KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

KONKURS NA POMNIK MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO

Z inicjatywą przedsięwzięcia wyszedł Społeczny Komitet Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego w Poznaniu. Krótko potem, we wrześniu ubiegłego…

Czytaj...
HARD ROCK HOTEL

HARD ROCK HOTEL

Jedna z najnowszych realizacji, za którą stoi firma stoneCIRCLE, zyskała wiele prestiżowych nagród. Bar hotelowy otrzymał nagrodę Best…

Czytaj...
LAGASCA 99 I COSENTINO

LAGASCA 99 I COSENTINO

Zlokalizowany w dzielnicy Salamanca w Madrycie budynek mieszkalny Lagasca 99 nawiązuje swym charakterem do obiektów architektury wokół niego,…

Czytaj...
BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

BUDUJMY EKOLOGICZNIE, ALE WYDAJNIE!

Taki apel do Ministerstwa Rozwoju wydało w połowie sierpnia br. dwanaście organizacji branży budowlanej, deweloperskiej, biznesowej i architektonicznej.

Czytaj...
Frontpage Slideshow | Copyright © 2006-2011 JoomlaWorks Ltd.

CHINY CZYLI MAŁE TRZĘSIENIE ZIEMI W BRANŻY KAMIENIARSKIEJ

Coraz częściej słyszymy, nie tylko w Polsce, że Europa nie jest w stanie konkurować z producentami z Chin czy innych krajów Dalekiego Wschodu. Chiny to taki straszak powszechnie działający na naszą wyobraźnię. Wchodzimy do sklepu z zabawkami, a tu wszystko „made in China”. Nie ma co sprawdzać – nawet klocki lego i znane z czasów komuny „resoraki” Matchbox też.

Jestem w Zakopanem – a tu ciupagi, kapelusze góralskie i owieczki – made in China. Nawet góralom się nie chce produkować, jak mogą za bezcen kupić i za grube „dudki” sprzedać. No nic, tylko się bać.
Kiedyś takim straszakiem była Japonia, zalewająca Europę swoimi produktami, z których te najbardziej znane to samochody. Potem drugą falą były produkty z Tajwanu i Hongkongu, potem dołączyła do tego grona Korea itd., itp. Dzisiaj Japonia odpadła z grona krajów oferujących tanią azjatycką produkcję, podobnie jak Korea Południowa. Dzisiaj nawet Tajwan staje się powoli za drogi, ba, nawet Chińczycy przenoszą swoją produkcję do Wietnamu i Kambodży. Świat staje do góry nogami? Nie – to taka logiczna kolej rzeczy: zgodnie z prawami rynku produkcja przenosi się tam, gdzie jest najniższy koszt siły roboczej. I tak się dzieje do czasu, aż się okazuje, że jest takie miejsce na świecie, gdzie siła robocza jest jeszcze tańsza. Podobnie było z fabryką LG w Mławie. Kiedy ją zaczynano, jakiś „mądry” pan z PAIZ z Warszawy powiedział, że można mieć prostą siłę roboczą w tym rejonie Polski z pensją na poziomie 600 zł netto. Kiedy po roku fabrykę wybudowano, nie można było znaleźć pracowników nawet za 200% tej początkowej stawki. W sumie stanęło na 1500 netto. Już widzę, jak dostał po głowie decydent w LG, który podjął decyzję o budowie tej fabryki. Drobna różnica? Nie, przepaść! My mówimy o kwotach rzędu 10 USD miesięcznie – to jest różnica pensji w Azji, kiedy się ma powód, by przenieść produkcję.

TANIA PRODUKCJA? TO MOŻE W WIETNAMIE
To, co zbudowało potęgę Azji, czyli globalizacja, teraz działa jak powracający bumerang. Najpierw do tanich krajów azjatyckich przyszła rosnąca fala produkcji, bo była tam tania siła robocza, niskie podatki, tania energia i paliwa oraz niskie ceny nieruchomości. Za produkcją przyszły pieniądze. Jak już się pojawiły pieniądze, to pojawiło się coraz więcej chętnych, by je zagospodarować. Mówiąc naukowo – wzrost gospodarczy spowodował, że coraz więcej było chętnych, by go konsumować. Globalizacja sprawiła, że robotnicy i kadra inżynierska chcieli coraz bardziej konsumować owoce swojej pracy. Pierwszym takim przykładem była właśnie Japonia. Nowe, internetowo uświadomione pokolenia nie chciały już pracować po 12 godzin – te pokolenia zachciały żyć tak, jak ich rówieśnicy w USA czy w Europie. I zaczął się powolny marsz do coraz wyższych pensji oraz wszelakich zdobyczy cywilizacyjnych, jak system ubezpieczeń społecznych i zabezpieczeń socjalnych. To spowodowało wzrost kosztów produkcji i w konsekwencji wzrost cen dóbr eksportowych.
{mospagebreak}Czemu posłużyliśmy się przykładem Japonii, mówiąc o Chinach? Bo Kraj Środka właśnie konsekwentnie kroczy drogą Japonii, Korei Południowej i Tajwanu. Czy to się komuś podoba czy nie, ceny eksportowych dóbr z Chin rosną. Chiny dosłownie kopiują model japoński. Oczywiście są duże różnice – mała, wysoko rozwinięta Japonia ma niewiele wspólnego z tym potężnym terytorialnie i ludnościowo państwem, ale w wielu dziedzinach są daleko idące analogie. Chińczycy mówią o Japończykach, że to ich rodacy, którzy zamieszkiwali najdalej leżące wschodnie rejony kraju i z czasem utworzyli oddzielny organizm państwowy. Japończycy nienawidzą takiej interpretacji. Ale kiedy się porówna tutejszych robotników i ich pracę z lat 70. i 80. z robotnikami z Chin do roku 2005–2006, to mamy dokładnie takie same cechy tej zbiorowości. Cechą dominującą jest wręcz mrówcza pracowitość. Jeśli ktokolwiek miał szanse widzieć, jak ciężko i wydajnie pracują chińscy robotnicy, to w tej osobie z pewnością budził się od razu ogromny szacunek do ich pracowitości. W dzisiejszej Japonii ta cecha odeszła już do lamusa, a w Chinach właśnie zaczyna się powolna ewolucyjna droga do obecnego modelu japońskiego, w którym ludzie chcą po prostu żyć, a nie pracować 6 dni w tygodniu po 12 godzin.
Pracownicy w chińskich fabrykach coraz donośniej domagają się od swoich pracodawców podwyżek pensji. Jeszcze kilka lat temu było to nie do pomyślenia – dziś, choć nie jest to jeszcze powszechne zjawisko, już występuje i wpływa na to, że pensje zaczynają tu coraz szybciej rosnąć. Rosną też obciążenia dla pracodawców – kilka lat temu zaczął działać chiński odpowiednik naszego ZUS. Ma rosnąć do poziomu spotykanego w innych krajach. To powoduje, że każdy pracownik choćby tylko z tego powodu jest droższy. W roku 2010 ubezpieczenia wzrosły o około 12% w stosunku do roku 2009, a to w skali chińskiej gospodarki bardzo dużo. To oznacza w przypadku naszego biura w Chinach zmianę kosztów osobowych o 3 EUR za osobę miesięcznie, czyli 36 EUR rocznie. Gdy ktoś zatrudnia np. 3000 ludzi, to nawet taka mała zmiana ma duże znaczenie dla właściciela fabryki. To dlatego najtańsza i – co tu dużo mówić – najniższej jakości produkcja chińska jest przenoszona do np. Wietnamu czy Kambodży.
Ale o tych zjawiskach mówiliśmy już w poprzednich artykułach o rynku kamienia w Chinach. Wróćmy więc do samego rynku.

SAME DOBRE WIADOMOŚCI DLA POLSKICH KAMIENIARZY
Na początku czerwca dotarła do nas informacja, że w Jinjiang w prowincji Fujian kilka tygodni temu zostały zamknięte kopalnie żółtego granitu, mającego swoją chińską nazwę G662, a znanego już od wielu lat jako Padang Yellow. Od razu padło pytanie, dlaczego jeden z gatunków surowca, na których bazuje najtańsza chińska produkcja kamieniarska, ma takie kłopoty.
Jakież było zdziwienie, kiedy podano, że kopalnie zostały zamknięte z uwagi na rażące naruszenie norm ochrony środowiska. Oficjalnie postawiono kopalniom szereg wymogów, które winny spełnić, a gdy do tego dojdzie, otrzymują specjalny certyfikat. Z tego co nam wiadomo, pod koniec tego roku część tych kopalń powinna być ponownie otwarta. W Europie to byłaby normalka, ale w Chinach?! To był szok. Do tej pory nie przejmowano się tu ekologią i ochroną środowiska. Każdy, kto kiedykolwiek był w jakiejś europejskiej kopalni granitu czy marmuru, dobrze wie, jakie potężne koszty ponoszą te przedsiębiorstwa, aby spełnić wszelkie wymogi ochrony środowiska i ekologii. Jeśli w tej chwili Chiny dojdą do takiego samego poziomu, a jak widać – dochodzą, to będzie oznaczało, że cena wydobycia najtańszych granitów poważnie wzrośnie, a to z kolei spowoduje urealnienie cen chińskich wyrobów granitowych.
Powody takiego postawienia sprawy przez rząd mogą być dwa. Jeden to rzeczywiście ochrona środowiska – i bardzo dobrze; drugi może być kontynuacją walki z pewnego rodzaju chwastem występującym w chińskiej branży granitowej. Jak wiadomo, od kilku lat obowiązują tu cła eksportowe na surowe bloki granitowe. Jeśli kamień jest przetworzony, to ceł nie ma. Nałożenie tego rodzaju opłat na bloki było pierwszym etapem walki z najmniej opłacalnym wykorzystywaniem złóż kamienia. Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że czysty eksport surowca pozyskanego w sposób najtańszy na świecie działał przeciwko branży granitowej w Chinach. Bloki te wcześniej trafiały do Indii, które dzięki temu konkurowały z chińskimi producentami, sprzedając wyroby z chińskiego granitu. Mało tego: surowiec był droższy w samych Chinach. Wiadomo – im większy rynek, a więc popyt, tym cena sprzedaży wyższa. Po wprowadzeniu ceł sytuacja się unormowała – tym samym tutejsze granity zaczęto przetwarzać wyłącznie w kraju. Powoli zaczęły istnieć w Chinach dwa światy: nowoczesne fabryki przetwórstwa granitu – wynik potężnych inwestycji w tym sektorze – które przerabiają dzisiaj większość granitu importowanego z Indii, Brazylii, południowej Afryki czy Skandynawii – obok najczęściej rodzinnych małych zakładów działających na krawędzi prawa, często zatrudniających nielegalnie dzieciaki przy produkcji. To właśnie w tej drugiej grupie powstawały te tańsze produkty granitowe, które w pewnym momencie zalały nasz rynek na skutek niekontrolowanego importu. I to ta grupa przerabiała G662. Tak więc zamknięcie kopalni uderzyło najbardziej w ten sektor produkcji – ku szczerej radości dużych i profesjonalnych chińskich przedsiębiorstw. Im bowiem istnienie tej taniej produkcji, małych, ale bardzo licznych fabryczek zabierało chleb w równej mierze jak nam w Polsce.{mospagebreak}
Wróćmy jednak do Padang Yellow. Kiedy zamykano kopalnie, było bardzo dużo zleceń na ten materiał. Kopalnie zamknięte, a zamówienia w toku. Cena surowca skoczyła o 80%, mimo to cena eksportowa gotowych wyrobów wzrosła jedynie o 15%. Czemu tak mało? – Bo cena kamienia była tak mała, że większość ceny gotowego wyrobu stanowił koszt robocizny, energii i narzędzi. Ale stała się rzecz jeszcze jedna – otóż w związku z zaprzestaniem wydobycia z kopalń poznikało wszystko to, co nawet Chińczycy uznali za jakościowy odpad – po prostu poczyszczono gruzowiska. Nie trzeba być ekspertem w temacie, by wiedzieć, jaki to miało wpływ na jakość ostatecznych wyrobów.
Mamy więc obecnie sytuację następującą: w zakładach kamieniarskich są inne kolory, jak szary czy szaroróżowy, ale dobrego żółtego po prostu brakuje. Owszem, w samej prowincji Fujian jest alternatywny żółty, też zresztą o nazwie G682, ale nie jest to już ta sama jakość. Niestety, żółty kamień z PuTian jest bardzo „rzadki”, a materiał z rejonu ZhangPu jest zbyt porowaty i ma w swojej strukturze sporo małych dziurek. Jeden i drugi absolutnie nie nadaje się na nasze zimy. Zresztą udowodniły to liczne reklamacje w szczególności ze strony branży budowlanej – że okładziny na budynkach zmieniają miejscowo kolor na ciemny i rdzawy.

OCZYSZCZANIE RZEK PRZEZ ZAMYKANIE KOPALŃ
Ktoś powie: co z tego, skoro pod koniec roku lub na początku przyszłego cała sytuacja powinna wrócić do normy?
Otóż nie. Dosłownie kilkanaście dni temu doszły do nas kolejne wiadomości. Wyszedł na jaw prawdziwy powód zamknięcia kopalń i nie tylko. Na początku roku inspektorzy ochrony środowiska zbadali czystość rzek w rejonie LuoYuan i odkryli, że zanieczyszczenie wody drastycznie przekracza krajowe, naprawdę niewysokie normy. Po badaniach wody okazało się, że ma ona przeciętnie 1120 NTU. NTU to skrót od Nephelometric Turbidity Unit – nefelometryczna jednostka mętności. Nefelometria określa mętność wody na podstawie jej analizy. Parametr, przy którym woda jest akceptowana w Chinach, to około 50 NTU, a więc norma została przekroczona grubo ponad 20 razy! A trzeba przy tym wiedzieć, co oznacza owa granica 50 NTU. Według Polskiej Normy jakość wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi w naszym kraju powinna być „ciut” wyższa niż w Kraju Środka: parametr, o którym mowa, nie powinien mianowicie przekraczać 1 NTU. Dość łatwo jest zatem zrozumieć determinację chińskich władz – przecież większość ludzi w Chinach spożywa tę wodę!
O przyczynienie się do tak fatalnego stanu wód obwiniono cały przemysł kamieniarski – nie tylko kopalnie, ale też fabryki i zakłady kamieniarskie. Wymyślono więc sposób na powstrzymanie zatruwania wody: zamknięcie kopalń.
Już wiadomo, że minimum 10% wszystkich kopalń w tym rejonie ma przestać istnieć do końca tego roku – po prostu nie wszystkie kopalnie dostaną opisane wcześniej certyfikaty świadczące o tym, że ich produkcja spełnia wymogi ochrony środowiska. W ten sposób rząd ograniczy ilość surowca do przetwarzania, a tym samym przyczyni się do oczyszczenia środowiska. Ale to nie jest dla władz wielki problem, ponieważ właścicielem większości kopalń jest skarb państwa lub rząd jest w nich współinwestorem. Wydaje się więc, że to dość prosta sprawa.
Ale na tym nie koniec!

DOBRYCH WIEŚCI CIĄG DALSZY
W rejonie LuoYuan jest ponad 450 zakładów kamieniarskich. Do końca tego roku ma być zamkniętych minimum 255 z nich. Nie wiemy, jaki będzie mechanizm i kryteria ich zamykania, ale można się tylko domyślać, że będzie podobnie jak z kopalniami, czyli metodą wymagania specjalnego certyfikatu z ochrony środowiska.
Czy to koniec „represji”? Nie, uznano, że zakłady te zużywają za dużo prądu, a więc rząd ma im podnieść dość znacząco ceny za prąd.
Oznacza to, że w tym rejonie brudny i energochłonny, bo przestarzały przemysł kamieniarski nie ma racji bytu. Kto zostanie na polu boju? Zakłady z nowymi technologiami i oczyszczalniami – czyli firmy z tzw. wyższej półki. A przecież pamiętamy, jak niedawno wszyscy klęli w zakładach kamieniarskich w Polsce, że musieli budować przyzakładowe oczyszczalnie ścieków. Jak wszyscy pukali się w głowę – po co oczyszczalnie?! To przecież nie odpad, a jednie pył kamienny i woda! A dzisiaj to w Polsce norma. To samo zaczyna być normą w Chinach. Uwaga, to, co się dzieje w prowincji Fujian, to dopiero jest początek – tak ma być wszędzie w Chinach. Oznacza to jedno: produkcja granitowa się w Chinach cywilizuje, a więc koszty wytworzenia poszczególnych wyrobów będą wyższe. Mniejsza ilość zakładów spowoduje zmniejszenie presji na eksport. W każdej gałęzi produkcji eksport nie służy przeważnie robieniu krociowych zysków, lecz polega na korzystaniu z efektu skali. To wygląda tak, że wraz ze wzrostem ilości produkcji rosną jej koszty, ale w przeliczeniu na jednostkę produktu – spadają. Czyli jeśli jest firma, która produkuje 1000 wyrobów na rynek krajowy po jednostkowym koszcie X, to gdy np. zwiększy produkcję o 100% i dodatkowo wyeksportuje 1000 jednostek np. po kosztach, to i tak zarobi krocie, bo np. koszty produkcji 1000 wyrobów sprzedanych na rynku krajowym spadły o 10% – i marża łączna zamiast 10% jest 20%. Tak to w przybliżeniu działa. W kamieniarstwie chińskim jest podobnie. Głównie sprzedaje się na rynku wewnętrznym, a nadwyżki idą na eksport. Gdzie, Waszym zdaniem, lepiej jest sprzedać lepsze jakościowo produkty – u siebie czy na eksport? Nie mylcie z czasami komuny, gdy dla dewiz wysyłało się „pierwyj sort” na eksport, a odrzuty szły na kraj. W dobie wolnego rynku mamy sytuację odwrotną. Owszem, jak zamorski klient kupuje dużo i często, i to na dodatek latami – o, ten zasługuje na szacunek, ale dwa czy trzy kontenery, nawet miesięcznie, to żaden klient dla średniej wielkości chińskiej firmy.
Może to, co teraz piszemy, doda trochę optymizmu naszym rodzimym producentom, którzy nie raz narzekali, że import gotowych wyrobów stanowi dla nich bardzo poważny problem.
Jak jeszcze Chiny uwolnią kursy walut i ceny paliw – a jedno i drugie ma w końcu nastąpić – to przy wysokich frachtach dla tego potężnego eksportera konkurencja Chin dla „made in Poland” nie będzie już tak znacząca.
Globalizacja to proces przenikania się oraz przemieszczania ludzi, a jedni z drugimi gadają. Nieważne, czy twarzą w twarz, czy przy pomocy internetu. To również wiedza, ile się zarabia na tym czy owym tu i tam. Świat staje się globalna wioską. Zanim się obejrzymy, Indie wprowadzą te same regulacje. W końcu także w Wietnamie koszty produkcji wzrosną. Mówi się, że w Europie Zachodniej w ciągu kilku lat pensje mają spaść o ponad 30%. Jeszcze trochę i świat wprowadzi zasady wymyślone przez Marksa i Engelsa – wszystkim po równo. Ale spokojnie, mam nadzieję, że my wszyscy jeszcze tego nie dożyjemy.
Na świecie są tacy, którzy przeklinają globalizację, ale są i tacy, którzy ją pokochali – tylko że z tych, co ją tak łatwo pokochali, część może ją w najbliższych latach zacząć przeklinać. Ot, taka dziwna kolej rzeczy.

Rafał Zahorski

 

Nie czekaj dodaj firmę

do naszego katalogu!

 

 

Dodaj firmę...

 

Dodaj ogłoszenie drobne

do naszej bazy!

 

 

Ogłoszenia...

45-837 Opole,
ul. Wspólna 26
woj. Opolskie
Tel. +48 77 402 41 70
Biuro reklamy:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Redakcja:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.">
     Wszystkie prawa zastrzeżone - Świat-Kamienia 1999-2012
     Projekt i wykonanie: Wilinet