeń do różnych celów, m.in. można dziś zaprosić klientów do osobnego pokoju, gdzie przygotowano dla nich wystawę kamieni i dodatków do pomników, są tu dobre warunki kontaktu z klientem. Widać rzeczywiście usilne starania o to, aby wizerunek firmy, dostęp do niej klienta, a także oferta, były coraz lepsze i bogatsze. Rok 2004 jest dla firmy “Tempus Polska” przełomowy nastąpiła bowiem zmiana obróbki ręcznej na automatyczną: “W tym roku założyliśmy sobie taki cel, że kupimy odpowiednie maszyny, które pozwolą nam bezpośrednio z płyt wycinać wszystkie elementy. I prawie w stu procentach nam się to udało. Początkowe założenia były takie, żeby kupić jedynie cyrkularkę, wziąć w leasing boczkarkę albo kolankówkę, ale od półtora roku monitorowaliśmy sprawę środków pomocowych z Unii Europejskiej - wcześniej pracowałem w Urzędzie Gminy w Tuplicach na stanowisku wójta przez dwa lata, więc znałem tę problematykę, ponieważ byłem zaangażowany w pozyskiwanie środków pomocowych dla Tuplic i kilkanaście projektów udało mi się zrealizować. O środkach pomocowych mówi się w Polsce od wielu lat, że mogą z nich korzystać gminy, rolnicy, ale do tej pory nie było konkretnych środków dla firm, tylko kredyty, czy trudno dostępne dotacje szkoleniowe, nie było pieniędzy na inwestycje. W naszym przypadku uzyskanie pieniędzy z UE sprawia, że firma idzie o jakieś dwa, trzy lata do przodu, bo dzięki nim mamy piłę dwusuportową, jest boczkarka, kolankówka i zestaw do piaskowania, ploter, kompresor, piaskarka - wyliczają wyniki swojej przedsiębiorczości Tomasz Żółkiewicz i Krzysztof Piaseczny.Działania szefów Tempus Polska zmierzają ku pełnej samowystarczalno-ści, uniezależnienia się od dostawców, by stworzyć bazę dla produkcji czy świadczenia różnego rodzaju usług dla klientów, chodzi też o możliwość szybkiego reagowania w razie wystąpienia jakichś problemów. W pełni wyposażony zakład to także większa możliwość kształtowania ceny końcowej. Ale realizacja tak ambitnych planów wymaga pieniędzy, a te udało się uzyskać z unijnego funduszu SAPARD. “My odpowiednio wcześniej tę sprawę koordynowaliśmy, dzwoniliśmy na infolinię z SAPARD-u raz w tygodniu, aby dowiadywać się, kiedy te środki będą. Spotykaliśmy się już odpowiednio wcześniej w naszym oddziale Agencji Restrukturyzacji w Gorzowie z odpowiednimi urzędnikami. Wiedzieliśmy więc, że oni będą nasz wniosek rozpatrywać. Korzystaliśmy ze szkoleń, które organizowała agencja w naszym rejonie na temat SAPARD-u. Przychodziło sporo ludzi, ale w trakcie szkolenia wielu z nich wychodziło, prawdopodobnie zniechęcając się z powodu braku wiary w możliwość skonsumowania oferowanych środków. My wierzyliśmy do końca i udało nam się pierwszy projekt zrealizować. Pierwszy, bo realizujemy w tym funduszu dwa projekty. Wniosek złożyliśmy w pierwszym dniu wyznaczonego terminu o godzinie dziesiątej w Gorzowie. Formularze z wnioskami pobraliśmy z Internetu, a potem było siedzenie całymi wieczorami, żeby je powypełniać - zdawaliśmy sobie sprawę, że decydować będzie zasada, kto pierwszy ten lepszy, bo tych pieniędzy nie było zbyt wiele. Kiedy byliśmy na targach Polagra w Poznaniu, pan ze stoiska Agencji Restrukturyzacji powiedział nam: “To będzie jedno rozdanie”. I miał rację. Po złożeniu wniosku przeszliśmy przez wszelkie szczeble proceduralne i teraz czekamy tylko na przelew. Cztery dni temu mieliśmy wizytację pokontrolną, ponieważ cały proces składa się z pewnych etapów. Najpierw wizytacja po złożeniu wniosku, potem wniosek przechodził przez dwa szczeble poprawki, następnie była już decyzja agencji, czyli podpisanie umowy i od tej chwili mogliśmy wpłacać zaliczki, przygotowywać fundamenty pod maszyny itd. Załatwienie kredytu pomostowego okazuje się łatwe, gdy firma ma pieniądze z SAPARD-u i ma co pod ten kredyt zastawić. Załatwiliśmy dzięki temu w międzyczasie ten kredyt. Potem wypełniliśmy zobowiązanie przewidziane w programie SAPARD-u polegające na zatrudnieniu ludzi w firmie, bo pieniądze z tego funduszu przeznaczone są na dofinansowanie tworzonych miejsc pracy. Taka jest myśl tego programu. Przedsiębiorcy tworzą na wsi miejsca pracy i my takie dwa miejsca pracy utworzyliśmy, chociaż jesteśmy z kolegą wrogami tworzenia miejsc pracy na zasadzie umowa o pracę i kodeks pracy. Większość świadczących dla nas usługi to osoby na samozatrudnieniu bądź współpracujący z nami na zasadzie umowy o dzieło. Projekt był później rozliczany w taki sposób, że uruchomione zostały dwa miejsca pracy, ludzie zostali zgłoszeni w ZUS-ie. Maszyny zaczęły pracować i po okresie dziesięciu dni złożyliśmy tzw. wniosek o płatność w ARiMR. Ten wniosek został przez agencję sprawdzony. Były tam zastrzeżenia co do jednej faktury, więc dokonaliśmy autopoprawek, chodziło o kwestie proceduralne. W ubiegłym tygodniu była w firmie kontrola końcowa, dokonana przez przedstawiciela agencji z sekcji płatniczej, który wszystko posprawdzał. Osobnym tematem jest sposób, w jaki oni dokonują sprawdzeń, na przykład na tabliczce znamionowej plotera jest napisane “D60 ploter Summa Cut D60/U”, a na fakturze brakuje symbolu łamane (“/”) przez U i już to jest powodem, dla którego sprzedawca musiał napisać oświadczenie, że nasza dokumentacja zgadza się z sygnaturą fabryczną producenta. Albo taka nieścisłość, że bank nie postawił kreski na przelewie dla producenta, no więc producent musiał wystawić oświadczenie, że za fakturę faktycznie dostał pieniądze. I w tych przypadkach nie mamy możliwości się odwołać. Albo dzwoni urzędnik z Gorzowa i informuje nas, że do jutra musimy dostarczyć jakiś dokument, bo inaczej ta umowa zostanie wypowiedziana, więc trzeba załatwiać, jechać. W tym momencie nie patrzy się już na nic, bo czekamy na przelew, który opiewa na kwotę powyżej 50 tysięcy złotych za pierwszy projekt. Ale umowa wiąże obie strony. My zbytnio wyjścia nie mamy, a agencja zawarła różnego rodzaju obostrzenia: o zatrudnieniu dwóch osób, o tym, że sprzęt przez pewien okres nie może być sprzedany, że firma musi realizować w 100% punkty wniosku. To jest cały harmonogram, który zrealizowaliśmy licząc kwoty brutto, dofinansowanie z kolei przysługuje w kwocie netto, czyli 50%. Czekamy na pieniądze, które urząd skarbowy nam zwróci z tytułu VAT, więc nie ma powodu do zmartwienia. Trudno nam było wyasygnować 124 000 złotych gotówką, żeby zapłacić producentom, którzy nie są już tak elastyczni, jak to było w latach 1996-97. Ciężko było dogadać się z Promechem, z Promaszem, nie bardzo nam ufali. Musieliśmy wyasygnować własne środki, skorzystaliśmy więc z oferty banku. Dostaliśmy bardzo korzystny kredyt, na 6,1% - prawdopodobnie forma zabezpieczenia, projekt, kupno maszyn, umożliwiających rozwój miały znaczenie podstawowe. Pieniądze poszły do producentów. Od początku tak prowadzimy zakład, żeby nie wchodzić w długi, więc to było jedyne zadłużenie”. Jak zgodnie stwierdzają wspólnicy po otrzymaniu dotacji od razu zadłużenie zostanie spłacone, ponieważ myślą już o kolejnym projekcie oraz inwestycjach w firmie. Taką politykę dyktuje sytuacja na rynku, dotychczasowy bilans przyjętych zleceń pokazuje, że wzrosła liczba klientów zainteresowanych ofertą tuplickiej firmy. Śmiałe patrzenie w przyszłość umożliwia także już podpisana umowa na realizację projektu numer dwa ze środków SAPARD-u. Realizacja tego projektu jest odsunięta jednak w czasie o kilka miesięcy z uwagi na możliwości konsumowania uzyskiwanych środków. Mowa jest o miesiącach wrzesień, listopad, ale i to może ulec zmianie o dwa, trzy miesiące, bo realizacja projektu w zimie nie jest dla firmy wygodna. Projekt drugi zakłada dofinansowanie niższe - w wysokości 35 tysięcy złotych - na zakup dwóch urządzeń: automatu polerskiego firmy Promasz, który pozwoli na większe możliwości kształtowania ceny produktu finalnego, oraz frezarki Tytan z kilkoma kompletami frezów do wykonywania profili. Druga maszyna ułatwi pracę związaną z wytwarzaniem elementów budowlanych, jak parapety, schody, czy wykończenia nagrobnych elementów. Szefowie liczą, że maszyny wpłyną również na obniżenie kosztów produkcji. Problemem jednak są odpowiednio wykwalifikowani ludzie, których w rejonie działania firmy brakuje, a bez nich najlepsze maszyny nie spełnią swej roli. “Ubiegamy się też o fundusz w celu zatrudnienia pracowników niepełnosprawnych, ponieważ mamy taką jedną osobę zatrudnioną w zakładzie, a pieniądze z tego funduszu mogłyby być przekazywane częściowo na pokrycie wynagrodzenia tej osoby. Myślimy o projektach przyszłościowych, czyli o zakupie traka do cięcia bloków. Tutaj w grę wchodziłyby środki z funduszu Phare, który jest funduszem dotacji inwestycyjnych. W tej chwili wchodzi fundusz spójności społecznych, który też przewiduje dofinansowanie do 50%. Tam realizacja tego projektu jest związana z wieloma innymi obostrzeniami. SAPARD w porównaniu z tym to naprawdę sprawa prosta. Wniosek sapardowski miał 6 czy 7 stron, do tego biznesplan, który generalnie został przygotowany przez samą agencję, należało tylko wpisać, jakie są wartości zakupywanego sprzętu, podać wielkości przerobu firmy, czyli wykazać, że ta inwestycja ma szansę powodzenia przy spłacie kilkuletniej. U nas spłata takiego projektu jest znacznie szybsza w porównaniu do innych inwestycji, jak na przykład w agroturystyce”. Działania i decyzje blokuje jednak fakt, że firma działa na majątku dzierżawionym, w który włożyła niemałe pieniądze. Po wydzierżawieniu obiektów od PKP pierwsze działania były skierowane na przygotowanie pomieszczeń do obróbki, doprowadzenie energii, zabezpieczenie przed kradzieżą, założenie instalacji alarmowych i odpływowych. Potrzebne są dalsze inwestycje, żeby podnieść jego estetykę, by miał on solidne ogrodzenie i wybetonowany plac. Celem jest także stworzenie godziwych warunków przyjmowania klientów, którzy będą tam przyjeżdżać. Zamiarem wspólników jest także docelowe przeniesienie biura na teren zakładu, co zdecydowanie ułatwiłoby pracę i kontakt z ludźmi tnącymi kamień. Problemem jest jednak brak od półtora roku decyzji władz kolei o wystawieniu nieruchomości na przetarg, choć Żółkiewicz i Piaseczny mają deklarację ich woli, że będzie można ten teren wykupić, dlatego też odpowiedni wniosek został już złożony. Dyrektor zakładu nieruchomości PKP złożył zapewnienie, że najpóźniej w czerwcu przyszłego roku dojdzie do przetargu. Póki co “Tempus Polska” płaci czynsz dzierżawny, kolej natomiast nie odprowadza podatku od nieruchomości do gminy, która w tej sytuacji przejmuje kolejne nieruchomości od PKP w zamian za zadłużenie. “Gospodarza na majątku PKP nie ma żadnego. Kilka metrów za dzierżawionymi przez nas terenami ludzie bezkarnie rozkradają to, co jeszcze zostało na kolei. Czekamy na wniosek kolei o poszerzenie terenu. Teren pomiędzy budynkami, które my dzierżawimy, a biurem, jest w znacznej części wolny, do zagospodarowania. To jest w granicach 500 metrów, są to idealne warunki właśnie do magazynowania płyt, różnego rodzaju bloków”.Zakład kamieniarski “Tempus Polska” nie bazuje na ekspozycji kamienia, choć właściciele firmy nie mają wątpliwości, że musi się ona pojawić, ponieważ ludzi trzeba poinformować o tym, co się robi z kamienia poza nagrobkiem. I to jest jedna z tych inwestycji, które mają wiele zmienić w funkcjonowaniu firmy na miejscowym (półtoratysięcznym) i nie tylko rynku, ale do tego potrzebne są pieniądze, a te, czekają w jednym z funduszy unijnych. Świadomi tego dwaj kamieniarze z Tuplic nie ustają w staraniach, by je stamtąd uzyskać.

Andrzej Retkowski : Kucie ręczne nas wyróżnia

                                        

Rozmowa z Andrzejem Retkowskim, właścicielem zakładu kamieniarskiego „Granit” w Żurominie w województwie mazowieckim.

„Świat Kamienia”: O zakładzie kamieniarskim „Granit” znanym
w województwie mazowieckim
i województwach przyległych słów kilka.
Andrzej Retkowski: Zakład istnieje od 1986 roku. Początkowo był usytuowany przy ulicy Zamojskiego w Żurominie
i przez pierwsze lata świadczył usługi
w oparciu o lastriko. Po wykupieniu parceli w dzisiejszym miejscu jego działania nastąpił dalszy rozwój firmy, m.in. Wybudowana została hala produkcyjna, rosło stopniowo usprzętowienie, zaczęły pracować dwie cyrkularki. Przez cały czas kontynuowane były inwestycje i w efekcie powstała druga hala, dokupiono obcinarkę. Wraz z rozwojem rynku materiałem podstawowym w zakładzie stał się kamień, więc mazowiecki „Granit” pogłębiał specjalizację w zakresie obróbki kamienia. Na wyposażeniu zakładu jest jeszcze automat polerski. Myślę, że warto powiedzieć jeszcze o tym - w zakładzie jest wydzielone miejsce na wykonywanie liter
i innych kutych elementów. Zatrudniamy dwóch literników, którzy dodatkowo rzeźbią. Litery kute są młotkiem pneumatycznym.
„ŚK”: To wykształceni w tym kierunku ludzie?
Andrzej Retkowski: Nie. Pan Borek Andrzej, który specjalizuje się w kuciu liter, jest samoukiem, ale zna się na rzeczy bardzo dobrze, ma nieprzeciętną technikę. Wielu mogłoby uczyć się tego fachu przez całe lata, a i tak nie osiągnie jego poziomu. Ludzie z innych zakładów kamieniarskich
z dużym stażem nie są w stanie nadążyć
za nim. Jest po prostu niesamowity, a przy tym bardzo dokładny. Rzeźby uczy się sam. Drugi pracownik Krzysztof Waskiewicz jest wyraźnie utalentowany plastycznie, ma duże pojęcie o rysunku, co w jego pracy jest bardzo pomocne. Uczy się pilnie sztuki kamieniarskiej.
Ma dużo interesujących własnych pomysłów, które uzupełnia wiedzą zdobywaną przez podglądanie mistrzów
i własne próby odtwarzanie ich prac. Chcę zaznaczyć, że w zakładzie nie używamy piaskarek i wszystkie litery są kute.
„ŚK”: Czemu służy rezygnacja z powszechnie stosowanych w zakładach kamieniarskich piaskarek?
Andrzej Retkowski: Kucie ręczne niewątpliwie nas wyróżnia. To banalne, wykonać za pomocą piaskarki "napisówkę". Przy tradycyjnym kuciu ręcznym uzyskuje się wiele walorów, których nie da się osiągnąć przy pomocy piaskarek. Uzyskuje się na przykład lepsze wgłębienie, dzięki któremu po położeniu złota na wykutej literce osiąga się blask z kilku stron.
To wymaga większego nakładu pracy
i dlatego wielu kamieniarzy z tego sposobu wykonywania „napisówki” rezygnuje, sprawę załatwiając ploterem: litery wycina się z folii, nakleja i piaskuje. W ten sposób napis na tablicy może być wykonany powiedzmy w ciągu pół godziny, najwyżej godziny. Gdy wykonujemy go ręcznie
i dodatkowo należy wykonać jakieś rzeźbienie, to w zależności od wprawy pracownika taka praca zajmuje trzy godziny, pięć, a czasami nawet cały dzień. Wykucie pięćdziesięciu liter może zająć od trzech do czterech godzin, na czas kucia ma wpływ liczba dużych liter i ich kształt, bo litery napisane kursywą wymagają więcej pracy, a proste, drukowane łatwiej jest wybrać.
ŚK: Z tego co pan mówi wynika, że nie macie ograniczeń dotyczących rodzajów kutych liter czy też ornamentyki?
AR: Rzeczywiście, żaden napis nie jest dla nas problemem, dlatego klient może czuć się swobodnie przy wyborze kroju pisma - naprawdę mogą być różne, wymyślne rzeczy. Mamy zbiór dwóch tysięcy czcionek.
ŚK: Jaki jest profil produkcji pańskiego zakładu?
AR: Koncentrujemy się głównie na produkcji nagrobków, budowlanka to tylko uzupełnienie oferty. Zlecenia na kominki też realizujemy.
ŚK: Czy mógłby pan określić chłonność tutejszego rynku nagrobkowego?
AR: Z roku na rok liczba zamówień jest coraz większa, co jest dobrym symptomem również dla naszej firmy.
ŚK: Mają państwo w ofercie katalogowe pomniki czy raczej własne propozycje bądź uzgadniane z klientami?
AR: Przede wszystkim nasze propozycje, ale oczywiście wszelkiego rodzaju inwencja klientów jest mile widziana,
bo jest wtedy okazja wykonać coś nietypowego, więc chętnie korzystamy
z ich uwag. Klienci nieraz przyjeżdżają nawet ze zdjęciami różnych pomników. Dzięki współpracy z nimi w każdym roku coś nowego dokładamy do swojej oferty,
na przykład nowe opracowania tablic.
Można powiedzieć, że kształtowanie nagrobka odbywa się głównie przez tablicę. Owszem tworząc nowy pomnik korzystamy ze zdjęć innych nagrobków ale zazwyczaj jest to nasza własna idea. Jednak choć nie boimy się trudnych projektów, pilnujemy, by nadmiernie ich nie komplikować, a przy tym musi być gwarancja wypłacalności klienta. Prowadzimy bardzo racjonalną politykę. Ze swej strony gwarantujemy terminowość realizacji, więc staramy się pracę dobrze rozłożyć w czasie.
Podpisując umowę bierzemy zawsze bezpieczną rezerwę czasową, która uwzględnia opóźnienia dostawy kamienia
z zagranicy.
ŚK: Byłoby sensowne na etapie projektowania nagrobków wejście w porozumienie z konserwatorami zabytków, którzy są jedynymi, obok wykształconych rzeźbiarzy, profesjonalistami w kwestii architektury nagrobków?
AR: Sądzę, że taka współpraca byłaby korzystna, my jesteśmy zainteresowani wykonywaniem coraz ciekawszych wzorów. Sami czasami czujemy się znudzeni powtarzalnością wzorów. Jeżeli będziemy proponowali nowe wzory, to klienci chętniej do nas przyjdą.
ŚK: Czy zauważa pan jakieś tendencje we wzornictwie pomników krajowych?
AR: Odpowiem, że tak. Szczególnie w odniesieniu do rodzaju kamienia, w ciągu roku może być zbyt na jakiś jeden rodzaj kamienia i będzie miał on zbyt przez cały sezon. W tym roku na przykład jest to zielony granit ukraiński Labrador. W tym roku i w ubiegłym roku dominuje więc ciemna zieleń. Co ciekawe, w tej chwili wykorzystuje się coraz mniej czarnego kamienia niż to było jeszcze parę lat temu, kiedy był to najpopularniejszy materiał na nagrobki. Wynika to z trudności utrzymania go w czystości i raczej wysokiej ceny.
ŚK: A jak wygląda zainteresowanie polskimi kamieniami na pomniki?
AR: Nie stosujemy ich ponieważ kopalnie albo nie mają tego, co potrzebujemy, albo nie mają bloków o odpowiednich gabarytach. Wykonujemy nagrobki wymiarowe, do których konieczne są duże elementy. Parę kilometrów stąd na północ stawia się nagrobki krótkie, do produkcji których wielkość bloków ze Strzegomia jest wystarczająca. Nasz nagrobek ma długość 2,5 m, jego szerokości są różne, dlatego wymagana płyta to 2,20 m. Przede wszystkim żeby światło wewnątrz nagrobka po zdjęciu płyty wystarczało do swobodnego wstawienia następnej trumny. Na nowym cmentarzu w Żurominie jest tak ustalone, że tam nie buduje się żadnych pieczar tylko są nagrobki robione na fundamencie i wszystkie są jednakowej długości. Są wyznaczone chodniki i jednakowa długość nagrobka. Obowiązuje  zasadza, że nie można postawić  pomnika przed pochowaniem zmarłego. Tam są nagrobki dwuosobowe o szerokości 1,3 m. Wszystko przygotowywane jest w zakładzie a montaż dokonywany na miejscu.

ŚK: Ile potrzeba czasu na wykonanie nagrobka?
AR: To zależy od jego wielkości ale zazwyczaj wystarczą trzy, cztery godziny. Są dwie ekipy do tego wyznaczone, jedna wykonuje fundamenty, a druga stawia nagrobki. Postawienie nagrobka łączy się z jego wyczyszczeniem, wysprzątaniem całego miejsca montażu i otoczenia.
ŚK: Czy dużo jest zleceń na wykonywanie form rzeźbiarskich na tablicach nagrobnych?
AR: Raczej dominują formy proste, płaskorzeźby. Na rzeźbę potrzeba więcej czasu i nie za bardzo ludzie mają pieniądze na takie elementy. To jest koszt. Jeśli przychodzi zlecenie na wykonanie rzeźby do nagrobka to taką pracę przekazujemy rzeźbiarzowi. Nasz zakład przyciąga obróbką ćwierć wałków i pół wałków, które wykonujemy ręcznie. Widać, robimy to dobrze. Wszystkie te zaokrąglenia i łuki jednak lepiej wykonuje się ręcznie, szczególnie po łuku można wykonać to bardziej starannie i dokładnie. Na pewno istnieją skomplikowane włoskie maszyny, które mogą to wykonać, ale niewiele zakładów je ma, a wykorzystanie takiej maszyny dla jednego nagrobka czy kilku nie ma sensu. Oczywiście są zakłady, które posiadają takie maszyny ale są one wkomponowane w całą ich działalność, czyli również dla potrzeb produkcyjnych elementów budowlanych. Musi istnieć rynek zleceń, który zapewni odpowiednie obłożenie pracą takiej maszyny, tak by koszt jej funkcjonowania mógł się zwrócić. Przydałaby się również nam ale jej zakup nie ma uzasadnienia ekonomicznego, zbyt długo taka maszyna by się amortyzowała. W planach jest maszyna do ćwierć wałków i pół wałków. Jednak nadal będzie dominować obróbka ręczna. Zakład jest umaszynowiony, mamy automat polerski, są dwie piły: 3000 i 3500 mm. Chcemy dokupić jeszcze jedną albo dwie maszyny do cięcia kamienia. Mamy w miarę nowe obiekty więc miejsce pod nowe inwestycje istnieje. Planujemy postawienie oczyszczalni ze względu na wymogi unijne.
JS: Jak opisałby pan tutejszy rynek?
AR: Działamy w otoczeniu konkurencji. W nieodległej Mławie jest firma pana Błyskala, wyspecjalizowana głównie w sprzedaży płyt, która wcześniej przez parę lat w ogóle nie zajmowała się nagrobkami, a od ubiegłego roku wróciła do ich produkcji.
ŚK: Przy takim potentacie co zrobił pan, by klient wybrał ofertę "Granitu"?
AR: Była szeroka akcja promocyjna w postaci insertów dołączanych do „Tygodnika Ciechanowskiego” w liczbie 18.000. Akcja promocyjna objęła powiaty ciechanowski, żuromiński, mławski, działdowski, płoński, no i rejon Pułtuska, Legionowa. Przede wszystkim ważna jest miła obsługa klienta. To ludzi przyciąga, a informacja o firmie idzie dalej. Nawet cena nie jest taka straszna, kiedy da się dużo ciekawej obróbki i lepszy materiał. Mamy człowieka, który jeździ cały czas, jest dostępny pod telefonem, przyjmuje zlecenia.
A kiedy klient przychodzi już do firmy, przede wszystkim próbujemy mu doradzić. Ważne jest dopasowywanie zamówienia do klienta, on na ogół nie wie, czego potrzebuje. Sposobem na istnienie na rynku jest też umieszczanie na pomniku własnej wizytówki firmowej. Od paru lat stosujemy taką formę informowania klienta o sobie. Co ciekawe, dość często są one zrywane, więc stale musimy naklejać nowe.
ŚK: Kto na tym terenie jest waszym dostawcą kamienia?
AR: Między innymi Steneko ze Szczecina, Finnstone z Gdańska. Najwięcej sprowadzamy zielonego Labradora, ale Grissal, Impala też mają wzięcie. W poprzednich latach te dwa ostatnie kamienie cieszyły się największym zainteresowaniem klientów, a w tej chwili dominują zielone, dlatego teraz sprowadzamy obok Labradorytu jeszcze Baltic Green. Stanowią one pięćdziesiąt procent tego wszystkiego, co trafia na zakład, no a pozostałą część obok Impali i Grissala uzupełniają Orion, Baltic Brown, Tokovsky, no i African Black. 
ŚK: A tani kamień z Chin bądź gotowe nagrobki trafiają w ten rejon?
AR: Okoliczne zakłady biorą kamień z Chin, ale to dla nas nie jest problem. Nagrobki chińskie są owszem tanie jednak ich kolorystyka nie jest ciekawa, a poza tym one nic sobą nie reprezentują. My możemy zrobić coś ciekawszego, oferując bogatszą gamę kolorów, dlatego mamy klientów. Właśnie w ostatnich dniach otrzymaliśmy zamówienie na nieszablonowy projekt pomnika. Podobno tylko firma z Krakowa mogła coś takiego wykonać, ponieważ ma odpowiedni sprzęt. Chodzi o bardzo ciekawą formę nagrobka, płyta główna ma mieć frezy i udekorowanie rzeźbą. Tak samo tablica, która ma być wkomponowana i wykonana w podobnej formie jak płyta główna. Pomnik będzie na pewno naszą kolejną wizytówką, bo każdy nagrobek jest wizytówką zakładu. To kosztowne zamówienie, ponieważ do wykonania jest sporo elementów kutych, ale tak wymyślił klient, przyszedł z gotowymi zdjęciami. Chciał, aby ten nagrobek wykonał ktoś z okolicy. Ten projekt jest trudny od strony technicznej. Wszystko ma być w polerze, wszystkie fale, elementy frezowane, które znajdują się na różnych poziomach.
ŚK: O rynku nagrobkowym mówi się dziś, że nie przynosi już tak spektakularnych dochodów, jak było to dawniej. Mówi się o spowolnieniu tego rynku, a nawet jego kurczeniu się. Jak to wygląda z pana perspektywy?
AR: Na razie nie odczuwamy zmian. Najważniejsze, by ciągle nadążać za trendami i tworzyć nowe wzory pomników.
JS: Jak pan sądzi, co jest kluczem do utrzymania się na rynku nagrobkarskim?
AR: Na to czy jest się konkurencyjnym bądź nie, składa się wiele czynników. Przede wszystkim najważniejsze jest wzornictwo, ciekawe i wyróżniające się wśród standardowych nagrobków, oferowanych wszędzie. Trzeba czerpać z dobrych wzorów i modyfikować zrealizowane pomysły. Istotna jest strona techniczna, by rozwiązanie było jak najbardziej sensowne. Niektóre pomniki są ładnie wykonane ale sprawiają kłopot przy otwieraniu. Poza tym obsługa klienta, na pewno cena, która oczywiście odgrywa niebagatelną rolę, no i solidność wykonania usługi. Ważne jest także uświadomienie klientowi, że wyższy standard usług ma swoją cenę. Trzeba wyjaśnić klientowi, jaki jest stosunek ceny do jakości. Po takiej rozmowie klienci nieraz decydują się na wykonanie nagrobka z tańszego granitu, ale z bardziej zaawansowaną obróbką.
JS: Sądzi pan, że klienci byliby skłonni wybrać polski kamień zamiast sprowadzanego z zagranicy, gdyby miał go pan na składzie?
AR: Myślę, że tutaj ważna jest kwestia zaprezentowania kamienia, odpowiedniego przedstawienia go klientowi. Połączenia go z ciekawym wzornictwem. Można też komponować różne rodzaje kamieni. Z polskim kamieniem jest ten problem, że jego kolorystyka nie jest zbyt bogata.
ŚK: W podtekście tej rozmowy wciąż mówimy o granicie ale co na przykład z piaskowcem?
AR: W stosunku do wielu kamieni o ich zastosowaniu decydują warunki klimatyczne Polski. Oczywiście stosuje się piaskowiec, jest on łatwiejszym materiałem do obróbki, nie potrzeba też takich maszyn, jak w przypadku granitu. Nikt tutaj jednak nie pyta o piaskowiec.
ŚK: Jakby miał pan uśrednić cenę nagrobka to jak ona się kształtuje?
AR: Przeważnie cena mieści się w przedziale od 5 do 10 tysięcy złotych.
ŚK: Produkujecie nagrobki nie tylko pod zamówienia, ale też do przodu, wystawiając je na wystawach w punktach sprzedaży gotowych pomników.
AR: Jest to standardowa oferta. Te nagrobki też sprzedajemy, ale bardziej chodzi o sprowokowanie klienta do rozmowy i zainteresowanie go inną ofertą. Ważna też jest sprawa  miejsca montażu nagrobka, czyli cmentarz. W przypadku starych cmentarzy miejsca na montaż jest mało, dlatego nie można oferować nagrobka bez wyjazdu w teren i bez zrobienia na miejscu odpowiednich pomiarów. Nie można klientowi od razu podać wymiarów pomnika. ŚK: W rejonie działania "Granitu" nie ma takiego rozdrobnienia zakładów kamieniarskich, jak w Piławie czy Strzegomiu?
AR: Rzeczywiście. W rejonach, o których pan wspomniał, jest tak duża kumulacja zakładów, że bez porozumienia się ich co do oferty dochodzi do stałego zaniżania cen, co stanowi jedyny instrument walki o klienta i oczywiście źródło komplikowania sobie życia. Przypomina to trochę sytuację w rolnictwie w kraju.

Rezydencja Opera piękno tureckiego trawertynu

Lion Construction Polska Sp. z o.o. to polska firma prowadzona przez Nafi Ergurbuza reprezentująca potentata na rynku tureckim, Federal Marble. Pierwsza przygoda biznesowa w Polsce pochodzącego z Turcji właściciela firmy miała miejsce kilka lat temu w ramach realizowanego w Warszawie projektu inżynieryjnego dotyczącego realizacji konstrukcji stalowych w obiektach biurowych. To były początki, pierwsze rozpoznanie rynku inwestycyjnego nad Wisłą. Najnowszy obiekt realizowany obecnie w Warszawie to Rezydencja Opera, wznoszony w samym centrum stolicy przy ul. Niecałej. Jest to z założenia bardzo ekskluzywny budynek, gdzie koszt metra kwadratowego powierzchni wynosi około 14 tys. Nie było głośno o idei budowania tego obiektu, ponieważ takie było życzenie inwestora. Wybrano 2000 osób najbardziej wpływowych w Polsce i zaproszono ich do bezpośredniego udziału w projekcie. W wyłonionym ścisłym gronie z tej liczby doszło do bezpośredniej promocji obiektu. W efekcie nim ruszyła budowa cały budynek był już sprzedany. Jak dotąd jest to największe wyzwanie kamieniarskie działającej na warszawskim rynku od roku 2001 firmy. W chwili gdy redakcja Świata Kamienia przeprowadzała rozmowę z właścicielem firmy, trwały intensywne prace przygotowawcze między innymi pod montaż elementów kamiennych wewnątrz obiektu. Jak zawsze wejście na budowę z określonym materiałem kamiennym ma swoją historię, na którą składa się szereg konsultacji, rozmów, zabiegów dotyczących uzyskania zlecenia na dostawę materiału kamiennego. Jak podkreśla Nafi Ergurbuz na tej drodze najważniejszym wydarzeniem było bezpośrednie spotkanie z przedstawicielami firmy Hochtief, głównego wykonawcy projektu. Możliwe było to dzięki współpracy z firmą Dom Development, z którą Lion Construction łączyła wcześniejsza współpraca w ramach realizacji rozmaitych projektów inwestycyjnych. To właśnie poprzez Dom Developement Nafi Ergurbuz dowiedział się o projekcie Rezydencja Opera i złożył propozycję dostarczenia materiału. Konkurencja w tym zakresie była duża, ale z całej grupy zaproponowanych materiałów to właśnie trawertyn turecki wywarł najlepsze wrażenie i ostatecznie został zaaprobowany podpisaniem kontraktu na jego dostawę. O wyborze trawertynu zdecydowali architekci Bogdan Napieralski i Andrzej Kaliszewski. Za wyborem tureckiego materiału przemawiało przeznaczenie nowo budowanego obiektu, które wskazywało na jasny trawertyn idealnie wpisujący się w koncepcję wnętrz apartamentowca dla VIP-ów. Początkowo problemem był brak skojarzeń architektów z proponowanym białym trawertynem, a co za tym idzie, brak pomysłów. Nie mieli oni jasnego obrazu, jak taki kamień będzie wyglądał w konkretnych warunkach Opery. Dopiero wizja lokalna w kilku miejscach Warszawy, gdzie kamień ten zdobił istniejące tam obiekty, pozwoliłA na rozwianie różnych wątpliwości. Lion Construction ma swoich projektantów, wśród których jest również architekt. Właśnie oni przygotowali rysunki techniczne dla potrzeb realizacji robót w Rezydencji Opera. Oprócz trawertynu tureckiego zastosowano trzy rodzaju polskiego kamienia: strzegomski granit, wapienie z Morawicy i Pińczowa.Materiał na warszawską budowę pochodzi od Federal Marble, choć w rzeczywistości nie pochodzi z jej kamieniołomów. Ważna w tym przypadku jest jednak bardzo silna pozycja tej firmy na rynku, na co składają się bardzo dobre kontakty w środowisku producentów marmuru. To właśnie ten fakt zdecydował o skorzystaniu przez Lion Construction z oferty tureckiego potentata. Potencjał tej firmy pozwala na załatwienie zlecenia na telefon bez uprzedniego wnoszenia opłat, ewentualnie firma wysyła czeki, jeśli to konieczne. Jej dobra sława polega m.in. na gwarancjach płatniczych.Od tej chwili wszystko potoczyło się bardzo szybko. W ciągu dziesięciu dni uzgodniono warunki kontraktu. Firma Lion Construction dostarczyła próbki. “To bardzo specyficzny projekt, trudny w realizacji, dlatego jeśli uda nam się go zakończyć w granicach zaplanowanego budżetu, na czas, pojawi się szansa na łatwiejszy dostęp do zleceń w przyszłości, ponieważ będziemy już znani na rynku i wyposażeni w bardzo dobre referencje. Kamień mamy bardzo dobry i taki sam trawertyn jesteśmy w stanie zaoferować dla wielu innych projektów w całej Polsce” – mówi szef firmy Lion Construction, Nafi Ergurbuz. Podpisanie kontraktu uruchomiło cały proces realizacyjny. Kamieniarka apartamentowca Projekt Rezydencja Opera przewiduje wykorzystanie dużej ilości kamienia. Planowane jest jego zastosowanie przede wszystkim we wnętrzach – tu dominować ma turecki trawertyn. Okrągłe kolumny stanowiące element konstrukcyjny budynku Opery to bardzo ciekawy element dekoracyjny. Wydobycie tego ich waloru ma umożliwić oblicowanie pasami trawertynu. Podobna intencja przyświecała obłożeniu kamieniem schodów oraz korytarzy na poszczególnych kondygnacjach, a także wnętrz wind. Inwestor nałożył na wykonawcę wymóg wysokiej precyzji wykonania poszczególnych elementów kamieniarki. Materiał pochodzi z jednego złoża we wschodniej Turcji, z regionu Malatia. Bloki wydobywa się w kamieniołomie w pobliżu miasta Kaisiri, gdzie jednocześnie działa jeden z najlepszych zakładów obróbczych w Turcji. Tam też przerabia się materiał z kopalni. Mniejsze bloki są wysyłane do Izmiru, gdzie działa zakład produkujący framugi drzwiowe, portale i wejścia do wind, a także fontanny. O jego jakości zadecydują nie tylko warunki naturalne w złożu ale i technologia wydobycia. Dlatego do wykonania przewidzianych elementów z kamienia zastosowane zostaną centra obróbcze sterowane numerycznie CNC. “Komputerowo umieścimy te płyty na ścianach, zgodnie z kierunkami żył, bo zdecydowaliśmy się użyć cięcia wzdłuż żył a nie w poprzek, tak by można było wszystko do siebie dobrze dopasować” - podkreślił szef firmy, pan Ergurbuz. W Polsce firma Lion Construction korzysta z usług zakładu kamieniarskiego Mar-Gran mieszczącego się przy ul. Ordona 1 w Warszawie. O wyborze tego zakładu kamieniarskiego zdecydowały znaczne upusty cenowe na usługi, ponieważ wówczas niezbędne prace kamieniarskie, trudne do przewidzenia w czasie przygotowywania materiału w Turcji, jak na przykład korekty materiału, czy przygotowanie mniejszych elementów, zostaną wykonane w Polsce. Skorzystanie z usług Mar-Granu wynika również z faktu, że wszystko może odbywać się szybko, ponieważ zakład ten jest oddalony o jakieś 2-3 kilometry od placu budowy. Będzie zatem możliwość przewiezienia materiału do zakładu i w razie potrzeby wykonać wspomniane ewentualnej korekty. Wożenie gotowych elementów z Turcji nie zawiera w sobie takiej możliwości. Część elementów gotowych jak kamienne donice, będzie przygotowana w Turcji, gdzie zostaną one pooznaczane zgodnie z kolejnością instalacji i wysłane do Polski, co pozwoli je z łatwością poskładać, jak klocki lego.W planie przewidzianych było siedem dostaw kamienia. Do końca sierpnia cały materiał dotarł do Warszawy, gdzie zostały przeprowadzone ostatnie obróbki materiału. Na ostateczne wykończenie zarezerwowano okres mniej więcej dwóch tygodni. 10 października, o ile nie wystąpią jakieś nieprzewidziane okoliczności związane z transportem, wszystko powinno już funkcjonować.

 

Nie czekaj dodaj firmę

do naszego katalogu!

 

 

Dodaj firmę...

 

Dodaj ogłoszenie drobne

do naszej bazy!

 

 

Ogłoszenia...

45-837 Opole,
ul. Wspólna 26
woj. Opolskie
Tel. +48 77 402 41 70
Biuro reklamy:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Redakcja:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.">
     Wszystkie prawa zastrzeżone - Świat-Kamienia 1999-2012
     Projekt i wykonanie: Wilinet