KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

Z inicjatywą przedsięwzięcia wyszedł Społeczny Komitet Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego w Poznaniu. Krótko potem, we wrześniu ubiegłego…

Czytaj...
HARD ROCK HOTEL

HARD ROCK HOTEL

Jedna z najnowszych realizacji, za którą stoi firma stoneCIRCLE, zyskała wiele prestiżowych nagród. Bar hotelowy otrzymał nagrodę Best…

Czytaj...
LAGASCA 99 I COSENTINO

LAGASCA 99 I COSENTINO

Zlokalizowany w dzielnicy Salamanca w Madrycie budynek mieszkalny Lagasca 99 nawiązuje swym charakterem do obiektów architektury wokół niego,…

Czytaj...
BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

Taki apel do Ministerstwa Rozwoju wydało w połowie sierpnia br. dwanaście organizacji branży budowlanej, deweloperskiej, biznesowej i architektonicznej.

Czytaj...
Frontpage Slideshow | Copyright © 2006-2011 JoomlaWorks Ltd.

Zalecane rozwiązania konstrukcyjne oraz usterki w budowaniu tarasów

Taras Hotelu Starego w Krakowie (fot. arc)
Tarasy budowane są z myślą o przebywaniu na nich ludzi lub ruchu pojazdów. Poza tym zabezpieczają pomieszczenia mieszkalne znajdujące się pod nimi przed opadami atmosferycznymi oraz zmianami temperatury. Różnią się od stropodachów pełnych głównie warstwą zewnętrzną, tzw. nawierzchnią (posadzką). Stosuje się na nich nawierzchnie odporne na wpływy mechaniczne i atmosferyczne. Tarasy znajdujące się nad pomieszczeniami ogrzewanymi są jednym z najtrudniejszych elementów budynku, zarówno do wykonania jak i zaprojektowania. Bywają narażone na duże wahania temperatur, dochodzące nawet do kilkudziesięciu stopni, zwłaszcza przy usytuowaniu po stronie południowej.

Czytaj więcej

O roku 2005 polemicznie

Kolejny rok za nami, czas więc na pierwszą próbę, choćby nawet pobieżną, zbilansowania wydarzeń w branży kamieniarskiej, jakie miały miejsce w minionym czasie. Jednym z miejsc, gdzie co roku dochodzi do intensywnej wymiany informacji na temat mijającego sezonu, są listopadowe targi we Wrocławiu. Tam też można usłyszeć opinie dotyczące wstępnych przymiarek do roku następnego. Kolejnym znakomitym miejscem, w którym kumuluje się informacja na temat zachodzących zjawisk, jest szczecińska firma spedycyjna Magemar, obsługująca setki krajowych klientów, którzy napływają tu ze wszystkich regionów Polski. Przyjeżdżają, by wybrać bloki, spotkać się z dostawcami i porozmawiać. Zwyczajowo do wymiany poglądów, uwag i spostrzeżeń na temat bieżących spraw w krajowym, i nie tylko, kamieniarstwie dochodzi na koniec biegania po placach i wybraniu bloków. Ludzie siadają w pokoiku, piją kawę i stają się niewyczerpanym źródłem informacji - co ważne - wiarygodnym. Przewartościowania z rynkiem budowlanym w tle W powszechniej opinii kamieniarzy rok 2004 był ostatnim tak dużej popularności południowo-afrykańskiej czarnej Impali. Następny, 2005 r., miał być pierwszym, w którym jej popularność miała spadać na rzecz innych kolorów. Miał być też rokiem spodziewanego załamania przerobu bloków granitowych spowodowanego napływem gotowych nagrobków i płyt z Chin i Indii. Jak się te przewidywania mają do informacji Magemar Polska, pokazują wyniki zarejestrowanych podmiotów dostarczających, handlujących i kupujących kamień w postaci bloków, obsługiwane przez wymienioną wyżej firmę spedycyjną ze Szczecina. Dane źródłowe pochodzą z portu w Szczecinie, który obsługuje ponad 90% wszystkich bloków przychodzących do kraju drogą morską. I tak w roku 2005 w porównaniu z rokiem poprzednim nastąpił wzrost sprzedaży bloków granitowych o 12%. Biorąc pod uwagę wzmożony w 2005 roku import gotowych płyt z Chin, Indii czy Brazylii, wciąż rosnącą ilości kamienia płynącego do nas z terytorium byłych republik radzieckich – głównie Ukrainy. Należy podkreślić, że wynik ten jest wprost rewelacyjny. Co składa się na ten wzrost? Około 8% to właśnie popularna Impala, której sprzedaż, według wcześniejszych rokowań, miała się załamać. Wzrost ten ma trzy przyczyny: po pierwsze – działa tu siła przyzwyczajenia. Kiedyś był to naprawdę bardzo tani kamień i duża część klientów zwyczajnie się przyzwyczaiła; drugim powodem jest cena, która mimo dużego wzrostu, nie zmieniła faktu, że wciąż jest to jeden z najtańszych kamieni na naszym rynku, bodaj jeden z najtańszych z tzw. zamorskich. Trzecim powodem jest to, że jest on sklasyfikowany jako tzw. miękki materiał, a więc stosunkowo łatwy w obróbce, co pozwala go obrabiać na starych maszynach, czy wyeksploatowanych piłach. Niestety jest też pewne niekorzystne zjawisko z tym związane, ponieważ z jednej strony występuje duża podaż tego materiału na naszym rynku spowodowana praktycznie bezpośrednią obecnością poszczególnych kopalń a poza tym mogą go przerabiać praktycznie wszystkie zakłady kamieniarskie, co powoduje, że marże osiągane zarówno w handlu blokami jak i finalnym wyrobami, np. nagrobkami, są tak niskie, że większość naszych klientów powtarza: na Impali się już nie zarabia, trzeba ją mieć, by przyciągnąć klienta, który kupi oprócz niej inne kamienie, o innych kolorach. Ta opinie dotyczy zarówno sprzedających surowy materiał, jak i producentów finalnych wyrobów. Dalszy wzrost sprzedaży tj. 4% dotyczy sprzedaży bloków kolorowych, czyli pochodzących nie tylko ze Skandynawii, np. Finlandii, ale i z krajów zamorskich, jak Indie, Brazylia czy pozostałe kamienie afrykańskie. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że ilość dostępnych kolorów na naszym rynku stale rośnie i rok 2005 nie był wyjątkiem. Większość sprzedających granit w blokach rozszerzyła gamę oferowanych kolorów. To rokuje, że 2006 rok będzie okresem dalszego wzrostu sprzedaży właśnie kamieni kolorowych. Jest jeszcze inny argument przemawiający za wzrostem popularności kamieni kolorowych – w roku 2005 w stosunku do 2004 nastąpił równo 20% wzrost podaży bloków, czyli prościej to ujmując - ilość towaru dostępnego na placach w porcie w Szczecinie zwiększyła się o 20% i to głównie dzięki kolorom, a konkretnie zwiększonej ich ilości. Świadczy to o tym, że Polacy powoli zaczynają dostrzegać rozległość oferty związanej z kamieniem naturalnym. Dodatkowym atutem polskiego rynku jest dokonania przez wiele zakładów kamieniarskich w 2005 roku dużych inwestycji w maszyny. W roku 2004 słychać było tu i ówdzie o nowych maszynach do cięcia, większe wrażenie wywoływały wiadomości o stawianych nowych trakach. Wskazywało to na rosnące zainteresowanie cienkimi płytami budowlanymi, a co za tym idzie, rozwój rynku budowlanego. Warto przypomnieć powtarzaną w kraju wielokrotnie prawdę, że na zachodzie Europy produkcja nagrobkowa stanowi około 20% całej tamtejszego rynku kamienia naturalnego, sektor budowlany wykorzystuje 80% produkcji kamieniarskiej. W Polsce jest dokładnie odwrotnie: aż 80% to usługi związane z rynkiem nagrobkowym, a tylko 20% pochłania rynek budowlany. Sytuacja ta w roku 2005 nie uległa zasadniczym zmianom, ponieważ był to rok zmniejszonych inwestycji. Owszem, sporo pojawiło się nowych linii polerskich i mniejszych maszyn, co jest naturalne po inwestycjach w maszyny tnące. Ubiegły rok zanotował także inwestycje proekologiczne, do czego należy zaliczyć głównie nowo powstałe oczyszczalnie. Inwestowano ostrożnie, a to z racji obaw co do przyszłości rynku przerobu kamienia w Polsce. Obaw uzasadnionych, związanych bowiem ze zmniejszeniem po raz kolejny marż w branży. Odcienie barw roku 2005 Wśród kamieniarzy coraz większe kręgi zaczęła zataczać postawa niebezpieczna i wyniszczająca, traktowana jako forma strategii rynkowej, polegająca na dążeniu do proponowania najniższych cen rejonie działania firmy. Skutek takich praktyk, to podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Generalną zasadą każdej produkcji powinno być to, że po sprzedaniu swoich produktów powinny zostać środki na zapłacenie za materiały do produkcji, opłacenie wszystkich kosztów produkcji, pokryciowe kosztów amortyzacji sprzętu (o tej kategorii kosztów większość niestety zapomina) i na koniec - środki finansowe, które powinny być zasłużonym zyskiem. W zakładzie kamieniarskim te zasady są codzienną oczywistością. W wielu niestety nie są i firmy z racji mniejszych marż w ubiegłym roku zaczęły zjadać swój własny ogon. Gdy w 1982 roku mój ojciec kupował płytę ze słynnego za komuny strzegomskiego granitu musiał dać 50% zadatek. Na ową płytę trzeba było czekać ponad 7 miesięcy, a po zmontowaniu nagrobka finalna cena była wysokości 200% uzgodnionej. Co ciekawe, wtedy nieważne było, że płyta miała dwie białe i trzy czarne plamy zwane swojsko „mychami”, a po zimie i lecie rudziała. Charakterystyczne dla czasów obecnych jest stałe podnoszenie cen bloków, transportu itd. przy jednoczesnym utrzymywaniu bądź obniżaniu cen nagrobków i innych wyrobów gotowych, co ma miejsce od kilku lat. Spadają co prawda ceny segmentów, ale rosną opłaty za prąd i koszt robocizny. Jest to po trosze konsekwencją tego, że kamień obrabia się nowszymi i wydajniejszymi maszynami, choć przecież trzeba było za te maszyny zapłacić, a więc należy je spłacić – inaczej mówiąc muszą się zwracać. Kamieniarze działający na krajowym rynku, przynajmniej w części z sentymentem wspominają czasy minione, kiedy przebicie na jednostkowym wyrobie czy usłudze było ogromne, więc zarobek był rzeczywiście imponujący. Ale trudno zaprzeczyć, że dzisiejsze największe nazwiska branży kamienia naturalnego – nie mówię tu o najbardziej znanych, ale o tych, co mają największe zakłady – nie powstały teraz, ponieważ 95% z nich wybudowała swoje zakłady i małe fortuny właśnie za komuny lub w latach 90. W wieku XXI praktycznie na palcach jednej ręki można wymienić tych, co zaczęli po roku 2000 i im się udało przeżyć. Niestety trzeba sobie to otwarcie powiedzieć - bariera wejścia w tzw. produkcję kamieniarską – mam tu na myśli cięcie bloków na płyty – jest wręcz gigantyczna. Zaczynanie od tzw. jednej piły jest z miejsca skazane na porażkę. To już nie te czasy, że stawiało się jedną piłę żywicielkę, na której opierał się cały zakład. Dzisiaj ktoś kto ma jedną piłę albo tnie okazyjnie, albo jego zakład stoi na krawędzi opłacalności. Wracając do głośnych firm można powiedzieć, że modernizują park maszynowy, produkują może i więcej – ale po sprzedaży i całorocznej działalności zysku pozostaje jak na lekarstwo. Wszystko wskazuje na fakt, że lata nieogarnionej prosperity przeminęły bezpowrotnie. Czasy przyszły takie, że tylko ci, którzy potrafią wykorzystać w pełni efekt dużej skali produkcji, tylko ci będą mieli w przyszłości godziwe zyski. Pozostający na etapie jednej piły z dużą doza prawdopodobieństwa można stwierdzić, że należą do formacji schodzącej z rynku. Miniony rok stanowił również okres zdecydowanego przesycenia rynku. Dużo materiału zostało na placach i w porcie na zimę, a także płyt na składach hurtowni, sporo zostało finalnych produktów, jak np. nagrobki, w zakładach. Z pewnością taki stan rzeczy nie sprzyja myśleniu o nowych inwestycjach. Dlatego więcej było pośród firm ostrożności w inwestowaniu w maszyny, w braniu kredytów na nowe hale i rozbudowę zakładów. Dało się zaobserwować natomiast większą koncentrację na próbie dotarcia do klienta finalnego, czemu służyć miało zakładanie nowych punktów sprzedaży, by rozszerzyć własną sieć handlową, a więc i możliwość spotkania z klientem. Co znamienne, im dalej od danego zakładu znajdował się punkt handlu, np. płytami, tym marże były niższe, na co złożyły się dwa elementy – koszt transportu i konieczność walki z lokalną konkurencją. Firma, która woziła swoje towary daleko, koszty transporty i utrzymania punktu handlowego niwelowały zysk i zdolność do konkurowania z lokalnymi producentami płyt. Skutkiem tego było wycofywanie się części próbujących ekspansji na odległych regionalnych rynkach. Wraz ze wzrostem nasycenia rynku, spadku lokalnych cen, opłacalność daleko położonych punktów z sposób drastyczny zmalała. Znajdowali się jednak desperaci, żeby nie nazwać tego inaczej, którzy przecząc elementarnym prawom ekonomii, by tylko przy tym pozostać, ostentacyjnie stawiali swoje punkty sprzedaży pod oknami funkcjonującego na danym terenie zakładu kamieniarskiego i oferowali płyty czy nagrobki za ceny niższe od tych, które dyktował rzeczony zakład. Taka forma walki o rynek ma oczywiście krótkie nogi i działa jedynie krótkoterminowo, przynosząc trwałe szkody tak handlarzowi z zewnątrz jak i zakładom na miejscu. Oczywiste jest, że prędzej czy później siejący zgrozę w lokalnym biznesie kamieniarskim desant potentata z innego regionu musi w końcu zacząć zarabiać, a to wiąże się z koniecznością podniesienia cen. Skutek tego nie budzi wątpliwości - klienci (tzw. skoczki) wracają do swoich dotychczasowych dostawców kierując tam swoje pieniądze, w efekcie pozbawiając ich nowego punktu. Finał jest taki, że w tzw. międzyczasie część pieniędzy znika, bo klient dowiedział się, że wyroby, które nabył, kosztowały mniej, a więc z tą świadomością prowadzi rozmowę z zakładem funkcjonującym na miejscu. Właściciel punktu sprzedaży rejestruje straty i z czasem zamyka działalność, a miejscowi zmuszeni są jeszcze przez jakiś czas trzymać niską marżę, by po zniknięciu „nowej konkurencji” ceny przywrócić do obowiązujących przed opisanymi perturbacjami. Takich wydarzeń w roku minionym było niemało. Do symptomatycznych zjawisk A.D. 2005 należały upadki kilku z tzw. wielkich nazwisk, co odnotować należy z żalem. Kamieniarze, cieszący się dobrą reputacją, którzy długie lata pracowali na nią w branży, uczciwi i wywiązujący się regularnie ze swoich zobowiązań finansowych, znaleźli się w dwuznacznym świetle. I choć takie zjawisko ma miejsce w różnej skali właściwie co roku, to opisywany okres był wyjątkowy pod tym względem. Co ciekawe, nierzadko dotyczyło ono osób, które wcześniej skarżyły się na swoich własnych klientów i konkurentów. Na tych pierwszych, że nie płacą, kombinują, utrudniają kontakt nie odbierając telefonów itp. Konkurencja z kolei w ich ówczesnej opinii stale ich podkwotowywała i zaniżała ceny na rynku dodatkowo dając towar „na krechę”, czyli na długi termin płatności. Obserwacje i doniesienia z ubiegłego roku dowiodły, że oni też zaczęli podkwotowywać swoją konkurencję i niszczyć własne wcześniejsze „dobre” ceny. Do tego dorzucić trzeba jeszcze stwierdzenie, że gangrena branży, czyli moda na niepłacenie w terminie, dopadła ich samych. Sezon 2005 zakończyli więc z najniższymi z możliwych cenami, towarem na placu, którego i tak nie udało się sprzedać w satysfakcjonującej ilości i nie zapłaconymi im należnościami przez klientów. A ponieważ rynek to system naczyń połączonych, swoje frustracje i porażki przenieśli na swoich dostawców, co oznacza, że nie zapłacili im i do dziś unikają jakiegokolwiek kontaktu. Zapewne dostępni na powrót będą po tym, jak ruszy sezon 2006 i zaczną spływać ich należności – wtedy także oni zaczną spłacać swoje zobowiązania. Tak w zasadzie można by przypuszczać, gdyby nie milcząca zasada polskiego biznesu mówiąca, że jak ktoś nie płaci pół roku, to znaczy, że nie chce zapłacić. Trzeba by jeszcze napisać o konsekwencjach przyjęcia takiego scenariusza działania w biznesie. Po stracie dobrej marki następuje automatycznie obcięcie wszelkich terminów przedłużonej płatności u dostawców, którzy domagają się zapłaty w gotówce albo każą przepłacać. Firma korzystająca z długich terminów płatności przy natychmiastowej ich utracie i przejściu na przedpłaty traci grunt pod nogami i staje w dramatycznej sytuacji. A propos wyżej poruszonej kwestii przedłużonych terminów płatności, w ubiegłym roku odnotowano zwiększającą się liczbę dostawców bloków i płyt, którzy przechodzą na bezpośrednie płatności – czyli bez terminów. Coraz więcej dostawców nie chce wydawać towaru zanim nie otrzyma zapłaty jednocześnie godząc się na niższą swoją marżę. Postępują w ten sposób nawet ci, którzy praktycznie od zawsze sprzedawali na tzw. termin i byli o to oskarżani przez konkurencję. Tendencja znamienna to wielce i jak najbardziej na miejscu, z perspektywy porządkowania mechanizmów rynku. Nie ma bowiem droższej metody finansowania swojej działalności jak tzw. kredyty kupieckie, które niezależnie od deklaracji sprzedającego są jedną z najdroższych form finansowania własnej działalności. Znacznie lepszym rozwiązaniem jest wzięcie kredytu w banku i uregulowanie zobowiązania na bieżąco. Źle zapisał się miniony rok w historii kilku firm, oferujących na polskim rynku bloki granitowe, kilka z nich, wyspecjalizowanych w przerobie i handlu płytami zniknęło bez śladu, w tym jedna do niedawna jeszcze dość spora, jak na polskie warunki. Jej nagłe zniknięcie było prawdopodobnie spowodowane utratą wsparcia finansowego zagranicznego partnera. Zaznaczył się też miniony czas w strategii dalszego rozwoju krajowych firm kamieniarskich. Ogólnie małe firmy zanotowały upadki, średnie egzystowały bez wyraźnych wzrostów a duże coraz częściej redukowały swoje szerokie wachlarze działalności, koncentrując się na zawężonej przestrzeni, przy okazji dokonując przegrupowania sił, dzięki czemu to, co zostało, znacznie wzmocniły. To bardzo charakterystyczne dla naszej polskiej sytuacji rynkowej. Coraz większy poziom wytwórczości w kamieniu w stosunku do praktycznie stabilnej wielkości rynku musi powodować nie tylko spadek marż ale i również konieczność dalszej specjalizacji poszczególnych firm. Tym samym rynek wyłania liderów w cięciu bloków, obróbce płyt, produkcji nagrobków czy innych gotowych elementów. Nie można być bowiem najlepszym czy nawet dobrym we wszystkim – a rynek dzisiejszy weryfikuje graczy i sprzyja tylko najlepszym. Krzywa wznosząca eksportu Był to rok rosnącego polskiego eksportu. Co ciekawe, największą dynamikę eksportu zanotowali kamieniarze z tzw. pasów przygranicznych. Ich eksport był związany z obsługą małych i średnich klientów znajdujących się za granicą w stosunkowo niedalekich odległościach. Eksport dotyczył zarówno gotowych produktów jak i tzw. robocizny, co ma m.in. przyczynę w ożywionych kontaktach między mieszkańcami terenów przygranicznych, w czasie których przyjeżdżający do Polski zamawiają wszelkie kamieniarskie usługi i zaopatrują się kamieniarskie wyroby. I nie chodzi w tym przypadku o nagrobki na przygraniczne cmentarze, ale pełne wyposażenie domów czy ogrodów. Również hurtownicy oferujący kamienne płyty zaobserwowali ogromny wzrost sprzedaży tego półproduktu. Czesi Niemcy, Rosjanie, Ukraińcy u niektórych hurtowników niejednokrotnie opróżniali całe place w minionym roku. Chińska obecność Można by rzec bez cienia przesady, że pomniki nagrobne z kraju za wielkim murem stały się częścią składową naszej polskiej rzeczywistości. Przywarła do nich opinia - tanie i słabej jakości. Nie sposób jednak inaczej o nich myśleć, gdy kamieniarze donoszą o cenach rzędu 600-800 zł za sztukę. Znając koszty transportu i biorąc pod uwagę fakt, że nawet w Chinach jakość kosztuje, nie sposób spodziewać się cudu za taką cenę. Handlem tymi tanimi produktami zajęły się w większości firmy handlowe a nie ludzie z branży. Kilka lat temu zauważalna była histeria, wywołana „skośnookimi cudami” poniżej tysiąca złotych, które miały zniszczyć polski rynek producencki. Na szczęście były to tylko upiory z dymu wrzeszczące w wyobraźni dostrzegajacych je „Uaaa”, i nic więcej. Sprzedaż po niskiej cenie z niską marżą idzie co prawda pełną parą, ale już widać objawy przesycenia i negowania jakości przez klientów. Coraz powszechniejsze jest staja się głosy w rodzaju - „nie boję się tej taniochy, sam tym nie handluję, ponieważ nie chcę sobie psuć marki”. Wielce to znamienne i świadczące o tym, że rozwój rynku idzie we właściwą stronę. Panuje też pogląd, że tanie chińskie nagrobki weszły w miejsce lastryka w wielu regionach kraju. Do ciekawostek należy praktyka stosowana przez niektórych kamieniarzy, specjalnie ustawiających na swoich wystawkach kilka tanich pomników z Chin, łącznie z ceną niską. Klient zainteresowany Impalą czy Orionem zaniepokojony ich ceną jest odsyłany do nagrobka z Chin za 1200 zł z wyraźnym poleceniem sprzedawcy. Efekt jest taki, że w większości przypadków klient decyduje się na droższy materiał. Trzeba wiedzieć, że w Chinach bez problemu można kupić piękne wyroby z prestiżowych kamieni, ale za równie prestiżową cenę. Dorzucić można by tu też przykład kamieniarza z Wybrzeża, który ma swój zakład niedaleko Xiamen w Chinach. Zawsze słynął z wysokiej jakości swoich produktów. W tej chwili połączył w Chinach swoją jakość z niskimi kosztami produkcji w tym kraju. Takie rozwiązanie nie oznacza jednak, że sprzedaje swoje produkty tanio, zyskał natomiast większy margines do walki o rynek i dochód własny, bo owszem nagrobki są tańsze, ale tylko nieznacznie. Kamień w oczach klienta i architekta W końcu po wielu latach krajowy klient zaczął reagować na piękno kamienia. Zapewne monotonne, ciemne afrykańskie kamienie z rodziny Impali jeszcze długo będą w modzie w branży nagrobkowej. Decydują przecież o tym klienci, ale moim zdaniem przyszły wzrost rynku będzie wynikał z coraz większej dostępności kolorów i coraz większą konsumpcją. Podaż już się zwiększyła i to znacznie, czas teraz na poważny wzrost konsumpcji. Następuje ten proces powoli, ale daje się go obserwować, ponieważ stał się wreszcie wyrazisty. Polacy zaczynają dostrzegać kamień, funkcjonuje on dziś w sferze skojarzeń już nie tylko cmentarnych ale także w przestrzeni żywych i znajduje swe miejsce w myśleniu Polaków o przestrzeni domu, biura, elewacji. Projektanci zaczynają sięgać coraz chętniej po kamień, podobnie jak ich klienci, którzy zamawiając duże obiekty domagają się od architektów położenia nacisku na wykorzystanie kamienia. W miastach polskich coraz więcej ciągów pieszych zdobi kostka bądź płyty granitowe. Przydomek „drogi” funkcjonujący niemal jak synonim kamienia jeszcze 10 lat temu, dziś traci swój ówczesny sens. Nie oznacza to możliwości dokonywania sensownych porównań z sytuacją we Włoszech, Hiszpanii, Skandynawii czy w Niemczech. Wciąż świadomość Polaków dotycząca wyjątkowości kamiennych materiałów wymaga pracy, ponieważ kamieniarze niezmiennie muszą udzielać wyjaśnień dotyczących np. płytek marmurowych czy granitowych ułożonych na posadzkach, które w oczach klientów maja różne felery, w rodzaju niezgodności wzorów, odcieni (spuścizna po ceramice udającej kamień) itp. detali, które w przypadku kamienia stanowią na ogół o jego atrakcyjności. Każdy sprzedający kamień w jakiejkolwiek postaci finalnemu klientowi w naszym kraju przechodzi przez długotrwały proces tłumaczenia mu oczywistych dla kamieniarza kwestii. Proces wchodzenia kamienia do polskiej rzeczywistości postępuje i rok 2005 stanowił kolejny etap wielu zmian. Kamienny blat w domu nie jest już dziś ekstrawagancją, ale praktycznym rozwiązaniem, choć nie zawsze postrzeganym jako dobro łatwo dostępne. Kamień na posadzkę, schody czy kominek jest dostrzegany i zamawiany prze klientów w większym zakresie, choć dotyczy to głównie pewnych części kraju, zaznaczmy - bogatszych. Kamieniarze sami stwierdzają, że to właśnie ten drobny klient jest przyszłością tego biznesu, to on pozwala zarobić. I trzeba właściwego podejścia do niego, przede wszystkim jednak jego edukacji, by sytuacje takie jak poniżej zdarzały się jak najrzadziej. Do punktu sprzedaży mebli kuchennych na tzw. wymiar przybył klient i zamówił zestaw wraz z blatami granitowymi. Ekipa przyjechała, zmontowała zamówione meble zostawiając z nimi sam na sam właścicieli. Pani wchodzi do swojej nowo wyposażonej kuchni i stawia butelkę oliwy na pięknym nowym blacie za 4000 PLN. Wieczorem wstawia do lodówki ową butelkę oliwy ale z niepokojem dostrzega w miejscu gdzie stała oliwa tłusty okrąg. Następstwem tego jest reklamacja, firma montażowa atakuje kamieniarza i okazuje się, że ktoś zapomniał poinformować właścicieli o konieczności impregnowania blatów. Fakt jednak nieprzyjemny domaga się reakcji, dlatego do akcji wkracza kamieniarz i impregnuje blaty, w wyniku czego blaty są ciemniejsze... Co dalej? Część zakładów będzie kontynuowała przebranżawianie się na obsługę rynku budowlanego związanego z budową dużych obiektów, np. typu biurowego bądź skieruje swe kroki ku klientowi indywidualnemu. Pozostała część firm kamieniarskich pozostanie przy obsłudze rynku nagrobkowego, gdzie powinno się nieco rozluźnić, jeżeli rzeczywiście proces wchodzenia kamienia w obszar polskiego gospodarstwa domowego będzie postępował na przód. Czy tak będzie, dowiemy się już niedługo, za 365 dni.

Kamienny sznyt drewnianych mebli

Pierwszy mebel, w którym doszło do połączenia kamienia z drewnem, Krzysztof Kaczmarek właściciel warszawskiej firmy „Kaczmarek Design”, wykonał dziesięć lat temu. „Kamień i drewno to nic nowego” – ze znawstwem stwierdza, przypominając, że w końcu mowa o dwu najstarszych materiałach, z jakimi człowiek obcuje od zarania swoich dziejów. Meble wychodzące spod jego ręki wzbudzają podziw, ale też i odruch zazdrości tych, którzy stali się już właścicielami zamówionych specjalnie dla siebie sprzętów wyposażenia pomieszczeń ich domów. Niechętnie odnoszą się do propozycji sfotografowania ich i upublicznienia w prasie. Obecność kilku mebli autorstwa pana Kaczmarczyka na łamach Świata Kamienia zawdzięczamy uprzejmości pani Magdaleny Podedwornej z firmy Stone Connection oraz wykonawcy tych dzieł rzemiosła artystycznego, panu Krzysztofowi Kaczmarkowi. Każdy z mebli powstałych w jego pracowni ma swoją historię - „Pewnego dnia zobaczyłem jaskółcze gniazdo i poczułem w tym inspirację. Skojarzyłem je z rodzajem stołu wiszącego na podporze w przedpokoju do odkładania zakupów zaraz po wejściu do mieszkania. I taki stolik powstał – blat był z kamienia. Powstawanie tych wszystkich mebli jest wynikiem impulsu”. Zdumiewająca jest w nich zdolność do harmonizowania z wnętrzami typu modern, jak i tradycyjnymi. Wśród dotychczas powstałych z użyciem kamienia, jako elementu dekoracyjnego, znajdują się różnego rodzaju stoliki, komody, krzesła, ławy a nawet całe biblioteki. Znalezienie rozwiązań pozwalających na stosowanie kamienia w tworzonych meblach wiązało się z niekoniecznie tylko udanymi podejściami do tego tematu. Dziś spojrzenie na wiele dawniej wykonanych sprzętów wywołuje uśmiech bądź też dystansujące kiwanie głową stolarza. „Zrobiłem kiedyś stół z piaskowca, który rozpadł się po pierwszej próbie przesunięcia go. Żeby jakoś temu zaradzić, zrobiłem dla niego konstrukcję drewnianą, w którą wpuszczone zostały elementy cienkiego piaskowca, żeby imitowały nadal kamienny. Stół. W ten sposób wyeliminowałem naprężenia i w tej wersji można go było już przesuwać bez obawy, że się rozpadnie” – wspomina pan Kaczmarek. Okazuje się, że dziś ludzie mają już dość seryjnie produkowanych mebli, wypranych z jakiegokolwiek nacechowania indywidualizmem, stylem itp. istotnymi elementami. Ciągłe udziwnianie na modłę futurystycznej stylistyki wiedzie donikąd. Dlatego też wracają do stylowych mebli, które się po prostu nie nudzą i nadają charakter wnętrzom. Ale jak do wielu spraw, tak i do tego się dorasta. Aktualnie żaden szanujący się właściciel opasłego konta nie pozwoli sobie na kluczenie po bezdrożach własnego bezguścia, nie zawierza już swoim amatorskim przeświadczeniom o tym, co w stylu wnętrza dobre czy złe i uformowanie architektury wnętrz powierza zawodowcom. Nie jest tak może wszędzie ale w Warszawie zjawisko to zaczyna przybierać rozmiary świadczące o pewnej dojrzałości i pokorze w patrzeniu na tę kwestię. „Mebel nie powinien ścierać się z estetyką wnętrza, lecz komponować, harmonizować – po prostu w nim „zagrać”. Moje meble wzbudzają z reguły jednoznaczne odczucia, dlatego albo się podobają, albo nie” – i o to właśnie chodzi, można dopisać za słowami pana Krzysztofa, ponieważ w tym rzecz, by wnętrze zawierało element „żywy”, odzwierciedlający indywidualne czucie przestrzeni. W swym potraktowaniu kamienia, Kaczmarek podkreśla konieczność uwydatniania niepowtarzalnych cech zastosowanego materiału kamiennego, co na przykład w przypadku trawertynu wyraziło się w zachowaniu jego ażurowej faktury, gdy został ułożony na blatach stołów. Niepokoje związane z brudzeniem się jako efektu użytkowania rozwiało własne doświadczenie warszawskiego stolarza, który korzystając na co dzień z takiego stołu nie zauważył żadnych niekorzystnych efektów nie zabezpieczenia żywicą porów tego wielce ostatnio modnego kamienia. Osobiście przyznaje się on do swojej fascynacji piaskowcem, który stanowi ogromnie wdzięczny materiał w obróbce i pięknie wygląda. Wymaga, co prawda, dużej uwagi w użytkowaniu ale rewanżuje się swoim niebanalnym wyglądem. Inna rzecz, że nie zamyka pola widzenia innych kamieni, których wielość, piękno barw i faktur stanowi wyzwanie dla talentu każdego, kto stosuje je w swojej praktyce wykonawczej, obojętnie czego by ona nie dotyczyła. Dzisiejsze wyczucie formy, barw, detalu Krzysztof Kaczmarek w dużej części zawdzięcza swojemu mistrzowi Holgerowi Stevenowi. Jest to jeden z najwybitniejszych designerów niemieckich mieszkający w Hamburgu, gdzie jest właścicielem galerii prezentującej wybitne rozwiązania w zakresie architektury wnętrz. Realizacje Polaka musiały znaleźć uznanie w oczach Niemca, ponieważ pozwolił on wstawić kilka jego prac – co prawda nie podpisanych, ale jednak – do swojej galerii. Dla stylisty z Warszawy był to okres intensywnej nauki, długie godziny poświęcał on na wchłanianiu tych wszystkich przykładów, stojącego za nimi myślenia, z którymi obcował w hamburskiej galerii. W ten sposób myśleniem o kształtowaniu wnętrza odpowiadającego współczesnemu człowiekowi znalazł się przed tym wszystkim, co znane było w kraju. I dziś z satysfakcją obserwuje, jak klienci dochodzą do określonych – znanych mu już wcześniej – wniosków. Jednak, jak stwierdza, przede wszystkim liczą się osobiste predyspozycje. „Mam dar wkomponowywania mebli w określone wnętrze. Kiedy wejdę do jakiegoś pomieszczenia, wiem jaki mebel jest tam potrzebny. Pewność daje mi bliższe poznanie klienta, jego temperamentu, upodobań. Kiedy już wszystko ułoży się w sensowną całość, przedstawiam swoją wizję, przygotowuję projekt i przechodzę do uzgadniania detali. Wielką pomocą w pracy jest studiowanie fachowej prasy, co pozwala mi na orientację w aktualnie obowiązujących trendach, modnych wzorach itp. kwestiach”. Meble Krzysztofa Kaczmarka nie należą do łatwych od strony technologicznej, stąd tworzenie każdego z nich zabiera sporo czasu. Wszystkie opierają się pod względem wykonawczym na tradycyjnych technikach, dlatego też ta żmudna praca ma swoją niebanalną cenę, ale jak pokazuje życie, są również chętni zapłacić za nią duże pieniądze. W wielu najznamienitszych domach stolicy meble firmy Kaczmarek Design stanowią ich niewątpliwą ozdobę. Ambicją stolarza jest zachowanie wysokiej estetyki, nie schlebiającej tanim gustom. Jest bardzo poruszony, gdy pada pytanie o zabezpieczenie jego wzorów w urzędzie patentowym, który w tym względzie akurat niewiele może zaoferować. A okazji do kopiowania jego pomysłów było przez minione lata sporo, bo wystawiał się on w wielu galeriach Warszawy, przy czym zastrzega się, że zawsze dbał o to, by były to ekskluzywne miejsca. Kamień, jako ekskluzywny materiał, do tych niebanalnych mebli z pewnością dobrze pasuje. Występuje on w nich obok różnych gatunków drewna, krajowych i egzotycznych, a także w połączeniach z metalem, szkłem, a nawet skórą. Ich niepowtarzalny styl kojarzony jest z meblami kolonialnymi bądź toskańskimi, a żywotność określana jest na bardzo długi czas, może i stulecia. W przypadku używanego do ich budowy drewna zdarza się, że stosuje się nawet takie, którego wiek sięga dwustu lat. Wszystkie meble powstają w niewielkiej warszawskiej manufakturze znajdującej się przy ul. Kawęczyńskiej, gdzie dominuje twórczy duch warszawskiego rzemieślnika artysty, Krzysztofa Kaczmarka. Autor dziękuję panu Jerzemu Kowalskiemu za pomoc w uzyskaniu materiałów do artykułu.

 

Nie czekaj dodaj firmę

do naszego katalogu!

 

 

Dodaj firmę...

 

Dodaj ogłoszenie drobne

do naszej bazy!

 

 

Ogłoszenia...

45-837 Opole,
ul. Wspólna 26
woj. Opolskie
Tel. +48 77 402 41 70
Biuro reklamy:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Redakcja:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.">
     Wszystkie prawa zastrzeżone - Świat-Kamienia 1999-2012
     Projekt i wykonanie: Wilinet