KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

Z inicjatywą przedsięwzięcia wyszedł Społeczny Komitet Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego w Poznaniu. Krótko potem, we wrześniu ubiegłego…

Czytaj...
HARD ROCK HOTEL

HARD ROCK HOTEL

Jedna z najnowszych realizacji, za którą stoi firma stoneCIRCLE, zyskała wiele prestiżowych nagród. Bar hotelowy otrzymał nagrodę Best…

Czytaj...
LAGASCA 99 I COSENTINO

LAGASCA 99 I COSENTINO

Zlokalizowany w dzielnicy Salamanca w Madrycie budynek mieszkalny Lagasca 99 nawiązuje swym charakterem do obiektów architektury wokół niego,…

Czytaj...
BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

Taki apel do Ministerstwa Rozwoju wydało w połowie sierpnia br. dwanaście organizacji branży budowlanej, deweloperskiej, biznesowej i architektonicznej.

Czytaj...
Frontpage Slideshow | Copyright © 2006-2011 JoomlaWorks Ltd.

Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu

W centrum Wrocławia przerzucony przez Odrę most Pokoju zaskakuje pięknem i niezwykłością rozpościerającej się z jego perspektywy okolicy. W kierunku zachodnim widnieje skromny, ale i majestatyczny, niczym symbol patronki, kościół NMP na Piasku, tnący rzekę na dwa kanały, biegnące dalej by rzucić się od południa na tamę a od północy przecisnąć pod młynem „Maria”. Monumentalny gotyk rozdziela w tym miejscu rzekę i, umownie, widok. Na stronę prawą wzrok biegnie od zabudowań klasztornych ku pałacowi biskupów i wieżom katedry św. Jana Chrzciciela, na stronę lewą, gdzie wzdłuż brzegu południowego ciągnie się zielony bulwar Dunikowskiego, skrywający gmach Akademii Sztuk Pięknych, a dalej ku zachodowi wspaniale odrestaurowane zabudowania Uniwersytetu Wrocławskiego, w samym ich centrum zwieńczone belwederem. W kierunku wschodnim szeroko rozlaną Odrę, którą dodatkowo rozpycha wpływająca w tym miejscu Oława, spina most Grunwaldzki, duma sztuki budowy mostów we Wrocławiu i, z całą pewnością, jeden z najpiękniejszych mostów w Polsce. Masywny u brzegów z kamiennych pylonów wypuszcza nad wodę stalowe ramiona, utrzymujące pas łączący komunikacyjnie plac Powstańców Warszawy z placem Grunwaldzkim. Pomiędzy takimi widokami miała powstać Biblioteka Uniwersytecka, w bezpośrednim sąsiedztwie budynków Urzędu Wojewódzkiego - ascetycznego wręcz w formie, z nielicznym, skromnym detalem otworów okiennych - i Muzeum Narodowego, klinkierowego, bogatego w liczne płaskorzeźby i detale z piaskowca gmachu, dodatkowo wybarwionego i ozdobionego sędziwym winobluszczem, porastającym ściany od poziomu bruku po sam dach. W takich przestrzennych realiach zlokalizowana jest działka Uniwersytetu Wrocławskiego, pomiędzy ulicami Wyszyńskiego a Szczytnicką, u brzegu rzeki, malowniczo wybrzuszonej w tym miejscu, gdzie wzdłuż szpaleru starych topól ciągnie się bulwar spacerowy. Niełatwy mieli wybór projektanci i komisja przetargowa właściwej dla tego miejsca stylistyki. Poza oczywistymi właściwościami funkcjonalnymi, należało dobrać dla całości takie cechy estetyczne, by uzupełnić i wzbogacić to miejsce, bez szkody dla zastanych form, z zachowaniem indywidualnego i właściwego temu miejscu charakteru. Już w 1982 roku uchwałą Senatu UWr podjęto decyzję o budowie nowej biblioteki, lecz dopiero w 1999 roku rozstrzygnięto konkurs na opracowanie projektu architektonicznego. Pierwszą nagrodę i możliwość realizacji przedstawionego pomysłu otrzymał zespół projektantów z Warszawy: arch. arch. Jacek Rzyski, Jerzy Ruszkowski, Jacek Kopczewski. Ostatecznie projekt budowlany, nad którym prace poprowadził arch. Jacek Rzyski, uzyskał pozwolenie na budowę w 2001 roku i, po rozstrzygnięciu przetargu na generalnego wykonawcę, w 2003 roku firma Mitex rozpoczęła realizację monumentalnego założenia. Jest rok 2006 i budowa stanęła. Zgodnie z planami w pierwszej połowie 2006 roku budynek miał być oddany do użytku w związku z czym rok akademicki 2006/07 miał być wyjątkowy dla studentów. Mieli cieszyć się bogatym księgozbiorem swojej uczelni w nowych, wygodnych i klimatyzowanych salach. O ironio! Miejsce, w którym miała być zgromadzona wiedza i mądrość wielu wieków, zamknięta w przeszło 4,5 miliona woluminów, zostało skażone. Tym bardziej dotkliwie, jeśli ma się na uwadze charakter tego miejsca, odczuwa się zamach czynnika ludzkiego na interesy skarbnicy wiedzy. Nieodpowiedzialne działania, brak porozumienia, wyższość interesów własnych nad dobrem publicznym doprowadziły do licznych konfliktów. Oto kilka rozdziałów autorstwa uczestników procesu inwestycyjnego 1/ Budowa rusza w maju 2003roku, ale już w 2004 roku delegatura ABW Prokuratura Apelacyjna rozpoczyna śledztwo w sprawie podejrzeń o korupcję przy przetargach na inwestycje UWr, w tym na wykonawcę biblioteki. 2/ W sierpniu 2005 dochodzi do aresztowania 13 osób. 3/ W marcu 2006 roku prokuratura kieruje do sądu akt oskarżenia przeciwko 18 osobom, m.in. byłym prorektorowi, dyrektorowi administracyjnemu i doradcy ds. przetargów UWr oraz prezesowi, wiceprezesom i pracownikom generalnego wykonawcy. Oskarżenia dotyczą manipulacji przy procesie przetargowym i niedopełnienia obowiązków urzędniczych, co wg szacunków, prowadzi UWr do strat 225 tys. zł, oraz wręczania i przyjmowania korzyści majątkowych, które wobec tylko jednej z osób oblicza się na 700 tys. zł. Zważywszy, że koszt budowy biblioteki opiewa na 186 mln zł (z czego z budżetu państwa pochodzi 117 mln zł) rozmiar korupcji a, co za tym idzie, dochodzenie w sprawie marnotrawionych funduszy, może jeszcze zaskakiwać niejednokrotnie. 4/ W międzyczasie w sierpiniu 2005, Mitex, pod groźbą zerwania umowy, żąda kompletnej dokumentacji. 5/ W maju 2006 umowa zostaje faktycznie zerwana, lecz przez UWr. Powodem jest spór w sprawie rozliczeń finansowych. Do i tak licznych kłopotów, które nękają budowę Biblioteki Uniwersyteckiej dochodzi jeszcze konflikt pomiędzy inwestorem a projektantem. 6/ Jesienią 2004 rozpoczyna się spór pomiędzy projektantem a władzami UWr, którego rozstrzygnięcia obie strony oczekują od sądu. 7/ Projektant zarzuca inwestorowi bezprawne zmiany w projekcie, inwestor odpowiada zarzutem o niekompletności i błędach w dokumentacji. W czerwcu 2005 roku dochodzi do porozumienia zwaśnionych stron. Architekt zobowiązuje się dokonać niezbędnych zmian w projekcie, dotyczących bezpieczeństwa ppoż. i zmiany funkcji niektórych pomieszczeń oraz zaakceptować samowolne zmiany poczynione przez inwestora. Inwestor ponownie zleca pełnienie nadzoru autorskiego głównemu projektantowi. Władze uczelni informują, że jesienią zostanie rozstrzygnięty przetarg na nowego wykonawcę a w roku akademickim 2008/2009 biblioteka zostanie udostępniona najbardziej zainteresowanym - studentom. Nowa Biblioteka Uniwersytecka wyróżnia się w towarzystwie sąsiadujących z nią i znaczących w tej przestrzeni budynków, które wykonane są zarówno w odmiennej stylistyce, jak i materiale. Z samego założenia, formą i materiałem, budynek biblioteki nie nawiązuje do żadnego z nich, jest odrębną, wewnętrznie spójną całością. Zupełnie inny niż otaczające go gmachy, w najmniejszym stopniu nie ulega pokusie stylizacji historycznej lecz mimo to doskonale wpasowuje się w kwartał jako kolejny monumentalny, choć skromny w wyrazie najmłodszy komponent tego uroczego zakątku. Ogólne dane liczbowe dotyczące BU Powierzchnia działki 2,2 ha Powierzchnia zabudowy 7.686 m2 Powierzchnia budynku 37.652 m2 W tym: - powierzchnia biblioteki 22.077 m2 - powierzchnia usługowa (np.: księgarnia, mała gastronomia) 992 m2 - powierzchnie pomocnicze (techniczne, administracyjne) 14.583 m2 Powierzchnie projektowanego kamienia: - fasady zewnętrzne 11.997 m2 - ściany wewnętrzne, sufity i posadzki 12.855 m2 Liczba czytelników mogących korzystać jednocześnie 1.000 osób Zbiory 4,5 mln woluminów, z czego: - druki nowe – 4 mln woluminów - zbiory specjalne – 0,5 mln woluminów Idea zwartej bryły miała, zgodnie z założeniem projektowym, nawiązywać do skały. Niczym Biblioteka Aleksandryjska, będzie skarbnicą wiedzy, centrum, z którego emanuje nauka, lecz, w przeciwieństwie do tej starożytnej, ta będzie wieczna. Stąd też dobór technologii i materiałów. Podstawową konstrukcję zaprojektowano jako żelbetową. Z zewnątrz i wewnątrz ściany sufity i podłogi pokryte będą kamieniem. Do tego prosta, zwarta bryła i - wszystko razem - przywodzi na myśl średniowieczną twierdzę. A masywne filary międzyokienne, które od strony bulwaru wbijają się w basen, to jakby analogia do przypór wzmacniających ciężkie mury i ginących w wodach fosy. Architekt, aby otrzymać jednorodną materiałowo całość i, jednocześnie, nie stwarzać wrażenia rozpraszającej wzrok pstrokacizny, na dużych płaszczyznach, zaproponował wapień muszlowy. Jednak w wyniku zmian, wprowadzonych w trakcie prac budowlanych, które to, między innymi, doprowadziły do przerwania współpracy architekta z inwestorem, doszło do zastąpienia wapienia piaskowcem Brenna. Rezultat tej zamiany można już dziś ocenić. Szczęśliwie dla wizerunku budynku jako całości ten typ kamienia doskonale się sprawdza pod względem wizualnym w tym miejscu. Jego surowość podkreśla dodatkowo szlachetną prostotę formy. Powstała w ten sposób wspaniała idea kamienia tworzy niezwykłą kompozycję z rozbujanym wzdłuż elewacji rzędem starych drzew i snującą się obok rzeką, a rozmiłowanym w sztukach Dalekiego Wschodu przywodzi na myśl wielkie trio sztuki Feng Shui: ziemię, wodę i drzewo. Spokój jaki towarzyszy w tym miejscu obserwatorom (oczywiście gdy most Pokoju nie jest wypełniony agresywnym sznurem samochodów bezdusznie i hałaśliwie przesuwających się w przeciwległych kierunkach), to przede wszystkim zasługa rzeki. Jednak wspaniałe, rozpościerające się w obu kierunkach jej biegu, widoki, zawdzięczamy także wielu architektom i wielu wiekom pracy twórczej, ich oraz nieubłaganego czasu. Dołączył do nich teraz arch. Jacek Rzyski, twórca Biblioteki Uniwersyteckiej, który nie starał się naśladować historycznych form, który nie uległ klinkierowi, tak wszechobecnemu we Wrocławiu, który wreszcie naturalnie, w zgodzie w własną estetyką ale i z szacunkiem dla zastanego klimatu, stanął pewnie na zakręcie rzeki. Zaskakuje piaskowiec Brenna we Wrocławiu. Silne przyzwyczajenie, wynikające z zapatrzenia w zabudowę Starego Miasta i realia architektoniczne Dolnego Śląska, w naturalny sposób, jeśli już nakazują zastosowanie piaskowca, to żółtego, z dolnośląskich złóż. Ale sztandarowym tworzywem pozostają materiały ceramiczne: czerwone dachówki, klinkierowe ściany, ceramiczne, glazurowane detale. Przykład nowej Biblioteki Uniwersyteckiej, tak różnej od obecnie działającej przy ul. Szajnochy, pokazuje jednak, że Brenna obroniła się we Wrocławiu. Może to symboliczna zasługa szerokości geograficznej, piaskowiec Brenna występuje na 50°N, Wrocław leży na 51°N. Może to kolorystyczna zbieżność z piaskowcem żółtym, który, prawie w całym mieście, pokryty patyną czasu i zanieczyszczeń, jest szary. Może to talent twórców, może szczęśliwy przypadek przeniesienia popularnego w Warszawie kamienia na nowe tereny a może zwykła adekwatność i naturalność kamienia we właściwej dla niego strefie klimatycznej i formie. Strony procesu inwestycyjnego Inwestor: Uniwersytet Wrocławski Główny projektant: arch. Jacek Rzyski Główny konstruktor: dr inż. Piotr Pachowski Generalny wykonawca: Mitex S.A. Projektanci okładzin kamiennych: arch.arch. Sławomir Zawiślak, Mieczysław Wilk, Paweł Kosiek Wykonawca okładzin kamiennych: Elkam Sp. z o.o., Kamieniarz – Tadeusz Modliński Pod wieloma względami piaskowiec Brenna sprawdza się na tym obiekcie. Poza właściwościami estetyczno-techniczno-funkcjonalnymi kamienia, oczywiście ogromna zasługa w tym licznej grupy specjalistów, którzy przyczynili się do powstania efektu końcowego, który już dziś można oglądać przy bulwarze Fryderyka Joliot-Curie. Architekt i konstruktor zadbali o to, by stworzyć jak najlepsze warunki dla mocowania kamienia i zaprojektowali monolityczne ściany żelbetowe. Projektanci fasad kamiennych opracowali technologię montażu i zabezpieczenia płyt, by stworzyć kamieniowi doskonałe warunki do wieloletniej ekspozycji. Wykonawcy, przestrzegając technologii z całą pieczołowitością i z wykorzystaniem swojego doświadczenia, zmontowali całość. Dostawca pozyskał w kopalni najlepszy surowiec i przygotował z niego precyzyjnie obrobione produkty. Zwykły i tradycyjny od lat sposób i wciąż niezawodny, gdyż każdy z uczestników tego procesu to znawca kamienia i miłośnik zarazem. Projektowana technologia mocowania okładzin kamiennych Okładziny kamienne występują na wszystkich ścianach zewnętrznych. Okładzina projektowana jest z piaskowca Brenna, który jest mocowany do ścian monolitycznych żelbetowych za pomocą kotew wmurowywanych. Ściany zewnętrzne są ocieplane wełną mineralną grubości 12 cm, a pustka wentylacyjna pomiędzy wełną i kamieniem wynosi 3 cm. 1/ okładzina kamienna elewacji: - piaskowiec Brenna – niebieski, - płyty grubości 4 i 5 cm, - narożniki budynku masywne 20x20 cm, - fugi pionowe szerokości 4mm, poziome 8 mm, - odległości technologiczne od innych materiałowo elementów budynku 10 mm, - płyty impregnowane silikonowym środkiem hydrofobowym Sarsil, - do wysokości 3 m płyty zabezpieczone przez zabrudzeniem preparatem Graffinet. 2/ elementy mocujące płyty kamienne: - mocowanie w 4 punktach płyty kotwami typowymi ze stali nierdzewnej, - płyty kamienne nietypowe, jak np. narożniki masywne montowane za pomocą kotew niestandardowych, projektowanych indywidualnie, - kotwy mocowane w ścianach żelbetowych zaprawą montażową Ceresit CX 15 lub kołkami rozporowymi KROZ firmy LAUDA, - płyty parapetowe układane są na kotwach specjalnych montowanych do płyt podparapetowych. 3/ ocieplenie ściany: - ocieplenie dwuwarstwowe z wełny szklanej hydrofobizowanej URSA typu FDP2/V – 4 cm i KDP1 – 8 cm, firmy PFLEIDERER. - warstwa 8 cm mocowana do ściany żelbetowej za pomocą kołków (2kołki/1m2), - warstwa 4 cm, z welonem mocowana za pomocą kołków (5kołków/1m2), - kołki mocujące tworzywowo-metalowe firmy Koelner. Mimo wielu przeciwności – nie losowych lecz ludzkich - budowa nowej Biblioteki Uniwersyteckiej ma szansę doczekać szczęśliwego finału. Będzie dowodem na to, że człowiek potrafi kształtować otaczającą go przestrzeń elegancko i z wykorzystaniem ofiarowanych przez naturę materiałów. Kolejne pokolenia studentów będą w jej murach poszukiwać wiedzy zawartej w bogatym księgozbiorze i chłonąć atmosferę szczerej prostoty i nieprzemijających wartości. I nie ważne, kto będzie przekraczał most Pokoju i o jakiej porze roku, zastanie tu bowiem widoki obu brzegów, różne, lecz nasycone wyjątkowym pięknem i emanujące spokojem.

Polscy kamieniarze w Kastylii Leon

Polscy kamieniarze w Kastylii Leon Jacek Serafin Kastylia-Leon to jeden z 17 regionów autonomicznych w Hiszpanii, położony w północno-środkowej części Półwyspu Iberyjskiego, gdzie graniczy z dziewięcioma innymi autonomicznymi regionami i Portugalią. Powierzchnia regionu wynosi 94.224 kmkw. (18,7% powierzchni Hiszpanii), jest to więc jeden z największych regionów nie tylko w Hiszpanii ale i Unii Europejskiej. Składa się z dziewięciu prowincji: Avila, Burgos, León, Palencia, Salamanka, Segovia, Soria, Valladolid (stolica regionu) i Zamora. Niemal cały region otoczony jest masywami górskimi. Sektor przemysłowy w Kastylii-Leon jest silnie skoncentrowany w okolicach Valladolid, Palencji i Burgos, w ostatnich latach coraz bardziej otwiera się na rynek UE, o czym świadczyć może fakt kierowania tam aż 85% eksportu. Bilans handlu zagranicznego Kastylii-Leon jest dodatni, w przeciwieństwie do bilansu Hiszpanii ogółem, co jest dowodem na dobre przygotowanie regionalnych przedsiębiorców do międzynarodowej walki konkurencyjnej. Jednym z przejawów poszukiwania nowych rynków zbytu, ale też i współpracy na polu biznesowym, było zaproszenie kilku przedstawicieli polskiego rynku kamieniarskiego do odwiedzenia zakładów funkcjonujących w tym regionie. Sprawcą całego wydarzenia była firma Excal, która reprezentuje autonomiczny rząd Kastylii Leon. Powstała w roku 1989 w celu wspierania małych i średnich przedsiębiorstw z regionu w ich ekspansji na nowe rynki zagraniczne, przede wszystkim jednak organizacji misji gospodarczych, spotkań między firmami kastylijskimi i zagranicznymi, prezentacji i minitargów. Excal dysponuje bardzo dobrze rozwiniętą siecią biur rozrzuconych w wielu miejscach świata, m.in. w Warszawie, Budapeszcie, Dusseldorfie, Paryżu, Brukseli, Londynie, Meksyku, Miami, Nowym Jorku, Santiago de Chile, Brasilii, Valladolid, Madrycie. Polska misja gospodarcza stanęła na lotnisku Barajas w Madrycie w dniu 2 kwietnia 2006 r., skąd udała się na odpoczynek do nieodległego hotelu Sofitel. Wieczorne kamieniarzy rozmowy przy kolacji krążyły wokół sytuacji na rynku polskim, problemów codziennej pracy i oczekiwań związanych z przybyciem do krainy Cervantesa Saavedry. Kolejne dni przyniosły wiele okazji do skonfrontowania ich z współczesną rzeczywistością Hiszpanii, różną od polskiej, choć z perspektywy kamieniarskiej znowu nie tak egzotyczną. Dynamicznie rozwijające się polskie kamieniarstwo operuje dziś swobodnie pomiędzy czołowymi producentami sprzętu i maszyn, których technologie łatwo spotkać w hiszpańskich zakładach. Metoda strzałowa w wyrobisku granitu też przecież nikogo nie była w stanie zaskoczyć. Te i inne spostrzeżenia poczynione na terenie odwiedzanych zakładów i kopalni nie targały emocjami Polaków, ale podjęte rozmowy handlowe, kiedy budził się w nich duch biznesmena, już zdecydowanie tak. Rankiem 3 kwietnia br. wszyscy zapakowali się do niebieskiego cryslera i ruszyli na spotkanie do pierwszej z zaplanowanych do odwiedzenia firm. Samochód mknął autostradą mijając blokowiska w kierunku majaczących przed nim gór. Okoliczny krajobraz zdominował widok dźwigów pośród licznie wznoszonych na niemal każdym kroku budowli. Nic więc dziwnego, że wspomnienia z miast Hiszpanii pełne są nowoczesnych budynków o specyficznej architekturze południa Europy. Dynamiczny rozwój nie byłby możliwy, gdyby nie realizacja wielkiego zamierzenia związanego z budową nowoczesnych dróg i autostrad, po których można bardzo szybko i bez żadnych komplikacji dojechać do każdego niemal zakątka tego pięknego kraju. Warto wiedzieć, że Kastylia-Leon jest regionem o najbardziej rozbudowanej sieci dróg publicznych. Długość sieci dróg publicznych w regionie wynosi 32.935km, co stanowi 20% sieci w Hiszpanii ogółem. Hermanos Prados Quemada S.L. Na pierwszy rzut poszła firma Hermanos Prados Quemada S.L. z miejscowości Villacastin, położonej trzydzieści pięć kilometrów od Segovii i osiemdziesiąt od Madrytu. Produkcja wyrobów z kamienia opiera się w niej na granicie pochodzącym z własnych trzech kopalni oddalonych o kilka kilometrów od zakładu przerobu kamienia. Granit Hermanos Prados Quemada S.L. jest szary i występuje w odmianach: Granit Gris Villa i ..............., które uzyskuje się z różnych złóż. Bloki po wydobyciu z kopalni są transportowane do zakładu, gdzie m.in. dzieli się je na płyty różnej grubości i składuje w hali o powierzchni 5 tys. mkw. Produkcja obejmuje całą gamę wyrobów dla zastosowań budowlanych: formak, różnych gabarytów kostkę, wspomniane płyty, płytki posadzkowe, kolumny, ościeżnice drzwi i okien, kamień murowy, kule ozdobne, schody, postumentu, słupki, słupy itd. Przybyszom z Polski zarządzający firmą pan Alberto Prados Sastre pokazał zakład obróbki i jedną z kopalń, w której akurat odbywało się strzelanie. Krótko po przybyciu do kopalni ziemią wstrząsnął wybuch i potężny sześcian granitu centralnie upadł na podłoże, czyniąc przy tym niewiarygodny hałas. Wielkością kopalnia przypominała znane z okolic Strzegomia miejsca wydobycia szarego polskiego granitu. Od czasu założenia jej w 1950 roku, obecnie już trzecie pokolenie rodziny kamieniarskiej Prados prowadzi tę firmę zajmującą dziś 20 ha powierzchni. Jak podkreślał pan Alberto Prados Sastre rok 1970 stanowi bardzo ważną datę w historii Hermanos Prados Quemada S.L., ponieważ właśnie wówczas rozpoczęto pracę z użyciem maszyn, wcześniej wykonując wszystko ręcznie. Dziś wszystko wykonują tu maszyny, a tylko niektóre elementy ręce pracowników, których w firmie jest zatrudnionych w sumie dwudziestu jeden. Zasoby surowca właściciel określił na dwa – trzy pokolenia, przy czym mowa tu o zbadanej części złoża. Roczne wydobycie sięga trzech tysięcy metrów sześciennych, choć możliwości wydobycia są większe, firma nie chce wchodzić w sprzedaż bloków. Kamień pochodzący z Hermnos Prados Quemada S.L. spotkać można w różnych miejscach Madrytu na fasadach kilku obiektów, schodach, placach, chodnikach, np. muzeum Prado, czy w nowym budynku Banku Hiszpańskiego, Muzeum Astronomicznym, które właśnie oddano do użytku. Z perspektywy zastosowania granitu firmy w warunkach polskich, rekomendacją dla niego może być fakt, że od 20 lat funkcjonuje on na elewacji obserwatorium meteorologicznego w Sierra Nevada i ja dotąd nie zgłaszano żadnych zastrzeżeń. Wahania temperatury osiągają w tym miejscu od minus piętnaście stopni w zimie do trzydziestu w lecie. Hermanos Prados Quemada S.L. jest stowarzyszona w Pinacal - Asociación De Productores De Piedra Natural De Castilla Y León (Stowarzyszenie Producentów Kamienia Naturalnego Kastylii Leon). Piedranova Zamora Kolejną zaplanowaną na ten dzień firmą była Piedranova Zamora. Jej przedstawiciel już we wrześniu roku 2005 zawitał do Polski w ramach misji gospodarczej z Hiszpanii i jak widać wrażenia wywiezione z Polski były na tyle pozytywne, że uznał za konieczne spotkać się grupą polskich kamieniarzy, którzy przybyli tu, by zapoznać się bezpośrednio na miejscu z producentami hiszpańskimi i zorientować się w tym, jak zorganizowane są ich przedsiębiorstwa. W Polsce Hiszpanie cieszą się dobrą marką, tak więc tym bardziej ciekawe było poznanie ich organizacji i kultury pracy, stosowanych technologii i sposobów działań handlowo-marketingowych. Po drodze w rozmowie z opiekującymi się misją przedstawicielami gospodarzy dowiedzieć się można było, że w Hiszpanii na narty jeździ się do Sierra Nevada lub do Andory bądź gdzieś w centrum kraju. Dużą popularnością cieszy się część gór na granicy z Francją, o czym decydują niższe, a więc atrakcyjniejsze, ceny niż te, które dyktuje się w innych, uczęszczanych przez narciarzy miejscach na terenie kraju. W Hiszpanii rozwinęła się od pewnego czasu nowa forma turystyki, zbliżona nieco do naszej agroturystyki, polegająca na tym, że kupowane są i odrestaurowywane stare zamki i pałace, w których następnie wynajmowane są pokoje dla gości. Póki co nie ma to odpowiednika w naszym kraju. Rozmowy na takie i podobne tematy wypełniły czas dojazdu do Zamory, gdzie w dzielnicy przemysłowej swą siedzibę ma duża firma kamieniarska Piedranova. Już od momentu wjazdu na teren zakładu obróbki wrażenie robią ogromne hale i skład bloków oraz wyrobów gotowych. Podobnie jak w przypadku pierwszej z odwiedzonych firm tak i tu kamień pochodzi z trzech własnych wyrobisk, oddalonych od zakładu obróbczego w zależności od poszczególnej kopalni o 40, 50 i 55 km. Granitu pochodzącego z nich jest na tyle dużo, że zakład obróbki skupiony jest przede wszystkim na jego przerobie. Piedranova oferuje następujące rodzaje kamieni: - Granito Silvestre Duero (w opcjach: Abujardado, Corte de Disco, Flameado) - Granito Silvestre Sayago (w opcjach: Abujardado Claro, Abujardado Rubio, Corte de Disco, Flameado). Z założenia Piedranova nie wykonuje elementów cieńszych niż 5 cm, dlatego też w ofercie nie ma takich płyt. Znaleźć natomiast można płyty chodnikowe, krawężniki, kostkę brukową w wersjach: łupana, cięta (w dwóch wariantach cenowych: ponad 50 euro/mkw. – 20x10x6 cm - cięta, są w stanie zrobić również kostkę o grubości 5 cm, i tańsza wersja – 30 euro/mkw. – łupana). Podane ceny nie są do negocjacji – jak zapewnił właściciel firmy. Zainteresowanie kostką granitową wydaje się sensowne w obliczu coraz powszechniejszego stosowania kamienia w przestrzeni ogródków, np. przydomowych. W przeciwieństwie do wcześniej zwiedzanej firmy Piedranova handluje również blokami i nie ogranicza się do lokalnego rynku, lecz współpracuje z odbiorcami na terenie Francji, Niemiec, Portugalią, Anglii i Węgier. Z perspektywy handlowej problem w sprowadzaniu kostki na rynek polski leży w transporcie, a dokładniej w opłatach za przewóz. Padają pytania o możliwości rozwiązania tego problemu, w grę wchodzi także czas oczekiwania na dowóz towaru do miejsca przeznaczenia. Hiszpanie zapewniają, że od momentu zawarcia umowy zamówione wyroby trafią do miejsca przeznaczenia w przeciągu 2-3 tygodni. Gwarancją dotrzymania terminu jest duży przerób kamienia, a zatem nie ma mowy o czekaniu na wyprodukowanie określonego asortymentu. Według zapewnień hiszpańskich producentów, oferowany kamień nadaje się do warunków klimatycznych panujących w naszym kraju, problemów nie ma z jego powtarzalnością. Struktura organizacyjna zakładu nie zawiera oddziałów, Piedranova nie jest również częścią żadnej grupy połączonych zakładów, lecz działa samodzielnie. Technologia produkcji oparta jest o nowoczesny park maszynowy, w pełni zautomatyzowana. Praca odbywa się tu na trzy zmiany – w sumie zmianę stanowi zespół trzyosobowy, łącznie pracuje tu, bagatela, dwanaście osób. Sposobem dotarcia do klienta w przypadku firmy Piedranova jest bezpośrednie docieranie do klienta poprzez własny dojazd na terenie kraju z próbkami i materiałami poglądowymi. Do tego dochodzi pokazywanie swojej oferty na targach budowlanych w Niemczech, Francji. Prywatny klient ma tu szansę na podpisanie umowy, jeśli złoży duże zamówienie, bo jak mówią w Hiszpanie z Piedranovy „Od małych zamówień są inni”. Flagowym przykładem szerokiego zastosowania kamiennego materiału pochodzącego z tej firmy jest katedra w Barcelonie, której budowa trwa już około 80 lat i najprawdopodobniej potrwa jeszcze przez kilkadziesiąt następnych. To - jak zapewniają – jest odpowiedni klient dla nich. Koniec spotkania znaczy wymiana wizytówek, pozdrowienia i ekipa z Polski rusza dalej do Burgos. Areniscas De Los Pinares Ranek 4 kwietnia br. Z hotelu, gdzie odpoczywali członkowie polskiej misji gospodarczej, odebrali ich pracownicy firmy Areniscas De Los Pinares, której siedziba znajduje się pod Burgos. Jej specjalnością jest piaskowiec, lokalnie zastosowany w wielu obiektach, nierzadko prestiżowych, takich jak choćby hotel „ABBA”, rezydencja uniwersytecka czy biurowce i domy mieszkalne (20 tys. mkw. na jednym z osiedli Burgos). Kamień pochodzący ze złóż firmy doskonale prezentował się na fasadach budynków, dając przyjemne wrażenie estetyczne. Według informacji uzyskanych od przedstawiciela firmy, kamień ten montowany był na ścianach metodą na klej, co uzasadniano niższymi kosztami montażu. Przy użyciu piaskowca z Areniscas udało się osiągnąć harmonię między nowoczesnymi i historycznymi częściami budynków w centrum miasta. Okładziny wykonywane są z płyt piaskowca o grubości 3 cm. I w tym przypadku kamień pochodził z własnego wyrobiska, w którym ze względu na dobro materiału nie stosuje się metody strzałowej, wykorzystując technologię cięcia liną diamentową. Przybyłym pokazano piaskowiec uzyskiwany z nowego wyrobiska, w sumie firma ma ich 4, a zaprezentowane jest akurat najmniejsze, oddalone 15 km od zakładu obróbczego. Do dzielenia urobku na płyty służy tu 5 pił firmy Canigo oraz 2 funkcjonujące traki wahadłowe Simeca – trzeci jest w trakcie montażu. Do wycinania skomplikowanych kształtów używa się piły linowej. Płyty osiągają powierzchnię do 4 mkw. i widać, że jest to kamień zdrowy i mocny. Produkcja jest tu na wysokim poziomie, plac składowy zapełniony jest bowiem pokaźną liczbą popakowanych kamieni w foliach (na kraj) i w specjalnych drewnianych skrzyniach (na eksport). Odbiorcy piaskowca spod Burgos znajdują się w Meksyku, Niemczech, USA, Belgii, Francji (tutaj to dopiero początek), a w planach jest wejście na rynek angielski. Łącznie z kamieniołomami pracę znalazło w prezentowanej firmie 105 osób. W Walencji i Barcelonie funkcjonują oddziały firmy natomiast w Madrycie – magazyn. Kiedy spojrzeć na zakład Areniscas De Los Pinares z szacunkiem przyjmuje się wiadomość, że funkcjonuje on od roku 1999, kiedy to pracowało w nim 5 osób, a od 2 lat zaledwie eksportuje swoje wyroby. Prezentując walory piaskowca, pani Virginia Llorente, odpowiedzialna za kontakty międzynarodowe, przytacza następujące fakty: zawartość krzemu w oferowanym kamień wynosi 98 proc., zawartość węgla jest bardzo mała, dzięki czemu jest on bardzo miękki, ale jednocześnie wytrzymały na warunki klimatyczne, ponieważ sprawdza się przy wahaniach od – 20 °C do + 30 °C. Jest odporny na sól. Dobrze sprawdza się na elewacjach, nadaje się również do wnętrz, chociaż do tego jeszcze nie wszyscy są przekonani, no i na kominki. Pizarras J. Bernardos Ostatnim z odwiedzonych miejsc związanym z rynkiem kamieniarskim była firma wyspecjalizowana w produkcji wyrobów z łupka. Zakład przeróbki kamienia usadowiono w miejscu, skąd roztacza się piękny widok na okolice, a w odległej perspektywie majaczą góry Quadarrama, zwane również madryckimi (Sierra de Madrid). Właścicielem jest firma rodzinna, która dysponuje 3 złożami łupka, oddalonymi od miejsca obróbki o 5 km. Jakość oferowanego kamienia, możliwość stosowania go, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz obiektów, otworzyła dostęp do rynków Francji i Niemiec. W celu ułatwienia klientom uzyskania orientacji na temat prezentowania się produkowanych tu płytek z łupka, wyłożono nimi całe wejście do biura, umieszczając pośród własnych wyrobów również łupki sprowadzane z Chin i Brazylii. W ten sposób istnieje na miejscu możliwość skonfrontowania kamieni pochodzących z różnych stron świata. Tutejszy kamień zainstalowano również na dachu biura oraz ścianie - mieniący się różnymi kolorami tutejszy łupek stanowi ich nie lada ozdobę. Do niewątpliwych zalet tego kamienia należy twardość (lepsza niż łupków brazylijskich) i elastyczność. Łatwym sposobem sprawdzenia jakości poszczególnych płytek jest uderzenie w nią i wsłuchanie się w dźwięk, jaki wydobywa się po tym. Jeśli jest on dźwięczny i metaliczny – jakość jest bez zarzutu. A tak właśnie jest w przypadku hiszpańskiego łupka. Ze złoża wydobywa się go poprzez nacinanie linką i wyciąganie koparką dużych elementów, zwanych blokami, po czym następuje dalsze dzielenie na mniejsze części a następnie formatuje się je już na docelowe wyroby, po uprzednim namoczeniu. Kamieniom nadawane są gabaryty ustandaryzowane ale w przypadku indywidualnego zamówienia firma wykonuje również elementy o wymiarach niestandardowych. Część materiału nadaje się od razu do wykorzystania bez konieczności poddawania go obróbce. Jeśli chodzi o wykorzystanie hiszpańskiego łupka na dachy, najwięcej eksportują go Francuzi, mimo że jest on droższy od chińskiego. Decyduje o tym jego lepsza jakość, która m.in. polega na tym, że kamienie te nie wchodzą w reakcję z czynnikami atmosferycznymi. Swoje łupki Hiszpanie poddają także metodzie obróbki podobnej nieco do tej, którą stosuje się w przypadku marmurów, tzn. tnie się je i szlifuje. Inne formy to szczotkowanie w wariantach: jednorazowo i wielorazowo. W celu uzyskania efektu mokrego kamienia łupki są poddawane zabiegowi impregnacji. Paletę zastosowań hiszpańskiego łupka poszerza także możliwość użycia go na płyty chodnikowe. W przypadku wykorzystania go na elewacji budynku jako okładziny kamiennej sprawdzają się dwie metody: wiercenie (w tym przypadku polscy kamieniarze byli sceptyczni) i wieszanie na obejmę (klamrę) – według właściciela firmy ta druga metoda szczególnie chętnie jest wykorzystywana przez tych, którym wątpliwości związane z obawami, iż kamień będzie się rozwarstwiał, nie pozwalają spokojnie spać. W rozmowie z polskimi biznesmenami padają odpowiedzi na pytania o ceny, z których wynika, że firma nie ma stałego cennika i stąd ceny są regulowane za każdym razem. Do miejsc, które w sposób szczególny reklamują tutejszy materiał kamienny należy Palacio del Pardo w Madrycie, miejsce, w którym mieszkał kiedyś Franco. Podpisy pod zdjęcia Burgos - na wpół legendarny, na wpół historyczny bohater Rodrigo Díaz de Vivar, bądź też El Cid Campeador, czyli Cyd Bojownik, który na skutek intryg zazdrosnych dworzan popadł w niełaskę i król skazał go na wygnanie. Piękny konny pomnik Bojownika w rozwianej szacie na Plaza del Cid. Puente de San Pablo - most ozdobiony kamiennymi figurami bohaterów eposu. Katedra ufundowana w roku 1221. Późniejsze zaś przeróbki nadały jej dzisiejszy wygląd; w jej architekturze zastosowano elementy stylu zwanego gotykiem płomienistym. Jej wieże zwieńczone są prześlicznymi iglicami, wewnątrz zaś mieszczą się przebogate kaplice, barokowa zakrystia, muzeum katedralne, skarbiec oraz Escalera Dorada, czyli Złote Schody. Po Toledo i Sevilli, jest trzecia co do wielkości w Hiszpanii.

W kuchni

Bez wątpienia rynek kamiennych blatów w Polsce nabiera dynamiki, co związane jest ze stałym spadkiem cen za kamień oraz idącym nim w parze spadkiem cen za obróbkę i montaż. Tendencja, którą w skrócie można by nazwać taniej i lepiej jakościowo, zmusza firmy oferujące tego typu asortyment i usługę do zwiększania przerobu, by móc zmniejszyć cenę, przy jednocześnie presji ze strony bardzo wysokich wymagań jakościowych – z reguły dużo wyższych niż oczekiwania zachodniego klienta. Ponieważ okazuje się, że zakłady kamieniarskie wciąż znajdują rezerwy i potrafią się dostosować do wymogów stawianych przez rynek – popyt rośnie. Również za sprawą wrastającej liczby czasopism sięgających po temat kamienia we wnętrzach, w tym i kuchni. Kamienne blaty w ocenie przeciętnego klienta reprezentują wysoki standard, dlatego też wybrany materiał musi odznaczać się wysokimi walorami estetycznymi a także najwyższą jakością. Sytuacja ta wywarła nacisk na m.in. Włochów, którzy dziś z reguły kierują do Polski materiał wyższego sortu. Sytuacja ta jest konsekwencją nie tyle snobizmu ile nieznajomości kamienia przez Polaków. W konsekwencji nie sprzedaje się w Polsce gatunek commercial. W rejonie Warszawy blaty z kamienia wykonuje się nie tylko dla klientów polskich ale też Wietnamczyków, Chińczyków, Anglików, Finów, którzy coraz chętniej sprowadzają się do stolicy Polski. A propos klientów z rynku warszawskiego i okolic - ciekawe spostrzeżenie poczynili kamieniarze specjalizujący się w opisywanej usłudze. Klienci, u których w kuchniach instalowane są piękne kamienne blaty chętnie zamawiają kamień do swych przestronnych domów, gdzie znajduje on znakomitą przestrzeń wspaniale brylując pośród rozmaitych stylowych sprzętów i wystrojów, jednak ludzie ci nie mają w ogóle czasu mieszkać w swych pięknie urządzonych, zazwyczaj za niebagatelne pieniądze, domach czy mieszkaniach. Poszczególne roboty odbierają za nich opiekujący się zleceniami budowlanymi wynajęci architekci. Taka specyfika lokalna... Średnio przeciętna firma kamieniarska wykonuje około 30 montaży blatów na miesiąc na terenie Warszawy i okolic, i są to najczęściej małe realizacje. Znakiem czasu jest fakt, ze obok funkcjonalności klienci wymagają wysokiej estetyki. Jest to konsekwencją faktu, że obecnie nowe mieszkania czy domy projektuje się z otwartymi lub półotwartymi kuchniami na pokoje dzienne i salony. Narzuciło to bardzo wysokie wymagania dotyczące wyglądu kuchni, jak i materiałów użytych do jej wykonania, estetyki detali i strony wizualnej. Obok samego kamienia, jego faktury, kolory, o ostatecznym efekcie decyduje detal wykończenia. Spośród najczęściej spotykanych są obróbka prosta, mała faza, czoło proste – stanowią one 50 procent zamówień. Bardziej wyrafinowane to: półwałki, ćwierćwałki, poszerzone czoło (od 4 do nawet 11 cm – stosowane szczególnie w łazienkach), szarpane, a także osadzenie w szparę łączenia kamieni - przy poszerzeniu, tzn. dodanie od czoła listwy kamiennej - miedzi lub stali nierdzewnej. Na cenę blatu składają się różne elementy. Jej wysokość kształtują sam kamień, jego obróbka, wykonanie otworów, ociekacze, a także dodatkowe elementy, jak wspomniane wyżej poszerzenie, które ma związek z kształtowaniem estetyki wnętrza ale wiąże się także z problemem ciężaru kamienia. Włosi zaczynają już ciąć kamień na płyty 1,5 cm, żeby obniżyć ciężar blatu. Stolica upodobała sobie trawertyn, zielone granity i kamienie o pastelowych kolorach. Klienci dojrzeli już dziś także do tego, by zrezygnować z niezbyt wysokich lotów estetyki, jaką daje poler (jak przed laty z meblami na wysoki połysk...) i zamawiają coraz częściej matowy blat, uzyskiwany w drodze szlifowania. Wzięcie mają antykowane wykończenia blatów, płomieniowane, a nawet o rwanych brzegach. Pokrzepiające jest także i to, że wcale nie tak rzadkie są dziś pytania klientów o konserwację kamienia użytego na blaty. Zasadą jest przed zawiezieniem do klienta wykonanie pierwszej konserwacji i poinstruowanie zamawiającego, jak dalej ma on czynić to już we własnym zakresie. Najlepiej oczywiście na początku czynić to jak najczęściej, żeby kamień dokładnie nasączyć preparatami, co zaprocentuje w przyszłości.

Perfumerie: Harmonia wystroju i aromatów

W zakładzie firmy Wrimar w Obornikach pod Poznaniem właśnie przygotowywane są do montażu w kolejnej perfumerii szafy ekspozycyjne, ich boki będą wykonane z kamienia, a półki podświetlane zręcznie zamaskowanym oświetleniem. Posadzka perfumerii będzie - a jakże - również z kamienia. Generalnie, jak informują w tej znanej nie tylko w Wielkopolsce firmie, perfumerie, które na stałe weszły do portfela zleceń firmy, wyposażane są w dużą ilość kamienia. Arkadia, Blue City, Kupiec Poznański, Katowice Monopol Pasaż - to tylko kilka nazw, które automatycznie padają, gdy zapytać o miejsca, gdzie działają perfumerie wykonywane przez Wrimar. W ostatnim z wymienionych miejsc, perfumeria połączona jest z gabinetem kosmetycznym. Ściany 1,5 m na 2,5 m wyłożono tu płytami z trawertynu o imponujących gabarytach. Meble dopasowano do wnętrza, całość nawiązuje do pobliskiego hotelu Monopol (Katowice), w którym w bardzo wysmakowany sposób zastosowano kamień. Wszystko to łączy się w pasażu w jednolitą estetycznie całość. Idea tworzenia wnętrz perfumerii z zastosowaniem kamieni wzięła się z prostego faktu, że w 1994 roku poznańska firma szukając dla siebie możliwości zainwestowania pieniędzy otworzyła własną perfumerię. Do wystroju wnętrza zastosowała marmur, by nadać jej ekskluzywnego charakteru. Perfumeria działa do dziś w Poznaniu, przy ul. Kraszewskiego, i wchodzi w skład sieci Marionnaud dawniej Ina Center. Od 1998 IC budowała swoją sieć sklepów w oparciu o sklepy partnerskie i tak wspólnie z Wrimarem doszło do współpracy. Poznańska firma wykonała całą część budowlaną a IC zadbała o image i towar. Po roku działania interes jednak nie spełniał oczekiwań szefostwa Wrimaru, były problemy z obowiązującą w takim biznesie inną logika działania niż w firmie budowlano-kamieniarskiej i odstąpiono IC swoje udziały. Zostały przyjacielskie stosunki, które legły u podstaw dalszej bardzo owocnej współpracy w momencie, kiedy Ina zaczęła rozbudowywać sieć perfumerii. Koncepcja architektury wnętrz sklepów perfumeryjnych poznańskiej firmy spodobała się i zlecono jej wykonawstwo. Zaczęło się od Krakowa, gdzie przy ul. Szpitalnej powstały gabinety kosmetyczne z dużą ilością kamieni zastosowanych w wystroju ich wnętrz. Potem był Wrocław i następne zlecenia, i dziś na koncie Wrimar ma już ponad trzydzieści perfumerii nie tylko w kraju ale i poza jego granicami – w Czechach. Usługa jest kompleksowa, łącznie z reklamą i meblami. „Rozpoczęliśmy wykonawstwo sklepów perfumeryjnych z firmą Ina Center, która z czasem weszła do dużej sieci Marionnaud, właściciela 1650 sklepów w Europie (sieć placówki na całym świecie). Z tego, co wiadomo aktualnie Marionnaud stało się częścią sieci potentata w światowej branży kosmetycznej. Dla wyobrażenia wielkości podam, że w samej Francji ma on 550 sklepów, jest obecny we Włoszech, Austrii, Hiszpanii, Polsce, Czechach. W każdym z tych krajów rządzi regionalny szef i od niego zależy, jak te sklepy będą wyglądały. Nie ma w tej sieci jednolitego designu. Polskiemu szefowi podoba się to, co my robimy. Pracuje z nami architekt, Marek Górzyński. Rozmawiamy, jest robiony plan surowy i na jego podstawie oni rozpracowują program tej perfumerii. My ubieramy to w nasze pomysły, zapinamy projekt i następuje realizacja. Witryn nie wykonujemy, z reguły zlecamy ich wykonawstwo stale z nami współpracującej łódzkiej firmie”, mówi szef Wrimaru, Włodzimierz Ratajczak. Powstawanie kolejnych perfumerii sterowane jest przez warszawski dwuosobowy zarząd, który ustala określony program dla danej perfumerii, po czym następuje rozdzielenie kompetencji wykonawczych - Wrimar realizuje końcowy wystrój. Firma z Poznania w sumie zrealizowała już ponad trzydzieści takich sklepów, przy czym pierwszych piętnaście realizacji nie obejmowało mebli. Rozwój współpracy poszedł w kierunku, rozszerzenia obecności kamieni we wnętrzach tych ekskluzywnych sklepów perfumeryjnych. Początkowo kamieniarka sprowadzała się jedynie do posadzek, pozostałe elementy wykonywały inne firmy. Kiedy jednak efekt takiej polityki okazał się niewystarczający, zaufano Wrimarowi i od trzech lat niemal wyłącznie wykonuje ona całość prac związanych z kamieniem. Dostosowanie wystroju wnętrza z użyciem kamienia w perfumeriach odbywa się na zasadzie kontekstowej, czyli związane jest nie z jednym z góry zadanym stylem, lecz polega na zharmonizowaniu go z otoczeniem i uwzględnieniem odczuć, jakie wywołuje określone miejsce. W pierwszych realizacjach podstawą kamieniarki był kaszmir, po czym nastąpił czas szafiru, a od pewnego momentu obowiązującym kolorem kamienia jest beż. Jest pewien problem, który wiąże się z rodzajem kamienia – poprzednie realizacje były wykonywane przy użyciu granitów. Beże to wapień, który sprawia kłopot, niezbędna jest więc solidna impregnacja. Meble w perfumeriach to odrębny temat, Wrimar przygotował swoją propozycję wykonując je przy zastosowaniu trawertynu, w części też w rainbow, który wziął się stąd, że w jednej z perfumerii potrzebne było urozmaicenie trawertynowych szaf o materiał o wyglądzie przypominającym drewno, a takie wrażenie sprawia właśnie rainbow. Wszystkie perfumerie łączy wspólne logo i karta Marionnaud, z której wynikają dla klienta pewne przywileje – wyposażony w nią korzysta z nich na tych samych zasadach w Polsce, we Włoszech, w Hiszpanii itd., czyli Włoszka przyjeżdżając do Polski, klientka Marionnaud, ma takie przywileje jak ma we Włoszech – płaci przy kasie, wyciąga Marionnaud kartę i tak samo Polka jadąca do Włoch, Hiszpanii czy Francji. Czyli sieć jest zidentyfikowana. Od strony wystroju - od ostatnich piętnastu perfumerii – wszystkie mają posadzki kamienne, meble z kamieniem, dzięki czemu łatwo stały klient zidentyfikuje powtarzalny klimat Marionnaud. Z przyjemnością możemy do tych sklepów Państwa zaprosić.

Zalecane rozwiązania konstrukcyjne oraz usterki w budowaniu tarasów

Taras Hotelu Starego w Krakowie (fot. arc)
Tarasy budowane są z myślą o przebywaniu na nich ludzi lub ruchu pojazdów. Poza tym zabezpieczają pomieszczenia mieszkalne znajdujące się pod nimi przed opadami atmosferycznymi oraz zmianami temperatury. Różnią się od stropodachów pełnych głównie warstwą zewnętrzną, tzw. nawierzchnią (posadzką). Stosuje się na nich nawierzchnie odporne na wpływy mechaniczne i atmosferyczne. Tarasy znajdujące się nad pomieszczeniami ogrzewanymi są jednym z najtrudniejszych elementów budynku, zarówno do wykonania jak i zaprojektowania. Bywają narażone na duże wahania temperatur, dochodzące nawet do kilkudziesięciu stopni, zwłaszcza przy usytuowaniu po stronie południowej.

Czytaj więcej

O roku 2005 polemicznie

Kolejny rok za nami, czas więc na pierwszą próbę, choćby nawet pobieżną, zbilansowania wydarzeń w branży kamieniarskiej, jakie miały miejsce w minionym czasie. Jednym z miejsc, gdzie co roku dochodzi do intensywnej wymiany informacji na temat mijającego sezonu, są listopadowe targi we Wrocławiu. Tam też można usłyszeć opinie dotyczące wstępnych przymiarek do roku następnego. Kolejnym znakomitym miejscem, w którym kumuluje się informacja na temat zachodzących zjawisk, jest szczecińska firma spedycyjna Magemar, obsługująca setki krajowych klientów, którzy napływają tu ze wszystkich regionów Polski. Przyjeżdżają, by wybrać bloki, spotkać się z dostawcami i porozmawiać. Zwyczajowo do wymiany poglądów, uwag i spostrzeżeń na temat bieżących spraw w krajowym, i nie tylko, kamieniarstwie dochodzi na koniec biegania po placach i wybraniu bloków. Ludzie siadają w pokoiku, piją kawę i stają się niewyczerpanym źródłem informacji - co ważne - wiarygodnym. Przewartościowania z rynkiem budowlanym w tle W powszechniej opinii kamieniarzy rok 2004 był ostatnim tak dużej popularności południowo-afrykańskiej czarnej Impali. Następny, 2005 r., miał być pierwszym, w którym jej popularność miała spadać na rzecz innych kolorów. Miał być też rokiem spodziewanego załamania przerobu bloków granitowych spowodowanego napływem gotowych nagrobków i płyt z Chin i Indii. Jak się te przewidywania mają do informacji Magemar Polska, pokazują wyniki zarejestrowanych podmiotów dostarczających, handlujących i kupujących kamień w postaci bloków, obsługiwane przez wymienioną wyżej firmę spedycyjną ze Szczecina. Dane źródłowe pochodzą z portu w Szczecinie, który obsługuje ponad 90% wszystkich bloków przychodzących do kraju drogą morską. I tak w roku 2005 w porównaniu z rokiem poprzednim nastąpił wzrost sprzedaży bloków granitowych o 12%. Biorąc pod uwagę wzmożony w 2005 roku import gotowych płyt z Chin, Indii czy Brazylii, wciąż rosnącą ilości kamienia płynącego do nas z terytorium byłych republik radzieckich – głównie Ukrainy. Należy podkreślić, że wynik ten jest wprost rewelacyjny. Co składa się na ten wzrost? Około 8% to właśnie popularna Impala, której sprzedaż, według wcześniejszych rokowań, miała się załamać. Wzrost ten ma trzy przyczyny: po pierwsze – działa tu siła przyzwyczajenia. Kiedyś był to naprawdę bardzo tani kamień i duża część klientów zwyczajnie się przyzwyczaiła; drugim powodem jest cena, która mimo dużego wzrostu, nie zmieniła faktu, że wciąż jest to jeden z najtańszych kamieni na naszym rynku, bodaj jeden z najtańszych z tzw. zamorskich. Trzecim powodem jest to, że jest on sklasyfikowany jako tzw. miękki materiał, a więc stosunkowo łatwy w obróbce, co pozwala go obrabiać na starych maszynach, czy wyeksploatowanych piłach. Niestety jest też pewne niekorzystne zjawisko z tym związane, ponieważ z jednej strony występuje duża podaż tego materiału na naszym rynku spowodowana praktycznie bezpośrednią obecnością poszczególnych kopalń a poza tym mogą go przerabiać praktycznie wszystkie zakłady kamieniarskie, co powoduje, że marże osiągane zarówno w handlu blokami jak i finalnym wyrobami, np. nagrobkami, są tak niskie, że większość naszych klientów powtarza: na Impali się już nie zarabia, trzeba ją mieć, by przyciągnąć klienta, który kupi oprócz niej inne kamienie, o innych kolorach. Ta opinie dotyczy zarówno sprzedających surowy materiał, jak i producentów finalnych wyrobów. Dalszy wzrost sprzedaży tj. 4% dotyczy sprzedaży bloków kolorowych, czyli pochodzących nie tylko ze Skandynawii, np. Finlandii, ale i z krajów zamorskich, jak Indie, Brazylia czy pozostałe kamienie afrykańskie. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że ilość dostępnych kolorów na naszym rynku stale rośnie i rok 2005 nie był wyjątkiem. Większość sprzedających granit w blokach rozszerzyła gamę oferowanych kolorów. To rokuje, że 2006 rok będzie okresem dalszego wzrostu sprzedaży właśnie kamieni kolorowych. Jest jeszcze inny argument przemawiający za wzrostem popularności kamieni kolorowych – w roku 2005 w stosunku do 2004 nastąpił równo 20% wzrost podaży bloków, czyli prościej to ujmując - ilość towaru dostępnego na placach w porcie w Szczecinie zwiększyła się o 20% i to głównie dzięki kolorom, a konkretnie zwiększonej ich ilości. Świadczy to o tym, że Polacy powoli zaczynają dostrzegać rozległość oferty związanej z kamieniem naturalnym. Dodatkowym atutem polskiego rynku jest dokonania przez wiele zakładów kamieniarskich w 2005 roku dużych inwestycji w maszyny. W roku 2004 słychać było tu i ówdzie o nowych maszynach do cięcia, większe wrażenie wywoływały wiadomości o stawianych nowych trakach. Wskazywało to na rosnące zainteresowanie cienkimi płytami budowlanymi, a co za tym idzie, rozwój rynku budowlanego. Warto przypomnieć powtarzaną w kraju wielokrotnie prawdę, że na zachodzie Europy produkcja nagrobkowa stanowi około 20% całej tamtejszego rynku kamienia naturalnego, sektor budowlany wykorzystuje 80% produkcji kamieniarskiej. W Polsce jest dokładnie odwrotnie: aż 80% to usługi związane z rynkiem nagrobkowym, a tylko 20% pochłania rynek budowlany. Sytuacja ta w roku 2005 nie uległa zasadniczym zmianom, ponieważ był to rok zmniejszonych inwestycji. Owszem, sporo pojawiło się nowych linii polerskich i mniejszych maszyn, co jest naturalne po inwestycjach w maszyny tnące. Ubiegły rok zanotował także inwestycje proekologiczne, do czego należy zaliczyć głównie nowo powstałe oczyszczalnie. Inwestowano ostrożnie, a to z racji obaw co do przyszłości rynku przerobu kamienia w Polsce. Obaw uzasadnionych, związanych bowiem ze zmniejszeniem po raz kolejny marż w branży. Odcienie barw roku 2005 Wśród kamieniarzy coraz większe kręgi zaczęła zataczać postawa niebezpieczna i wyniszczająca, traktowana jako forma strategii rynkowej, polegająca na dążeniu do proponowania najniższych cen rejonie działania firmy. Skutek takich praktyk, to podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Generalną zasadą każdej produkcji powinno być to, że po sprzedaniu swoich produktów powinny zostać środki na zapłacenie za materiały do produkcji, opłacenie wszystkich kosztów produkcji, pokryciowe kosztów amortyzacji sprzętu (o tej kategorii kosztów większość niestety zapomina) i na koniec - środki finansowe, które powinny być zasłużonym zyskiem. W zakładzie kamieniarskim te zasady są codzienną oczywistością. W wielu niestety nie są i firmy z racji mniejszych marż w ubiegłym roku zaczęły zjadać swój własny ogon. Gdy w 1982 roku mój ojciec kupował płytę ze słynnego za komuny strzegomskiego granitu musiał dać 50% zadatek. Na ową płytę trzeba było czekać ponad 7 miesięcy, a po zmontowaniu nagrobka finalna cena była wysokości 200% uzgodnionej. Co ciekawe, wtedy nieważne było, że płyta miała dwie białe i trzy czarne plamy zwane swojsko „mychami”, a po zimie i lecie rudziała. Charakterystyczne dla czasów obecnych jest stałe podnoszenie cen bloków, transportu itd. przy jednoczesnym utrzymywaniu bądź obniżaniu cen nagrobków i innych wyrobów gotowych, co ma miejsce od kilku lat. Spadają co prawda ceny segmentów, ale rosną opłaty za prąd i koszt robocizny. Jest to po trosze konsekwencją tego, że kamień obrabia się nowszymi i wydajniejszymi maszynami, choć przecież trzeba było za te maszyny zapłacić, a więc należy je spłacić – inaczej mówiąc muszą się zwracać. Kamieniarze działający na krajowym rynku, przynajmniej w części z sentymentem wspominają czasy minione, kiedy przebicie na jednostkowym wyrobie czy usłudze było ogromne, więc zarobek był rzeczywiście imponujący. Ale trudno zaprzeczyć, że dzisiejsze największe nazwiska branży kamienia naturalnego – nie mówię tu o najbardziej znanych, ale o tych, co mają największe zakłady – nie powstały teraz, ponieważ 95% z nich wybudowała swoje zakłady i małe fortuny właśnie za komuny lub w latach 90. W wieku XXI praktycznie na palcach jednej ręki można wymienić tych, co zaczęli po roku 2000 i im się udało przeżyć. Niestety trzeba sobie to otwarcie powiedzieć - bariera wejścia w tzw. produkcję kamieniarską – mam tu na myśli cięcie bloków na płyty – jest wręcz gigantyczna. Zaczynanie od tzw. jednej piły jest z miejsca skazane na porażkę. To już nie te czasy, że stawiało się jedną piłę żywicielkę, na której opierał się cały zakład. Dzisiaj ktoś kto ma jedną piłę albo tnie okazyjnie, albo jego zakład stoi na krawędzi opłacalności. Wracając do głośnych firm można powiedzieć, że modernizują park maszynowy, produkują może i więcej – ale po sprzedaży i całorocznej działalności zysku pozostaje jak na lekarstwo. Wszystko wskazuje na fakt, że lata nieogarnionej prosperity przeminęły bezpowrotnie. Czasy przyszły takie, że tylko ci, którzy potrafią wykorzystać w pełni efekt dużej skali produkcji, tylko ci będą mieli w przyszłości godziwe zyski. Pozostający na etapie jednej piły z dużą doza prawdopodobieństwa można stwierdzić, że należą do formacji schodzącej z rynku. Miniony rok stanowił również okres zdecydowanego przesycenia rynku. Dużo materiału zostało na placach i w porcie na zimę, a także płyt na składach hurtowni, sporo zostało finalnych produktów, jak np. nagrobki, w zakładach. Z pewnością taki stan rzeczy nie sprzyja myśleniu o nowych inwestycjach. Dlatego więcej było pośród firm ostrożności w inwestowaniu w maszyny, w braniu kredytów na nowe hale i rozbudowę zakładów. Dało się zaobserwować natomiast większą koncentrację na próbie dotarcia do klienta finalnego, czemu służyć miało zakładanie nowych punktów sprzedaży, by rozszerzyć własną sieć handlową, a więc i możliwość spotkania z klientem. Co znamienne, im dalej od danego zakładu znajdował się punkt handlu, np. płytami, tym marże były niższe, na co złożyły się dwa elementy – koszt transportu i konieczność walki z lokalną konkurencją. Firma, która woziła swoje towary daleko, koszty transporty i utrzymania punktu handlowego niwelowały zysk i zdolność do konkurowania z lokalnymi producentami płyt. Skutkiem tego było wycofywanie się części próbujących ekspansji na odległych regionalnych rynkach. Wraz ze wzrostem nasycenia rynku, spadku lokalnych cen, opłacalność daleko położonych punktów z sposób drastyczny zmalała. Znajdowali się jednak desperaci, żeby nie nazwać tego inaczej, którzy przecząc elementarnym prawom ekonomii, by tylko przy tym pozostać, ostentacyjnie stawiali swoje punkty sprzedaży pod oknami funkcjonującego na danym terenie zakładu kamieniarskiego i oferowali płyty czy nagrobki za ceny niższe od tych, które dyktował rzeczony zakład. Taka forma walki o rynek ma oczywiście krótkie nogi i działa jedynie krótkoterminowo, przynosząc trwałe szkody tak handlarzowi z zewnątrz jak i zakładom na miejscu. Oczywiste jest, że prędzej czy później siejący zgrozę w lokalnym biznesie kamieniarskim desant potentata z innego regionu musi w końcu zacząć zarabiać, a to wiąże się z koniecznością podniesienia cen. Skutek tego nie budzi wątpliwości - klienci (tzw. skoczki) wracają do swoich dotychczasowych dostawców kierując tam swoje pieniądze, w efekcie pozbawiając ich nowego punktu. Finał jest taki, że w tzw. międzyczasie część pieniędzy znika, bo klient dowiedział się, że wyroby, które nabył, kosztowały mniej, a więc z tą świadomością prowadzi rozmowę z zakładem funkcjonującym na miejscu. Właściciel punktu sprzedaży rejestruje straty i z czasem zamyka działalność, a miejscowi zmuszeni są jeszcze przez jakiś czas trzymać niską marżę, by po zniknięciu „nowej konkurencji” ceny przywrócić do obowiązujących przed opisanymi perturbacjami. Takich wydarzeń w roku minionym było niemało. Do symptomatycznych zjawisk A.D. 2005 należały upadki kilku z tzw. wielkich nazwisk, co odnotować należy z żalem. Kamieniarze, cieszący się dobrą reputacją, którzy długie lata pracowali na nią w branży, uczciwi i wywiązujący się regularnie ze swoich zobowiązań finansowych, znaleźli się w dwuznacznym świetle. I choć takie zjawisko ma miejsce w różnej skali właściwie co roku, to opisywany okres był wyjątkowy pod tym względem. Co ciekawe, nierzadko dotyczyło ono osób, które wcześniej skarżyły się na swoich własnych klientów i konkurentów. Na tych pierwszych, że nie płacą, kombinują, utrudniają kontakt nie odbierając telefonów itp. Konkurencja z kolei w ich ówczesnej opinii stale ich podkwotowywała i zaniżała ceny na rynku dodatkowo dając towar „na krechę”, czyli na długi termin płatności. Obserwacje i doniesienia z ubiegłego roku dowiodły, że oni też zaczęli podkwotowywać swoją konkurencję i niszczyć własne wcześniejsze „dobre” ceny. Do tego dorzucić trzeba jeszcze stwierdzenie, że gangrena branży, czyli moda na niepłacenie w terminie, dopadła ich samych. Sezon 2005 zakończyli więc z najniższymi z możliwych cenami, towarem na placu, którego i tak nie udało się sprzedać w satysfakcjonującej ilości i nie zapłaconymi im należnościami przez klientów. A ponieważ rynek to system naczyń połączonych, swoje frustracje i porażki przenieśli na swoich dostawców, co oznacza, że nie zapłacili im i do dziś unikają jakiegokolwiek kontaktu. Zapewne dostępni na powrót będą po tym, jak ruszy sezon 2006 i zaczną spływać ich należności – wtedy także oni zaczną spłacać swoje zobowiązania. Tak w zasadzie można by przypuszczać, gdyby nie milcząca zasada polskiego biznesu mówiąca, że jak ktoś nie płaci pół roku, to znaczy, że nie chce zapłacić. Trzeba by jeszcze napisać o konsekwencjach przyjęcia takiego scenariusza działania w biznesie. Po stracie dobrej marki następuje automatycznie obcięcie wszelkich terminów przedłużonej płatności u dostawców, którzy domagają się zapłaty w gotówce albo każą przepłacać. Firma korzystająca z długich terminów płatności przy natychmiastowej ich utracie i przejściu na przedpłaty traci grunt pod nogami i staje w dramatycznej sytuacji. A propos wyżej poruszonej kwestii przedłużonych terminów płatności, w ubiegłym roku odnotowano zwiększającą się liczbę dostawców bloków i płyt, którzy przechodzą na bezpośrednie płatności – czyli bez terminów. Coraz więcej dostawców nie chce wydawać towaru zanim nie otrzyma zapłaty jednocześnie godząc się na niższą swoją marżę. Postępują w ten sposób nawet ci, którzy praktycznie od zawsze sprzedawali na tzw. termin i byli o to oskarżani przez konkurencję. Tendencja znamienna to wielce i jak najbardziej na miejscu, z perspektywy porządkowania mechanizmów rynku. Nie ma bowiem droższej metody finansowania swojej działalności jak tzw. kredyty kupieckie, które niezależnie od deklaracji sprzedającego są jedną z najdroższych form finansowania własnej działalności. Znacznie lepszym rozwiązaniem jest wzięcie kredytu w banku i uregulowanie zobowiązania na bieżąco. Źle zapisał się miniony rok w historii kilku firm, oferujących na polskim rynku bloki granitowe, kilka z nich, wyspecjalizowanych w przerobie i handlu płytami zniknęło bez śladu, w tym jedna do niedawna jeszcze dość spora, jak na polskie warunki. Jej nagłe zniknięcie było prawdopodobnie spowodowane utratą wsparcia finansowego zagranicznego partnera. Zaznaczył się też miniony czas w strategii dalszego rozwoju krajowych firm kamieniarskich. Ogólnie małe firmy zanotowały upadki, średnie egzystowały bez wyraźnych wzrostów a duże coraz częściej redukowały swoje szerokie wachlarze działalności, koncentrując się na zawężonej przestrzeni, przy okazji dokonując przegrupowania sił, dzięki czemu to, co zostało, znacznie wzmocniły. To bardzo charakterystyczne dla naszej polskiej sytuacji rynkowej. Coraz większy poziom wytwórczości w kamieniu w stosunku do praktycznie stabilnej wielkości rynku musi powodować nie tylko spadek marż ale i również konieczność dalszej specjalizacji poszczególnych firm. Tym samym rynek wyłania liderów w cięciu bloków, obróbce płyt, produkcji nagrobków czy innych gotowych elementów. Nie można być bowiem najlepszym czy nawet dobrym we wszystkim – a rynek dzisiejszy weryfikuje graczy i sprzyja tylko najlepszym. Krzywa wznosząca eksportu Był to rok rosnącego polskiego eksportu. Co ciekawe, największą dynamikę eksportu zanotowali kamieniarze z tzw. pasów przygranicznych. Ich eksport był związany z obsługą małych i średnich klientów znajdujących się za granicą w stosunkowo niedalekich odległościach. Eksport dotyczył zarówno gotowych produktów jak i tzw. robocizny, co ma m.in. przyczynę w ożywionych kontaktach między mieszkańcami terenów przygranicznych, w czasie których przyjeżdżający do Polski zamawiają wszelkie kamieniarskie usługi i zaopatrują się kamieniarskie wyroby. I nie chodzi w tym przypadku o nagrobki na przygraniczne cmentarze, ale pełne wyposażenie domów czy ogrodów. Również hurtownicy oferujący kamienne płyty zaobserwowali ogromny wzrost sprzedaży tego półproduktu. Czesi Niemcy, Rosjanie, Ukraińcy u niektórych hurtowników niejednokrotnie opróżniali całe place w minionym roku. Chińska obecność Można by rzec bez cienia przesady, że pomniki nagrobne z kraju za wielkim murem stały się częścią składową naszej polskiej rzeczywistości. Przywarła do nich opinia - tanie i słabej jakości. Nie sposób jednak inaczej o nich myśleć, gdy kamieniarze donoszą o cenach rzędu 600-800 zł za sztukę. Znając koszty transportu i biorąc pod uwagę fakt, że nawet w Chinach jakość kosztuje, nie sposób spodziewać się cudu za taką cenę. Handlem tymi tanimi produktami zajęły się w większości firmy handlowe a nie ludzie z branży. Kilka lat temu zauważalna była histeria, wywołana „skośnookimi cudami” poniżej tysiąca złotych, które miały zniszczyć polski rynek producencki. Na szczęście były to tylko upiory z dymu wrzeszczące w wyobraźni dostrzegajacych je „Uaaa”, i nic więcej. Sprzedaż po niskiej cenie z niską marżą idzie co prawda pełną parą, ale już widać objawy przesycenia i negowania jakości przez klientów. Coraz powszechniejsze jest staja się głosy w rodzaju - „nie boję się tej taniochy, sam tym nie handluję, ponieważ nie chcę sobie psuć marki”. Wielce to znamienne i świadczące o tym, że rozwój rynku idzie we właściwą stronę. Panuje też pogląd, że tanie chińskie nagrobki weszły w miejsce lastryka w wielu regionach kraju. Do ciekawostek należy praktyka stosowana przez niektórych kamieniarzy, specjalnie ustawiających na swoich wystawkach kilka tanich pomników z Chin, łącznie z ceną niską. Klient zainteresowany Impalą czy Orionem zaniepokojony ich ceną jest odsyłany do nagrobka z Chin za 1200 zł z wyraźnym poleceniem sprzedawcy. Efekt jest taki, że w większości przypadków klient decyduje się na droższy materiał. Trzeba wiedzieć, że w Chinach bez problemu można kupić piękne wyroby z prestiżowych kamieni, ale za równie prestiżową cenę. Dorzucić można by tu też przykład kamieniarza z Wybrzeża, który ma swój zakład niedaleko Xiamen w Chinach. Zawsze słynął z wysokiej jakości swoich produktów. W tej chwili połączył w Chinach swoją jakość z niskimi kosztami produkcji w tym kraju. Takie rozwiązanie nie oznacza jednak, że sprzedaje swoje produkty tanio, zyskał natomiast większy margines do walki o rynek i dochód własny, bo owszem nagrobki są tańsze, ale tylko nieznacznie. Kamień w oczach klienta i architekta W końcu po wielu latach krajowy klient zaczął reagować na piękno kamienia. Zapewne monotonne, ciemne afrykańskie kamienie z rodziny Impali jeszcze długo będą w modzie w branży nagrobkowej. Decydują przecież o tym klienci, ale moim zdaniem przyszły wzrost rynku będzie wynikał z coraz większej dostępności kolorów i coraz większą konsumpcją. Podaż już się zwiększyła i to znacznie, czas teraz na poważny wzrost konsumpcji. Następuje ten proces powoli, ale daje się go obserwować, ponieważ stał się wreszcie wyrazisty. Polacy zaczynają dostrzegać kamień, funkcjonuje on dziś w sferze skojarzeń już nie tylko cmentarnych ale także w przestrzeni żywych i znajduje swe miejsce w myśleniu Polaków o przestrzeni domu, biura, elewacji. Projektanci zaczynają sięgać coraz chętniej po kamień, podobnie jak ich klienci, którzy zamawiając duże obiekty domagają się od architektów położenia nacisku na wykorzystanie kamienia. W miastach polskich coraz więcej ciągów pieszych zdobi kostka bądź płyty granitowe. Przydomek „drogi” funkcjonujący niemal jak synonim kamienia jeszcze 10 lat temu, dziś traci swój ówczesny sens. Nie oznacza to możliwości dokonywania sensownych porównań z sytuacją we Włoszech, Hiszpanii, Skandynawii czy w Niemczech. Wciąż świadomość Polaków dotycząca wyjątkowości kamiennych materiałów wymaga pracy, ponieważ kamieniarze niezmiennie muszą udzielać wyjaśnień dotyczących np. płytek marmurowych czy granitowych ułożonych na posadzkach, które w oczach klientów maja różne felery, w rodzaju niezgodności wzorów, odcieni (spuścizna po ceramice udającej kamień) itp. detali, które w przypadku kamienia stanowią na ogół o jego atrakcyjności. Każdy sprzedający kamień w jakiejkolwiek postaci finalnemu klientowi w naszym kraju przechodzi przez długotrwały proces tłumaczenia mu oczywistych dla kamieniarza kwestii. Proces wchodzenia kamienia do polskiej rzeczywistości postępuje i rok 2005 stanowił kolejny etap wielu zmian. Kamienny blat w domu nie jest już dziś ekstrawagancją, ale praktycznym rozwiązaniem, choć nie zawsze postrzeganym jako dobro łatwo dostępne. Kamień na posadzkę, schody czy kominek jest dostrzegany i zamawiany prze klientów w większym zakresie, choć dotyczy to głównie pewnych części kraju, zaznaczmy - bogatszych. Kamieniarze sami stwierdzają, że to właśnie ten drobny klient jest przyszłością tego biznesu, to on pozwala zarobić. I trzeba właściwego podejścia do niego, przede wszystkim jednak jego edukacji, by sytuacje takie jak poniżej zdarzały się jak najrzadziej. Do punktu sprzedaży mebli kuchennych na tzw. wymiar przybył klient i zamówił zestaw wraz z blatami granitowymi. Ekipa przyjechała, zmontowała zamówione meble zostawiając z nimi sam na sam właścicieli. Pani wchodzi do swojej nowo wyposażonej kuchni i stawia butelkę oliwy na pięknym nowym blacie za 4000 PLN. Wieczorem wstawia do lodówki ową butelkę oliwy ale z niepokojem dostrzega w miejscu gdzie stała oliwa tłusty okrąg. Następstwem tego jest reklamacja, firma montażowa atakuje kamieniarza i okazuje się, że ktoś zapomniał poinformować właścicieli o konieczności impregnowania blatów. Fakt jednak nieprzyjemny domaga się reakcji, dlatego do akcji wkracza kamieniarz i impregnuje blaty, w wyniku czego blaty są ciemniejsze... Co dalej? Część zakładów będzie kontynuowała przebranżawianie się na obsługę rynku budowlanego związanego z budową dużych obiektów, np. typu biurowego bądź skieruje swe kroki ku klientowi indywidualnemu. Pozostała część firm kamieniarskich pozostanie przy obsłudze rynku nagrobkowego, gdzie powinno się nieco rozluźnić, jeżeli rzeczywiście proces wchodzenia kamienia w obszar polskiego gospodarstwa domowego będzie postępował na przód. Czy tak będzie, dowiemy się już niedługo, za 365 dni.

Kamienny sznyt drewnianych mebli

Pierwszy mebel, w którym doszło do połączenia kamienia z drewnem, Krzysztof Kaczmarek właściciel warszawskiej firmy „Kaczmarek Design”, wykonał dziesięć lat temu. „Kamień i drewno to nic nowego” – ze znawstwem stwierdza, przypominając, że w końcu mowa o dwu najstarszych materiałach, z jakimi człowiek obcuje od zarania swoich dziejów. Meble wychodzące spod jego ręki wzbudzają podziw, ale też i odruch zazdrości tych, którzy stali się już właścicielami zamówionych specjalnie dla siebie sprzętów wyposażenia pomieszczeń ich domów. Niechętnie odnoszą się do propozycji sfotografowania ich i upublicznienia w prasie. Obecność kilku mebli autorstwa pana Kaczmarczyka na łamach Świata Kamienia zawdzięczamy uprzejmości pani Magdaleny Podedwornej z firmy Stone Connection oraz wykonawcy tych dzieł rzemiosła artystycznego, panu Krzysztofowi Kaczmarkowi. Każdy z mebli powstałych w jego pracowni ma swoją historię - „Pewnego dnia zobaczyłem jaskółcze gniazdo i poczułem w tym inspirację. Skojarzyłem je z rodzajem stołu wiszącego na podporze w przedpokoju do odkładania zakupów zaraz po wejściu do mieszkania. I taki stolik powstał – blat był z kamienia. Powstawanie tych wszystkich mebli jest wynikiem impulsu”. Zdumiewająca jest w nich zdolność do harmonizowania z wnętrzami typu modern, jak i tradycyjnymi. Wśród dotychczas powstałych z użyciem kamienia, jako elementu dekoracyjnego, znajdują się różnego rodzaju stoliki, komody, krzesła, ławy a nawet całe biblioteki. Znalezienie rozwiązań pozwalających na stosowanie kamienia w tworzonych meblach wiązało się z niekoniecznie tylko udanymi podejściami do tego tematu. Dziś spojrzenie na wiele dawniej wykonanych sprzętów wywołuje uśmiech bądź też dystansujące kiwanie głową stolarza. „Zrobiłem kiedyś stół z piaskowca, który rozpadł się po pierwszej próbie przesunięcia go. Żeby jakoś temu zaradzić, zrobiłem dla niego konstrukcję drewnianą, w którą wpuszczone zostały elementy cienkiego piaskowca, żeby imitowały nadal kamienny. Stół. W ten sposób wyeliminowałem naprężenia i w tej wersji można go było już przesuwać bez obawy, że się rozpadnie” – wspomina pan Kaczmarek. Okazuje się, że dziś ludzie mają już dość seryjnie produkowanych mebli, wypranych z jakiegokolwiek nacechowania indywidualizmem, stylem itp. istotnymi elementami. Ciągłe udziwnianie na modłę futurystycznej stylistyki wiedzie donikąd. Dlatego też wracają do stylowych mebli, które się po prostu nie nudzą i nadają charakter wnętrzom. Ale jak do wielu spraw, tak i do tego się dorasta. Aktualnie żaden szanujący się właściciel opasłego konta nie pozwoli sobie na kluczenie po bezdrożach własnego bezguścia, nie zawierza już swoim amatorskim przeświadczeniom o tym, co w stylu wnętrza dobre czy złe i uformowanie architektury wnętrz powierza zawodowcom. Nie jest tak może wszędzie ale w Warszawie zjawisko to zaczyna przybierać rozmiary świadczące o pewnej dojrzałości i pokorze w patrzeniu na tę kwestię. „Mebel nie powinien ścierać się z estetyką wnętrza, lecz komponować, harmonizować – po prostu w nim „zagrać”. Moje meble wzbudzają z reguły jednoznaczne odczucia, dlatego albo się podobają, albo nie” – i o to właśnie chodzi, można dopisać za słowami pana Krzysztofa, ponieważ w tym rzecz, by wnętrze zawierało element „żywy”, odzwierciedlający indywidualne czucie przestrzeni. W swym potraktowaniu kamienia, Kaczmarek podkreśla konieczność uwydatniania niepowtarzalnych cech zastosowanego materiału kamiennego, co na przykład w przypadku trawertynu wyraziło się w zachowaniu jego ażurowej faktury, gdy został ułożony na blatach stołów. Niepokoje związane z brudzeniem się jako efektu użytkowania rozwiało własne doświadczenie warszawskiego stolarza, który korzystając na co dzień z takiego stołu nie zauważył żadnych niekorzystnych efektów nie zabezpieczenia żywicą porów tego wielce ostatnio modnego kamienia. Osobiście przyznaje się on do swojej fascynacji piaskowcem, który stanowi ogromnie wdzięczny materiał w obróbce i pięknie wygląda. Wymaga, co prawda, dużej uwagi w użytkowaniu ale rewanżuje się swoim niebanalnym wyglądem. Inna rzecz, że nie zamyka pola widzenia innych kamieni, których wielość, piękno barw i faktur stanowi wyzwanie dla talentu każdego, kto stosuje je w swojej praktyce wykonawczej, obojętnie czego by ona nie dotyczyła. Dzisiejsze wyczucie formy, barw, detalu Krzysztof Kaczmarek w dużej części zawdzięcza swojemu mistrzowi Holgerowi Stevenowi. Jest to jeden z najwybitniejszych designerów niemieckich mieszkający w Hamburgu, gdzie jest właścicielem galerii prezentującej wybitne rozwiązania w zakresie architektury wnętrz. Realizacje Polaka musiały znaleźć uznanie w oczach Niemca, ponieważ pozwolił on wstawić kilka jego prac – co prawda nie podpisanych, ale jednak – do swojej galerii. Dla stylisty z Warszawy był to okres intensywnej nauki, długie godziny poświęcał on na wchłanianiu tych wszystkich przykładów, stojącego za nimi myślenia, z którymi obcował w hamburskiej galerii. W ten sposób myśleniem o kształtowaniu wnętrza odpowiadającego współczesnemu człowiekowi znalazł się przed tym wszystkim, co znane było w kraju. I dziś z satysfakcją obserwuje, jak klienci dochodzą do określonych – znanych mu już wcześniej – wniosków. Jednak, jak stwierdza, przede wszystkim liczą się osobiste predyspozycje. „Mam dar wkomponowywania mebli w określone wnętrze. Kiedy wejdę do jakiegoś pomieszczenia, wiem jaki mebel jest tam potrzebny. Pewność daje mi bliższe poznanie klienta, jego temperamentu, upodobań. Kiedy już wszystko ułoży się w sensowną całość, przedstawiam swoją wizję, przygotowuję projekt i przechodzę do uzgadniania detali. Wielką pomocą w pracy jest studiowanie fachowej prasy, co pozwala mi na orientację w aktualnie obowiązujących trendach, modnych wzorach itp. kwestiach”. Meble Krzysztofa Kaczmarka nie należą do łatwych od strony technologicznej, stąd tworzenie każdego z nich zabiera sporo czasu. Wszystkie opierają się pod względem wykonawczym na tradycyjnych technikach, dlatego też ta żmudna praca ma swoją niebanalną cenę, ale jak pokazuje życie, są również chętni zapłacić za nią duże pieniądze. W wielu najznamienitszych domach stolicy meble firmy Kaczmarek Design stanowią ich niewątpliwą ozdobę. Ambicją stolarza jest zachowanie wysokiej estetyki, nie schlebiającej tanim gustom. Jest bardzo poruszony, gdy pada pytanie o zabezpieczenie jego wzorów w urzędzie patentowym, który w tym względzie akurat niewiele może zaoferować. A okazji do kopiowania jego pomysłów było przez minione lata sporo, bo wystawiał się on w wielu galeriach Warszawy, przy czym zastrzega się, że zawsze dbał o to, by były to ekskluzywne miejsca. Kamień, jako ekskluzywny materiał, do tych niebanalnych mebli z pewnością dobrze pasuje. Występuje on w nich obok różnych gatunków drewna, krajowych i egzotycznych, a także w połączeniach z metalem, szkłem, a nawet skórą. Ich niepowtarzalny styl kojarzony jest z meblami kolonialnymi bądź toskańskimi, a żywotność określana jest na bardzo długi czas, może i stulecia. W przypadku używanego do ich budowy drewna zdarza się, że stosuje się nawet takie, którego wiek sięga dwustu lat. Wszystkie meble powstają w niewielkiej warszawskiej manufakturze znajdującej się przy ul. Kawęczyńskiej, gdzie dominuje twórczy duch warszawskiego rzemieślnika artysty, Krzysztofa Kaczmarka. Autor dziękuję panu Jerzemu Kowalskiemu za pomoc w uzyskaniu materiałów do artykułu.

 

Nie czekaj dodaj firmę

do naszego katalogu!

 

 

Dodaj firmę...

 

Dodaj ogłoszenie drobne

do naszej bazy!

 

 

Ogłoszenia...

45-837 Opole,
ul. Wspólna 26
woj. Opolskie
Tel. +48 77 402 41 70
Biuro reklamy:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Redakcja:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.">
     Wszystkie prawa zastrzeżone - Świat-Kamienia 1999-2012
     Projekt i wykonanie: Wilinet