Groby w starej Japonii
- Szczegóły
-
Opublikowano: piątek, 15, listopad 2019 11:17
Inspektor paryskiej policji Hubert Fiorentini żegna się ze swoją zmarłą dziewczyną Miko, która porzuciła go dwadzieścia lat wcześniej. Musi się śpieszyć, bo jeszcze przed kremacją ciała mnich z pobliskiego klasztoru shintō ma obowiązek odprawienia krótkiego nabożeństwa nad trumną.
Tak przedstawiony jest pierwszy etap ceremonii pogrzebowej w Japonii w znanej komedii kryminalnej pod tytułem „Wasabi: Hubert zawodowiec” w reżyserii Gérarda Krawczyka.
Sprawa pochówku zmarłej z pozoru banalna. W rzeczywistości jest bardzo skomplikowana.
Japonia to kraj złożony pod względem osobowości mieszkańców, a patrząc z perspektywy jej feudalnego charakteru (istnienie klanów) – społecznie bardzo hermetyczny. Zacznijmy od tego, że jakieś dwa wieki przed nową erą i w pierwszych dwóch wiekach naszej ery grzebano tu władców w ziemi, a wraz z nimi do grobu (żywi!) dobrowolnie udawali się słudzy z najbliższego otoczenia. Znamy z historii przykład Yamatohiko (młodszy brat cesarza Suinina) pochowanego na wzgórzu Tsukizaka w Musa. Zgromadzono jego osobistych towarzyszy i wszystkich żywcem zakopano w wyprostowanej pozycji wokół grobowca. Przez wiele dni konali. Nowy cesarz, słuchając tych szlochów i jęków, smucił się w swoim sercu, a potem nad tymi grobami budowano mauzolea lub świątynie.
fot. Małe figurki mnichów w czapeczkach
IDZIE NOWE
Z czasem znaleziono inne rozwiązanie i wraz ze zmarłym władcą zakopywano gliniane postaci sług i zwierząt z jego otoczenia. Przybywało ważnych osób w każdym z księstw i nie wypracowano żadnej tradycji grzebalnej opartej na buddyzmie, który pojawił się na wyspach wraz z przybyciem Chińczyków i Koreańczyków. Feudalna Japonia nie przejmowała się zwykłymi śmiertelnikami z plebsu (ich ciała chowano bez żadnego rytuału i troski o miejsce), natomiast wymyślono, że każdy wojownik lub feudał będzie chowany przy budowie ważnego obiektu. Składano doczesne szczątki w wykopie przy rozpoczęciu budowli, aby „opiekował się nią i nie dopuścił złych mocy do zniweczenia dzieła”. A co, jak feudał „nie umarł na czas”? Tak było w przypadku zamku Maruoka-jō z XVI w. Kiedy przystąpiono do budowy, nie było sposobu, żeby ją ukończyć. Świeżo wzniesione ściany natychmiast się rozpadały. Za radą wyroczni na ofiarę wybrano kobietę o imieniu O-Shizu. Zgodziła się, pod warunkiem, że jej syn zostanie włączony do klasy samurajów. Budowa zamku została pomyślnie ukończona, jednak obietnica, którą budowniczowie i pan zamku złożyli O-Shizu, nie została dotrzymana. Obrażona opiekunka sprawiła, że co roku na wiosnę fosa wokół zamku się przepełniała i woda zalewała okolicę oraz podmywała fundamenty warowni. Dopiero obrzędy przebłagalne uspokoiły nieco zawiedzionego jej ducha.
Wspólną cechą japońskich tradycyjnych poglądów na „życie po życiu” był brak wiary w jakąkolwiek karę po śmierci. Buddyzm co prawda mówi o piekle, zarówno gorącym, jak i lodowatym, ale trzeba wziąć pod uwagę wiarę, że dusze przebywają w tych miejscach przez jakiś określony czas. Jest to dla nich kolejny przystanek na drodze do kolejnego wcielenia i ostatecznego przebudzenia. Buddyści (i nie tylko) uważają, że wejście do zaświatów znajduje się, oczywiście… w Japonii.
BRAMA DO ZAŚWIATÓW
Na wyspie Honsiu, w prefekturze Aomori, znajduje się miejsce uważane za przejście do krainy umarłych. Mała rzeczka Sanzu-no Kawa, czyli Rzeka Trzech Przepraw. Można ją pokonać mostem, brodem lub głębiną. Podczas przeprawy głębiną zmarli są szczególnie narażeni na ataki ze strony zamieszkujących rzeczkę wielu demonów. Wybór sposobu przeprawy zależy od ciężaru i gatunku grzechów popełnionych za życia przez podróżnego. Zgodnie z japońską tradycją buddyjską (nie shintō) dusza musi się przedostać przez Sanzu, aby dotrzeć w zaświaty.
Trzeba mieć bogate doświadczenie życiowe, aby móc przejść do świata zmarłych. Aby móc przekroczyć rzekę, trzeba wykorzystać dużo życiowych doświadczeń, bo bez nich nie można ocenić moralności. Dusze, które są ich pozbawione, szczególnie dusze dzieci, skazane są na wieczne zawieszenie pomiędzy światem żywych i zmarłych. Nie mogąc rozpocząć przeprawy, zmuszone są do pozostania na „ziemskim” brzegu rzeki Sanzu. Dlatego też odwiedzają to miejsce ich rodzice, którzy proszą bóstwo Jizō o opiekę nad swoimi maleństwami. Stawiają posążki wotywne, ubierają je w czerwone czapeczki i śliniaczki, zostawiają zabawki i proszą innych ludzi o modlitwy. A dobry Jizō pomaga dzieciom przejść przez rzekę, krzyżując plany znienawidzonej Datsueba (to ohydna stara wiedźma, która zabiera zmarłym dzieciom ubrania, przez co bardzo marzną, czekając, aż ktoś pomoże im się przedostać na stronę zmarłych). Pomoc w przeprawie obiecuje im również zła Datsueba, mówiąc, że jeśli usypią odpowiedni kopczyk z kamieni, będą mogły pójść dalej. Gdy jednak któraś duszyczka z pomocą rodziców jest już bliska celu, Datsueba zjawia się, niszczy kopczyk i duszyczka zaczyna wszystko od nowa. Na szczęście dobry Jizō czuwa nad dziećmi. Pomocni są też pielgrzymi przybywający nad Sanzu, którzy dokładają kamyki do małych kopczyków, żeby pomóc duchom maluchów.
A CO NA TO SHINTŌ?
W shintoizmie śmierć jest postrzegana jako źródło nieczystości (podobnie w judaizmie). Jest to religia kultywująca życie i żywotność. Śmierć i umieranie kojarzone jest z procesem, który pozbawia istotę sił i umiejętności. Unicestwia pierwiastek twórczy, który w shintoizmie stanowi najważniejszy element wiary. Życie jest świętością, dlatego należy odsunąć od siebie wszystko, co ma jakikolwiek związek ze śmiercią. Jest ona aktem nieczystości, dlatego jest postrzegana jako tabu.
Szintoizm – narodowa religia Japończyków – nie zajmował się dawniej życiem po śmierci, nie mówi nic o zbawieniu. Ważne było życie doczesne. W zasadzie piekło w ogóle nie istniało, gdyż każdy został kiedyś odrodzony w innym ciele. Kwestia życia pozagrobowego pojawia się w Japonii dopiero wraz z napływem buddyzmu. Początek przenikania buddyzmu na wyspy japońskie przypada na połowę VI w. n.e. Głównym założeniem buddyzmu jest, że życie człowieka to pasmo cierpienia, dlatego należy dążyć do osiągnięcia nirwany. Nirwanę mogą osiągnąć tylko ci, którzy pozbędą się swoich wad, jak wiara w istnienie własnego doskonałego ciała, wątpliwości w nauki Buddy oraz przywiązanie do bogactwa i przepychu. To, co ogranicza w utrzymaniu się na drodze do świętości, to dążenie do rozkoszy, złość, gniew, pogoń za bogactwem, duma, wywyższanie się nad innymi i pragnienie posiadania wszelkiej wiedzy.
Część nauk Buddy odpowiada Japończykom. Buddyzm nigdy nie stał się narodową religią, lecz został zasymilowany i przystosowany do kultury japońskiej. Obce są pojęcia grzechu i pokuty, chociaż istota ludzka może doznać pewnego rodzaju skalania, z którego powinna się oczyścić, stąd przed każdym chramem (tak Europejczycy nazywają świątynie buddyjskie) znajduje się naczynie z wodą do obmywania rąk i ust według specjalnego rytuału. Dzięki takiej ablucji osoba jest zdolna do kontaktu z bóstwem. Zgodnie z shintō świat zamieszkują nie tylko ludzie, ale i kami – rodzaj bóstwa, bez określonej formy czy imienia, które może być obecne w dowolnym elemencie świata, np. drzewie, skale, górze czy strumieniu.
Czy dusze Japończyków idą także do piekła? Piekło w japońskiej świadomości nie istnieje jako jednolita przestrzeń. Zgodnie z kanonami istnieje 8 płonących piekieł, 8 zamarzniętych piekieł i 3 piekła odizolowane od pozostałych. Istnieją także liczne pomniejsze piekła. Pierwszym jest „Piekło Sprawiedliwości Wyrównawczej”, które znajduje się 8000 km pod powierzchnią świata ludzi, a pobyt w nim trwa 12,5 mln lat. Drugie piekło przeznaczone jest dla morderców i złodziei – „Piekło Czarnego Powrozu”. Trzecie piekło wypełnione jest gwałcicielami oraz osobami stosującymi przemoc wobec małżonka (także wobec męża).
fot. Typowy japoński cmentarz shinto
Czwarte z kolei, „Piekło Wrzasku”, to miejsce dla handlarzy, którzy rozcieńczali sprzedawaną przez siebie sake. Doświadczają tam cierpień wywołanych 404 chorobami. Piąte jest „Wielkie Piekło Wrzasku”, które zasadniczo nie różni się od poprzedniego, lecz męki są 10 razy gorsze. Szósty poziom piekielnych męczarni stanowi „Piekło Spalania”, gdzie ciała potępionych nabijane są na płonące pale i „grillowane” na niewyobrażalnym ogniu. Podobnie wygląda siódme, zwane „Wielkim Piekłem Spalania”, z tą różnicą, że tutaj ogień jest dwa razy bardziej gorący, a samo opiekanie trwa połowę wieczności. Na koniec „Wielkie Piekło Bezkresnego Cierpienia”, do którego trafiają truciciele, dzieci, które zabiły swoich rodziców, osoby, które mając wodę, pozwoliły umrzeć innym z pragnienia, oraz mnisi, którzy palili i niszczyli ołtarze. Piekło to znajduje się tak głęboko, że potrzeba 2000 lat, by spaść na jego dno…
Osobą, która zarządza całym tym przybytkiem, jest Emmaten, król piekieł lub jeden z 10 sędziów. Bez względu na interpretację jest najważniejszą postacią w piekle, gdyż to do niego należy ostateczna decyzja o dalszym losie zmarłego.
SĄD NAD DUSZĄ JAPOŃCZYKA
I wyrok do wykonania? Gdy grzesznik stawał przed obliczem króla piekieł, ten widział wszystkie jego grzechy. Na ich podstawie decydował, do którego piekła posłać winowajcę. W przypadku, gdy los danej osoby nie był jasny, Emmaten wraz z innymi sędziami prowadził wielodniowy sąd nad duszą. Na tym etapie grzesznik mógł liczyć na wstawiennictwo opiekuna zmarłych, który jako inne bóstwo starał się przed sądem umniejszyć przewinienia umarłego.
Każdy sędzia piekieł ma wyodrębnione zadanie i sądzi umarłego w określonym dniu po pogrzebie. Pierwszy wyrok zapada po 7 dniach. Osoba uznana za niewinną mogła przekroczyć rzekę Sanzu, idąc mostem w towarzystwie bóstwa – opiekuna. Jednak ci, którzy dopuścili się za życia poważnych przewinień, musieli przekroczyć rzekę wpław, zmagając się z rwącym nurtem. Lżejsze przewinienia gwarantowały natomiast przeprawę rzeki w bród. Po przekroczeniu rzeki grzesznika czekał kolejny siedmiodniowy proces, tym razem przed drugim sędzią. 35. dnia po pogrzebie swój wyrok wydaje Emmaten, który po wysłuchaniu pierwszych czterech sędziów orzeka, do którego świata umarły ma powrócić na nowo. Następny sędzia decyduje o specyfice tego świata – jeśli umarły ma odrodzić się w świecie ludzi, to ten sędzia decyduje, czy będzie bogaty czy biedny, dobry czy zły, itp. Siódmy sędzia decyduje natomiast o takich kwestiach jak długość życia, czy ma być kobietą czy mężczyzną.
W Japonii uważa się, że przez 49 dni po pogrzebie dusze umarłych błąkają się w miejscu, gdzie niegdyś mieszkały, zaś pięćdziesiątego dnia udają się do wyznaczonego przez króla piekieł świata. Umarły, który trafił do jednego z trzech najgorszych światów, może w późniejszym czasie trafić do raju, jeśli tylko rodzina wyprawi ceremonię ku jego pamięci po 100 dniach od pogrzebu oraz w pierwszą i drugą rocznicę śmieci. W tych dniach bowiem umarły zostaje osądzony przez ostatnich trzech sędziów.
RÓŻNE PIEKŁA I RÓŻNA KARA
Należy dodać, że nie są to jedyne wyobrażenia piekieł istniejące w świadomości Japończyków. Są jeszcze inne, na przykład: Piekło Strumieni Języków Ognia, Piekło Ognistych Robali, Piekło Chmur, Ognia i Mgły, Piekło Deszczu Ognia i Płonących Kamieni, Rzeka Wrzącego Żaru, Piekło Pięciozębowych Wideł, Piekło Wygłodzenia, Piekło Palącego Pragnienia, Piekło Jednego Kotła z Brązu, Piekło Wielu Kotłów z Brązu, Piekło Rzeki Popiołów, Piekło Młyna, Piekło Ostrzy Miecza i Piekło Marznącego Lodu, Piekło Ognistego Koguta, Piekło Czarnych Piaskowych Chmur, Piekło Ropy i Krwi itp.
Wracając do współczesności. Co z ciałem po śmierci? Doczesne szczątki w Japonii ulegają kremacji – z praktycznego powodu: 70% powierzchni tego kraju to góry nieprzydatne do zamieszkania. Miasta nie mają wolnych przestrzeni na organizowanie cmentarzy, a te nieliczne stare są zabytkami. Miejsce pochówku prochów współczesnego Japończyka to specjalny ogród pomiędzy budynkami z domem pogrzebowym. Przyjęto, że nad miejscem złożenia prochów zmarłego staje obelisk według przyjętej powszechnie jego formy. Od początku XX wieku są to obeliski z szarego granitu. Symbolika obelisku i innych form w jego obrębie jest tak skomplikowana, że zapewne na wszystkich stronach niniejszego wydania brakłoby miejsca, aby rozwikłać te niuanse.
Na grób rodzina przynosi tylko cięte kwiaty. Niektóre nagrobki mają specjalne miejsca do palenia lamp wotywnych (nie mogą brudzić spalinami żadnego fragmentu nagrobka, gdyż nie istnieje rytuał jego mycia). Niektóre nagrobki mają z tyłu miejsce do wkładania specjalnych listew z bambusa z wykonaną kaligrafią aktualnych modlitw lub przesłania od rodziny. Każdy nagrobek jest tak wykonany, aby w przyszłości można było pod nim umieścić kolejny pojemnik z prochami.
fot. Napis wykaligrafowany i wykuty w granicie
Udając się na cmentarz, obowiązkowo należy przekroczyć bramę Tori – symbol łączący świat ludzi, których życie kończy się śmiercią, z wiecznym światem duchów. Ich charakterystyczny kształt przypomina grzędę dla ptaków. W religii shintō ptaki uważane są bowiem za wysłanników bogów. I tak koło życia zaczyna się od nowa… przekraczając tę bramę. Nadmieńmy, że część populacji Japończyków (coraz częściej) prochy swoich bliskich wysypuje do któregoś z otaczających wyspy mórz lub udaje się na świętą górę Fuji i tam spełnia życzenie zmarłego.
Tomasz Pruchnicki
fot. T. Pruchnicki
Potęga prehistorii w muzeum
- Szczegóły
-
Opublikowano: piątek, 15, listopad 2019 10:47
Natura jest najlepszym źródłem inspiracji dla śmiałych i wykraczających poza utarte schematy projektów. Ekstrawagancka, francuska projektantka Odile Decq przeniosła na swój projekt odzwierciedlenie narastających przez tysiące lat warstw skalnych. Praca w kamieniu, inspirowana kamieniem – czysty perfekcjonizm. Z tej fascynacji zrodziło się chińskie muzeum w Nanjing.
Odile Decq to postać znana i ceniona w świecie architektury. Na swoim koncie ma wiele odważnych i oryginalnych realizacji, tworzy obiekty o ekspresyjnych, niespotykanych formach. Projektuje przede wszystkim muzea i budynki użyteczności publicznej. W zawodzie architekta najważniejsza jest dla niej odpowiedzialność i misja. Sama architektka do swoich najważniejszych realizacji w ostatnich latach zalicza: Le Cargo w Paryżu (2016), La Résidence Saint-Ange w Seyssins (2015), Fangshan Tangshan National Geopark Museum w Nanjing (2015), GL Events Headquarters w Lyonie (2014), FRAC Bretagne w Rennes (2016), Phantom: Opéra Garnier’s restaurant w Paryżu (2011) czy głośne MACRO Contemporary Art Museum w Rzymie (2010). Na swoim koncie ma między innymi Złotego Lwa Międzynarodowego Biennale Architektury w Wenecji z 1996 roku za scenografię Pawilonu Francuskiego. W samych dwóch ostatnich latach do listy prestiżowych wyróżnień dodała Jane Drew Prize (2016) przyznawaną za innowacyjność i nowatorskie podejście do architektury czy nagrodę przyznawaną przez Architizer A+ Award za wybitne osiągnięcia w swojej dziedzinie (2017).
fot. To wyjątkowe miejsce, w którym natura spotyka się ze światowej klasy architekturą.
Projektując Fangshan Tangshan Museum, poświęcone temu, co wydobywa się spod ziemi lub pod ziemią istnieje, architektka zainspirowała się tworzonymi przez naturę strukturami skał. Bryłę muzeum ukształtowała warstwowo – niczym narastające przez tysiące lat kolejne warstwy skał, z których zbudowana jest nasza planeta. Muzeum projektu Odile Decq jest częściowo ukryte pod kopcem ziemi, wygląda, jakby się spod niego płynnie wydostawało. Kolejne kondygnacje falującego gmachu o nieregularnej sylwetce także przypominają narastające kolejno warstwy – mają organiczny kształt, zmniejszają się ku górze.
Ukryta gra zakrzywionych linii oraz interakcja, jaka toczy się pomiędzy miejscem, w którym jest, a samym muzeum, tworzy narastającą „promenadę” odkryć. Wnętrze muzeum jest wyraźnie widoczne poprzez szklane fasady pomiędzy kolejnymi warstwami zakrzywionych linii, a jednak poniekąd skrywane przez ogromny kamienny ekran.
Główna przestrzeń zwiedzania mieści się na parterze i jest poprzerywana kolorowymi „przystankami” – jak teatr (250 miejsc), kino 4D (400 miejsc), restauracja, kawiarnia czy sklepy z pamiątkami. Wchodzącym do głównej sali ukazują się różne warstwy na różnych piętrach. Muzealna promenada godzi przeróżne skale wystaw, umożliwiając długie lub krótkie wizyty i wchodząc w relacje z otoczeniem. Daje to łącznie imponującą powierzchnię 24 000 mkw. historii. Każde piętro muzeum jest szeroko otwarte na główną fasadę, podczas gdy jego tył skonstruowany jest jak specyficzny kręgosłup – szkielet konstrukcyjny, w którym ulokowano pomieszczenia techniczne, windy, wyjścia awaryjne i usługi.
Odile Decq na projekt trafiła dzięki swojemu przyjacielowi pochodzącemu z Nanjing, który zapytał ją, czy nie zechciałaby wziąć udziału w konkursie. Architektka zgodziła się, jednak przez cały czas trwania projektu pracowała zdalnie, przesyłając dokumenty swojemu współpracownikowi. Na miejscu pojawiła się dopiero przed samą budową. Było to jednak dla niej bardzo ważne, aby bezpośrednio już na miejscu zrozumieć otaczającą ją naturę.
fot. Kamienne okładziny i elementy fasady wbrew pozorom dodają lekkości.
Decq na budulec muzeum wybrała biały kamień, który uzupełniła szkłem oraz detalami ze stali. Tę w wielu miejscach pomalowano na czerwono, by jeszcze bardziej podkreślić dynamikę form architektury. Jasną fasadę muzeum architektka uzupełniła jeszcze jednym elementem – ogromnym czerwonym głazem, ustawionym przed wejściem i kryjącym klatkę schodową.
Przy Fangshan Tangshan Museum funkcjonuje geopark zaprojektowany przez pracownię Hassell Studio. Australijskie przedsiębiorstwo ulokowało swoje siedziby również w Chinach, południowej Azji, Wielkiej Brytanii i USA. Rozlegle rozlewający się obszar geoparku łączy w jedną, spójną całość muzeum Fangshan Tangshan autorstwa Odile Decq Studio z 15 hektarami kamiennych i geologicznych atrakcji na świeżym powietrzu.
– Projekt musiał spełniać cel komercyjny, jakim jest park turystyczny, przy jednoczesnym poszanowaniu międzynarodowego znaczenia tego miejsca – mówi Andrew Wilkinson, dyrektor siedziby Hassell Studio w Chinach. Multidyscyplinarne podejście do tematu sprawiło, że projektanci z Hassell byli w stanie wykorzystać w pełni unikalną topografię terenu tak, aby stworzyć płynne przejście pomiędzy funkcjami publicznymi i prywatnymi parku oraz zintegrować obszar geoparku z otaczającą go infrastrukturą transportową. Do głównych atrakcji w geoparku należą jaskinie Hulu, w których zostały odkryte (w 1993 r.) skamieniałe pozostałości homo erectus datowane na 0,16–0,60 mln lat, oraz starożytny kamieniołom prezentujący formacje geologiczne z okresu paleozoiku.
fot. Wyraźne pofałdowania nawiązują do specyficznego ukształtowania terenu, na którym znajduje się muzeum.
Ogrody tematyczne są inspirowane indywidualnymi cechami środowiskowymi każdego z okresów ery paleozoicznej – od skalistej, drobnoustrojowej skorupy gleby kambryjskiego krajobrazu po mokradła sylurskie i karbońskie lasy bagienne, naznaczone rzeźbami przedstawiającymi ewolucję prehistorycznego życia. Wybór i uszczegółowienie odpowiedników roślin i elementów nadaje ogrodom „prehistorycznym” esencję tego czasu i miejsca. Stworzenie geoparku miało jeszcze jedną, wysoce wymierną korzyść dla środowiska – stworzono wiele mikrosystemów, które pobudzają nietypowe gatunki roślin do wzrostu oraz oczyszczono cieki wodne, które przepływają przez park. Takie inicjatywy znacząco wpływają na zrównoważony rozwój i dalsze funkcjonowanie parku.
fot. Tu rządzi biel kamienia, chłód metalu i światło.
Fangshan Tangshan National Geopark Museum w Nanjing, mimo że zbudowane przez człowieka, wydaje się prawie doskonałym tworem natury. Wrasta w krajobraz i dodaje mu niesamowitego wyrazu, jednocześnie przynosząc wiele dodatkowych benefitów dla otaczającej przyrody. Wydaje się zatem, że cel został osiągnięty – z poszanowaniem piękna i specyfiki danego miejsca stworzono coś, co ma o tym dobitnie przypominać wszystkim zwiedzającym.
Paulina Badura
zdjęcia: Odile Decq Studio